Słuchała uważnie kocicy, a na wspomnienie o partnerach i miłości jej wzrok zaszedł smutną mgłą. Od razu przypomniała sobie Kokardkę – swoją najlepszą przyjaciółkę i chwilową kochankę z sąsiedztwa. Tęskniła za nią każdego dnia i zastanawiała się, czy tam, gdzie się przeprowadziła, miała dobrze. Czy ludzie, z którymi zamieszkała, dbali o nią tak, jak powinni. Miała nadzieję, że nigdy jej nie porzucą i że Kokardka nadal będzie miała ciepły dom oraz swoje urocze sweterki na zimę. Gałązka drgnęła, gdy wspomnienie miękkich, ciepłych ubranek przyjaciółki przemknęło jej przez myśl. Przypomniała sobie, jak puchate potrafiły być – czasem tak grube, że Kokardka wyglądała na dwa razy większą. Nigdy jednak nie narzekała, bo wiedziała, że jeśli choćby wspomniałaby coś o niewygodzie, jej właścicielka nie wypuściłaby jej na zewnątrz. Przez głowę Gałązki przeleciały wszystkie cudowne chwile z białą kocicą. Łza zakręciła się w jej oku, lecz szybko nad sobą zapanowała.
— To nie twoja wina. Czasami… czasami koty po prostu do siebie nie pasują w takich sprawach. A czasami trudno odróżnić miłość od przyjaźni czy podziwu. Często wszystko zlewa się w jedną całość — wyszeptała cicho Gałązka, spoglądając ukradkiem na Czereśniowy Pocałunek, której pysk wykrzywił się z bólu.
— Ale powinnam to wiedzieć. Powinnam zrozumieć, że to, co do niej czułam, nie było… tym. Wiedziałam, ale długo zwlekałam, bo liczyłam, że coś się zmieni — westchnęła druga kocica, kładąc po sobie uszy.
— Nikt nie rodzi się z pełną wiedzą, nawet o samym sobie. Jeśli byli twoimi przyjaciółmi, powinni cię zrozumieć. Ten kocur, o którym wspominałaś, też powinien. Nie ma obowiązku podobać się każdemu. A tamta kotka… jej ból mogę zrozumieć, ale nie powinna tak długo żywić urazy. Nie zrobiłaś niczego celowo. Po prostu uczyłaś się siebie — odparła czekoladowa kocica, czując nagły przypływ mądrości. Lubiła wspierać innych słowem, doradzać i pomagać, choć sama często popełniała błędy i nie słuchała własnych rad. Widziała, jak spojrzenie Czereśni powoli się zmienia, jakby wreszcie coś do niej dotarło.
— Masz… masz rację. Wiem to, ale nadal czuję się w pewnym stopniu… obrzydliwa. Może gdybym zgodziła się być z nim… albo nie zgodziła się być z Mureną… może wszystko potoczyłoby się inaczej — mruknęła, odwracając spojrzenie gdzieś w dal. Gałązka strzepnęła ogonem, nagle oburzona. Słowa tamtej uderzyły w nią, jakby obrażały coś, co uważała za święte.
— Nawet tak nie mów! Jeśli obrażają się za to, kim jesteś i że próbujesz zrozumieć siebie, problem leży w nich. Jeśli ten kocur przestał cię lubić tylko dlatego, że nie chciałaś z nim być, to jest z nim coś bardzo nie w porządku. Egoista, myślący wyłącznie o swoich uczuciach. A twoje zachowanie wobec tej kotki… może nie było idealne, ale nie chciałaś jej skrzywdzić. Wyjaśniłaś jej to, prawda? Jeśli naprawdę cię lubili, nie powinni długo nosić w sobie złości. A jeśli odeszłaś z klanu przez nich, to najpewniej sami odsuwali się od ciebie już od dawna — mruknęła Gałązka, strzepując ogonem. Ostatnie zdanie wypowiedziała jednak ciszej.
Nie rozumiała, jak można być złym na kogoś za to, że ten ktoś nie odwzajemnił uczuć. To, w jej oczach, było nie tylko dziwne, ale wręcz nie do zaakceptowania.
<Czereśnio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz