*jeszcze przed ucieczką części wilczaków*
Zbliżali się w stronę Drogi Grzmotu, oddzielającej ich terytoria od tych Owocowego Lasu. Rozkojarzonym spojrzeniem przesunęła po towarzyszących jej kotach; Słota u jej boku, na przedzie nadąsany Krucze Pióro, a gdzieś z boku Roztargniony Koperek…. No naprawdę, lepszej ekipy nie dało się skompletować. Nie była do końca pewna, co medyk robił na patrolu łowieckim… Westchnęła cicho; pół biedy, że nic się nie działo, to przynajmniej nie musieli ze sobą rozmawiać. Pomyślała o tym jednak za szybko – szelest czegoś średniej wielkości rozległ się w pobliżu kotów, jednak ciężko było określić, skąd ów dźwięk dochodził.
Zastrzygła uszyma. Zaintrygowanie wygrało, a jej łapki prędko poniosły ją parę kroków przed grupę. Może to jakaś większa zwierzyna? Usłyszała, jak najstarszy z wojowników również odłącza się od patrolu, a po nim Ognikowa Słota. Szylkretka zerknęła na siostrę, po czym w niemym porozumieniu wyrwały się do przodu… Nie był to jednak najlepszy pomysł.
Może matka miała rację, powtarzając, że ciekawość w żadne dobre miejsce jej nie zaprowadzi. Grunt obsunął się spod ich łap tak niespodziewanie, że nawet nie była w stanie stwierdzić, kto w złe miejsce nadepnął pierwszy. Runęła w dół, do jakiejś dziury, a za nią Słota, przygniatając szylkretkę do ziemi. Parsknęła zaskoczona, wypluwając z buzi porządną porcję ziemi. Wydała z siebie poirytowany jęk. To zdecydowanie nie była zwierzyna! A jeżeli rzeczywiscie gdzieś była, to na pewno już ją spłoszyli... Położyła po sobie uszy i zrzuciła Słotę ze swojego grzbietu, stając w dole i unosząc łeb do góry.
— Słota? — Szturchnęła siostrę łapą. — Chyba mamy lekki problem.
Wojowniczka również podniosła się z ziemi, rozglądajac się dookoła z postawionymi na sztorc uszyma.
— Pomrok, wszystko w porządku?
— Tak... Chyba tak. Ty cała?
Rudaska pokiwała głową. Brązowe ślipia Pomroku wbite były w korzenie wystające z góry, a język wytknięty w skupieniu. Widziała również jeszcze jednego z członków, szarpiącego się z czymś na powierzchni… Do czasu. Usłyszała tupot łap, i po paru uderzeniach serca po kocie nie było już śladu. Świetnie! Wywróciła oczyma i ponownie wbiła spojrzenie w górę.
— Podsadzić cię? — zaproponowała. — Może uda Ci się tam czegoś złapać?
Słota podniosła łeb i rozejrzała się, szukając wzrokiem jakiegokolwiek wystającego korzenia lub większej części ziemi, dzięki której mogłaby się łatwiej wspiąć. Pomrok schyliła się, aby siostra mogła oprzeć łapy na jej grzbiecie. Modliła się w myślach, aby udało zaczepić się jej chociażby o jeden z korzeni, które widziały.
Stęknęła, gdy łapy wojowniczki wbiły się pomiędzy jej barki. Jednak udało jej się! Już chwilę później z pomocą jej szczęk udało się szylkretce stanąć obok dziury. Wypluła resztki ziemi z pyska i z nienawiścią spojrzała na dół. Głupia dziura.
Po chwili adrenalina zniknęła. Nieco zdezorientowana posadziła zad na ziemi i spojrzała na siostrę. Super. Świetnie. I gdzie ta reszta się podziała?
— Co teraz?
Zanim jednak Słota zdołała coś zaproponować, z pomiędzy drzew wypadł jakiś inny kot. Ucieszyła się, słysząc czyjś głos, jednak... Mina nieco jej zrzedła na widok Roztargnionego Koperka. No cóż.
Medyk podszedł bliżej sióstr, zauważalnie zdezorientowany.
— Gdzie jest Krucze Pióro? Pobiegł za mną? — zapytało. — On jest chyba niepoważny.
Pomrok zastrzygła uszyma.
— Nie mamy pojęcia — miauknęła, zbliżając się do liliowego, ale nadal zachowując bezpieczną odległość. Kto wie, co mu w głowie siedzi? — Gdzieś biegł, to na pewno... Moment. A ty? Czemu poleciałeś chować się gdzieś po krzakach? — dodała, marszcząc nos.
Liliowe prychnęło cicho.
— To nie do końca tak jak myślisz — warknęło, tak jakby usiłowało się powstrzymać przed obelgami. — Coś wybiegło z krzaków, a wy strasznie się grzebaliście. Powinniśmy zgłosić to do przywódcy… Z drugiej strony nie mam pojęcia czym było to stworzenie, więc co jeśli grozi mu niebezpieczeństwo?
— Nie moja wina, że ja jestem niska, a dziura głęboka — parksnęła nadąsana. — Nawet nie wiesz, za czym pobiegłeś? Trochę nierozsądne, ale co ja tam wiem…
— No z jakiegoś powodu nazwali mnie Roztargnionym Koperkiem.
Końcówka jej ogona poruszyła się z poirytowaniem.
— Pasuje Ci, to muszę przyznać — miauknęła, krzywiąc się. Po chwili rozejrzała się po okolicy. — No, to co z tym... Kruczym? Chyba trzeba go znaleźć.
Z gardła stojącej obok niej Słoty wyrwało się warknięcie.
— W takim razie poniesie konsekwencje swoich nieodpowiedzialnych czynów — strzepnęła ogonem gniewnie, wysuwając pazury i wbijając je w glebę. Westchnęła przeciągle, jednak po chwili pokiwała znowu głową. — No... dobrze, może faktycznie lepiej będzie go poszukać — przyznała. — Ale nie myśl sobie, że będę tolerować twoje docinki! — spojrzała na medyka z ukosa, podnosząc brodę tak, jakby się na niego nadąsała, ale on jedynie uśmiechnął się nieszczerze.
— Później sobie zrobimy pogaduszki.
Wytknęła na niego język, ale podążyła za medykiem bez słowa.
Roztargniony Koperek przeprowadził ich przez drogę grzmotu. Ich łapy prędkim krokiem przeszły przez cuchnącą powierzchnię, a później zaczęły przeciskać się przez pokrzywy, końcowo przystając obok jakiegoś różanego krzewu.
— Tu się zatrzymałom.
Wymamrotała parę brzydkich słów. Będzie cała w bąblach! Prychnęła z niezadowoleniem.
— No, ale tutaj go nie ma — miauknęła, spoglądając na liliowego ze zobojętniałą miną. Jak na nią, to można by było tę pokrakę tu zostawić... Ale chyba by tak nie wypadało. — Słota, czujesz coś? Może nasza zguba gdzieś się tu kręci.
— Nie, nic oprócz smrodu drogi grzmotu — powiedziała, po czym łapami rozchyliła jedną z gałęzi. Weszła głębiej w krzaki, szukając jakiegokolwiek śladu po kocurze.
Wcisnęła się między gałęzie za Słotą, krzywiąc się na szarpiące jej futro kolce. W pewnym momencie jednak… Nie mogła się już poruszyć. Utknęli! Świetnie. W krzewie było ciasno, a kotce wbijały się w jej boki. Szarpnęła się nieco do tyłu, sycząc z poirytowaniem, tym samym nadeptując na jedną z łap Koperka.
— Musisz się tak rozpychać! Zabieraj to brudne łapsko! — warknęło z obrzydzeniem wymalowanym na pysku.
Chcąc szybciej się wydostać z końca krzaków szarpnęło się, co skończyło się niezbyt wielką raną na boku.
— Świetnie ciekawe czym ja to teraz opatrzę. Gdyby nie ty nie miałobym tego… Gdzie się podziała Ognikowa Słota? — zapytało nagle.
Wywróciła oczami.
— Trzeba było się za nami nie pchać z tym swoim zadem — prychnęła, sama wyczołgujac się spomiędzy gałęzi. Dopiero po chwili zauważyła brak siostry. Czyżby za nimi nie nadążała? — Słotaaa? Jesteś tam jeszcze?
— Pomroku? — głos rudaski dobiegło do nich zza ściany gałęzi.
— I co? Nie możemy jej tam zostawić, prawda? — zmrużyło oczy, patrząc na Pomrok. — Rozdzielać też raczej się nie powinniśmy…
Parsknęła z niezadowoleniem.
— No oczywiście, że jej tam nie zostawimy — syknęła, po czym wetknęła łeb pomiędzy gałęzie, słysząc głos siostry. — Słota? No, chodź tu do nas, bo sama z nim nie wytrzymam!
— Pomroku chodź do mnie na chwilę, ale bez niego!
Medyk, słysząc słowa kotek, prychnął bardzo rozbawiony.
— I co! Utkniecie tam razem, mysie móżdżki?! Naprawdę wolałobym, aby chociaż jedna z was wyszła z tych głupich zarośli i dotarła spowrotem do obozu... — mruknęło przygnębione.
Posłusznie wsunęła się ponownie między gałęzie, jednak tylko na tyle, że jej zad nadal wystawał na zewnątrz. Nie chciała tam znowu utknąć!
— Wyjmij może ten kij spod ogona, co? — parsknęła w odpowiedzi Koperkowi, ignorując jeno kolejne, niezadowolone pomruki. Spojrzała ma siostrę zaplątaną w pędy i kolce.... Zniżyła ton głosu do szeptu. — Aż tak źle jest? Chodź, zanim zostawi nas tutaj.
— Tak... — odparła Słota z zażenowaniem. Szarpnęła, próbując wydostać się z nich raz jeszcze, tylko po to, żeby spotkać się z kolejnym kłuciem ze strony kolców. Zaczęła gryźć kilka z nich, próbując w ten sposób połamać łodygi i nawet jej to wyszło, jednak było ich więcej i nie do każdej sięgała.
— Można by trochę szybciej? — dobiegły do nich narzekania Koperka.
Wyciągnęła pysk do przodu i zaczęła pomagać siostrze, łapiąc zębami za pędy i je przegryzając w miejscach, w których nie było aż tylu kolców.
— Mogłybyśmy mu wrzucić ślimaki do legowiska, jak już wrócimy — szepnęła rudaska z uśmiechem, gdy zrobiły sobie chwilkę przerwy. Po jakimś czasie pędów zostawało coraz mniej, kolce sypały się na ziemię. Musiały uważać, żeby przypadkiem na nie nie depnąć.
— Ej, a ja mam pomóc? — wołał do nich dalej medyk.
Zachichotała cicho.
— Idzie nam lepiej bez ciebie — zamiauczała. — Nie właź tu, bo ciebie już nie wyciągnę!
— No bardzo zabawne… Załatwię wam żeby was nie leczono przez następny rok.
Usłyszawszy trzask, Słota uwolniła się wreszcie z cierni, strzepując z siebie nadmiar igiełek. Pomrok wyszczerzyła zęby w uśmiechu i zaczęła się wycofywać z krzewów.
— Widzisz? Wystarczyło być cierpliwym — miauknęła w stronę medyka, otrzepując sierść. — Co teraz? Idziemy go chyba dalej szukać, co nie?
Odpowiedzi na pytanie nie uzyskała. Zdezorientowana spojrzała na owarzyszy, wpatrujących się… W jasny, długi strzępek cudzej sierści, z któregu unosił się gryzący w nos, ziołowy zapach.
— Intrygujące. To z pewnością nie należy do Kruczego Pióra... — mruknął medyk.
Zastrzygła uszyma.
— Widzieliście jeszcze kogoś innego? — zwróciła się do Koperka, wyjątkowo wcale nie aroganckim tonem, jedynie zaintrygowana. Może ich zaginiony wojownik wdał się w jakąś bójkę?
— Nie — miauknęła Słota. — Myślicie że należy do kogoś z naszych?
— A czy ktokolwiek z naszych ma aż tak okrutnie ziołowy zapach? Nawet Cisowe Tchnienie, która wygląda na taką, co wychowała się w żłobku, nie śmierci tak okrutnie — mruknęło, namyślając się. — Właściwie co to za zapach? Mięta? Lawenda? Hmm... Może jakiś kot celowo się czymś natarł? — przechyliło głowę, patrząc na kotki pytająco.
Pochyliła się nad skrawkiem futra. Zapach był tak silny, że aż zaczęło coś ją kręcić w nosie.
— Nie mam pojęcia — miauknęła, po czym psiknęła. — To ty jesteś tu medykiem, wykaż się.
— Nie mam pojęcia co to za zapach, ale może ten ktoś chciał zamaskować swój zapach, tarzając się w czymś właśnie — powiedziała Słota z podejrzliwym wyrazem pyska. — Możemy wziąć to i zanieść Nikłej Gwieździe i rozejrzeć się po kotach, komu brakuje kępki… Chyba, że to wcale nie od nas, a od Owocowego Lasu. Myślicie, że chciałoby im się próbować wejść na nasze tereny? Może są chciwi i patrzą, na jaki skrawek naszego terytorium mogliby położyć łapska?
Roztargniony Koperek prychnął poirytowany.
— No rzeczywiście, dziękuję za dokończenie mojej sugestii — wywróciło oczyma. — Może i byłoby sensowne, ale wiadomo ile kotów miało wyrwane futro z choćby powodu treningów czy walk? To trochę jak szukanie wiatru na terenie Klanu Burzy, bezsensowne. Nie byłoby jednak lepiej jeszcze trochę się rozejrzeć? W końcu musimy znaleźć nadal Krucze Pióro… Jedno jest pewne. Faktycznie mamy gdzieś zdrajcę. Miejmy tylko nadzieję, że nie znajduje się on w naszym klanie…
Pomrok zmarszczyła brwi.
— Zdrajca zdrajcą, ale czy na pewno musimy sie za Krukiem uganiać po lesie? — mruknęła, spoglądając po dwójce kotów. — Nawet nie wiemy, gdzie odbiegł, bo ktoś nie raczył zwracać na niego uwagi, gdy my próbowałyśmy wygrzebać się z dziury — spojrzała wymownie na Koperka. — Myślicie, że jest na tyle przygłupi, że nie trafi do obozu?
— Więc trzeba było nie wpadać do dziury u sprawa rozwiązana! — mruknęło, zanosząc się śmiechem.
Ognikowa Słota zjeżyła nieco futro.
— Rozejrzyjmy się, ale za następnymi śladami. Krucze Pióro sam się znajdzie — miauknęła stanowczo, rozglądając się już wstępnie za czymkolwiek.
— Wiesz, istnieje szansa, że trafi kiedyś na patrol i co? Zaatakuje go trójka czy czwórka kotów?? Pomyślała o tym? — warknęło zdenerwowane. — Ale jasne, mi to w sumie obojętne. Dla mnie mogą go nawet oskórować i zjeść, wszystko jedno. Brawo, Ognikowa Słoto, zdobywasz punkty — uśmiechnęło się, chichocząc pod nosem.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach, brązowe oczy kotki ujrzały Krucze Pióro.
— Widzisz! Miałyśmy rację, sam się znalazł — miauknęła Słota triumfalnie, machnąwszy dumnie ogonem. — Nie kłap już tyle, bo mnie irytujesz — dorzuciła do medyka, machając teraz ogonem z poddenerwowaniem. Spojrzała na niego i patrzyła tak przez dłuższą chwilę, zanim odwróciła się z brodą uniesioną wysoko. Zaczęła kroczyć przed siebie w kierunku obozu klanu wilka.
— Miałom szczerą nadzieję, że coś cię zeżarło — mruknęło tylko krótko w stronę Kruczego, idąc kawałek od Słoty, ale na tyle daleko, aby nie być blisko wojowników.
Pomrok, nieco zdezorientowana, otrząsnęła się i dogoniła resztę patrolu, zrównując kroki z siostrą. Jeszcze raz, po co oni w ogóle tu przyszli?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz