Kotka każdego dnia doglądała swojego umierającego kociaka. Irys walczył o swoje życie, a od dziecka przypominał jej… Kosaćcową Grzywę. Pomimo nienawiści do kocura chciała utrzymać młodego przy życiu. Kochała swoje kocięta. Tak samo bardzo, jak te starsze… Dlatego właśnie chciała, aby Irys przetrwał. Usłyszała, jak do legowiska medyka, w którym spędzała teraz większość swojego życia, wchodzi jej brat.— Postrzępiony Mrozie. Naparstnica pytał o ciebie… Widział cię tylko kilka razy. On cię potrzebuje. — Na jego słowa kotka zjeżyła sierść. Potrzebuje jej? Może i tak, ale jej drugie kocię walczyło o życie. Naparstnica może zaczekać. Jednak… Nie był niczemu winien. Spojrzała na kociaka w swoich łapach. Ledwo dyszącego. Czuła, że tylko utrudnia mu odejścia z tego okrutnego świata. Polizała jego łebek i spojrzała znów na brata.
— Przyjdę do niego przed zachodem słońca. — odpowiedziała, przenosząc znów wzrok na Irysa. Jej brat westchnął tylko, po czym wyszedł z legowiska medyków.
— Mamo… — wychrypiał mały — Kto to Naparstnica..?
— To twój brat… On… Czeka na ciebie. Aż wyzdrowiejesz. Wtedy będziemy wszyscy szczęśliwi, wiesz? — odpowiedziała młodszemu ze słabym uśmiechem. Ten lekko pociągnął noskiem.
— Mamo..?
— Tak, Irysku? — polizała jego czoło czule.
— Nie chcę umierać. — wyszeptał do kotki. — Ja… Nie chcę jeszcze widzieć się ze Sreberkiem…
Kotka patrzyła na niego tępo. Nie wiedziała, co może powiedzieć. Jedynie zamknęła oczy, myśląc o kociaku. Nie tylko jednak o nim, ale i o Złotej Drodze. Byli do siebie tak podobni… Spojrzała znowu na syna. Na syna, który przypominał jej Kosaćcową Grzywę. Czyżby umierał, jak uczucie, które do siebie żywili..? Nie chciała o tym myśleć. Nie chciała już nawet znać kocura. Straciła wszystko. Miłość, rodziców… Jej dzieci zostały ukarane przez Klan Gwiazdy, a jedno zostało od niej brutalnie zabrane… Co jeśli i to jej zabiorą..?
***
Naparstnica ugniatał swoimi łapkami jej brzuch, sycąc się jej mlekiem. Wzrok Postrzępionego Mrozu był pusty, gdy tak leżała, patrząc na legowisko medyka, w którym znajdował się jej drugi syn. Stale był pod opieką medyczki, jak i jej byłej uczennicy. Spojrzała teraz na Naparstnicę, który szturchał jej ramię łapką.
— Mamo, skoro już jesteś, chcesz się ze mną pobawić? — zapytał z nadzieją w głosie.
— Chciałabym, ale powinnam wrócić zaraz do twojego brata. Może pobawisz się z Gąsienicowym Ogryzkiem? — na jej odpowiedź kociak posmutniał.
— Ale to nie to samo. Ja chcę ciebie… — odpowiedział cicho. Postrzępiony Mróz mogła jedynie patrzeć na niego, nie wiedząc, co ma powiedzieć. W końcu wstała, gdy zauważyła niedaleko Pietruszkową Błyskawicę. Koniuszkiem ogona zawołała ją do siebie, gdy zauważyła, że ta zerka na nią. Gdy już podeszła, poprosiła ją o popilnowanie syna, samej wychodząc bez zbędnych rozmów. Gdy znów znalazła się u boku Irysa, spojrzała na niego zmartwiona. Kocurek widocznie bardzo męczył się z każdym kolejnym wdechem. Ile już minęło jego życia..? Albo raczej… Ile mu zostało..? Położyła się, zasypiając ze zmęczenia.
***
Poczuła czyjąś obecność. Może to Aster, która przyszła zobaczyć, co u niej słychać? Albo jej brat? Wszelkie wątpliwości rozwiała postać. Postać, której jasne, prążkowane futro lśniło jak złoto w bladym blasku nocnej tarczy. Wojowniczka znała to futro. Jeszcze niedawno przecież jadała w jego obecności, jeszcze niedawno widziała je pokryte szkarłatem po bitwie z Klanem Wilka.
— Czy mnie oczy zwodzą, że widzisz mnie? — łagodny, acz zdziwiony głos rozlał się po legowisku wojowników, ale nikt nawet nie ruszył uchem. Szylkretka była jedyną, do której dotarł. — Czy wreszcie... Ktoś pomoże mi zaznać spokoju i ukoi nerwy w wędrówce, która, choć krótsza niż ta wielu... ciągnie się niczym samotna męczarnia..?
Pobladłe oczy Złotej Drogi rozjaśniły się nadzieją. Postrzępiony Mróz podniosła się z legowiska, nie dowierzając własnym oczom.
— Złota Drogo..? Czy to ty? Co ty tu robisz? — zapytała zaskoczona. Podniosła łapę, aby dotknąć kocura, jednak ten był jak przeźroczysty. Nie mogła go poczuć u swojego boku. Już nie. W kącikach jej oczu zebrały się łzy. Czy też nie mogła wybrać jego, zamiast Kosaćcowej Grzywy..?
— Tak, we własnej osobie. Postrzępiony Mrozie… Tak bardzo przykro mi, że straciłaś kocię. — spojrzał na Irysa, który nadal spał. — Oraz, że… Cóż, kolejne będzie musiało cierpieć.
— Co masz przez to na myśli..? — zapytała zbita z tropu.
— Postrzępiony Mrozie. Te kocięta nie powinny były przyjść na świat, a Klan Gwiazdy ukaże je tak jak tamte. Jednak w inny sposób. Ukaże też ciebie. — na jego słowa zjeżyło jej się futro na karku. Spojrzała na niego niepewnie.
— Dlaczego tu jesteś..? — zapytała w końcu.
— Potrzebuję twojej pomocy. Chcę odnaleźć spokój. Być w końcu częścią Klanu Gwiazdy, nie tułać się w zaświatach. Czy mogłabyś mi pomóc..? — Po chwili zastanowienia kotka skinęła.
— Tak. Czego potrzebujesz?
— Tego nie wiem. Może… Wyjdźmy stąd na chwilę. Dawno nie wyszłaś poza obóz, prawda?
— Tak, to prawda… — Gdy kocur odwrócił się, podążyła za nim. W ciszy opuścili obóz, choć ona na chwilę jeszcze odwróciła się w stronę legowiska medyków. Złota Droga jednak przejechał pod jej brodą swoim ogonem, więc podążyła znów za nim. Dotarli do łąki, na której odbyła się walka z Klanem Wilka. Na samą myśl przeszły jej ciarki. Gdyby wtedy nie siedziała z Kosaćcową Grzywą, ocaliłaby Złotą Drogę… Tak bardzo żałowała tej decyzji. Wybrała zdrajcę zamiast własnego przyjaciela. Spojrzała na niego kątem oka. W jego oczach była pustka, gdy patrzył na to miejsce. W końcu odezwał się.
— Nigdy nie pomyślałbym, że moje życie może skończyć się tak szybko. Tak łatwo. Że nie zdążę nawet mrugnąć, a wykrwawię się na łące. No i że znajdziesz mnie ty. To był okropny widok, Strzępko. Nawet po śmierci musiałem patrzeć na cierpienie swoich bliskich.
— Złota Drogo. Tak bardzo mi przykro… Ja… Chciałam cię ocalić, ale…
— Byłaś zajęta kimś innym. — dokończył za nią, na co ta jedynie przełknęła ślinę. Wstał, w końcu patrząc na nią. — Choć chciałbym, żebym to był ja, to rozumiem twój wybór. — Znów odwrócił wzrok. Kotka natomiast spojrzała na niego zdziwiona.
— Jak to? Co masz przez to na myśli? — Chciała przywrócić jego wzrok na siebie, jednak ten jedynie uśmiechnął się pod nosem.
— Nigdy tego nie zauważyłaś, prawda? — zapytał w końcu.
— Czego?
— Kochałem cię, Postrzępiony Mrozie. Byłem w tobie zakochany. Byłaś dla mnie wszystkim. Gwiazdami na Srebrnej Skórze, najpiękniejszą błyskotką… Wszystkim. — odpowiedział, patrząc w końcu na nią. W jego oku znów zobaczyła tę iskrę, którą obdarzał ją za życia. Postrzępiony Mróz poczuła, jak jej oczy zachodzą się znów łzami.
— Ja… Też cię kochałam. — odpowiedziała cicho, jednak kocur spojrzał na nią smutno.
— Wybrałaś Kosaćcową Grzywę. Sreberko umarł jak nasza miłość, a Irys… — odwrócił głowę — Być może będzie następny.
— Nie. Nie, Irys przeżyje, on po prostu… Urodził się słaby. Ja będę przy nim, uratuję go, ja… — Zaczęła panikować, zaprzeczając wszystkiemu.
— Nie możesz ocalić każdego, Postrzępiony Mrozie. Przykro mi… — Złota Droga podszedł do niej, liżąc jej czoło. Po chwili spojrzała na niego.
— Kiedyś opowiadałeś mi o życiu za bycia samotnika. Też chciałeś kogoś uratować. Też kogoś prawie straciłeś. — Spojrzała na swoje łapy. — Czy to nie tego potrzeba ci, aby wrócić? Poczucia, że ocaliłeś kogoś?
— Może i tak? Może tego właśnie było potrzeba..? — Złota Droga spojrzał na nią. Postrzępiony Mróz zaś spojrzała na swoje łapy, po czym na obóz. Skinęła do niego głową, aby poszedł za nią. Gdy dotarli, zwróciła się w stronę legowiska medyków. Stanęli nad kociakiem. Nad Irysem. Gdy tylko zobaczyła jego małe, ledwo pewnie ciepłe ciałko, zalała się łzami. Poczuła ogon Złotej Drogi na swoim barku. Gdy w końcu uspokoiła się, zerknęła na kocura.
— On nie może tak żyć, prawda..? On… Musi zginąć… Jak moja miłość do Kosaćcowej Grzywy… Masz rację. On nie zasługuje na takie cierpienie. — W końcu spojrzała na niego, a on odwzajemnił ten gest. — Proszę. Zabierz go ze sobą. Jeśli ma cierpieć mniej, zabierz go.
— Panienko… — Miał ją zwyczaj tak nazywać. W jej sercu rozlało się na to słowo ciepło. Złota Droga w końcu przeniósł wzrok na kociaka. Podszedł bliżej, schylając się nad nim. Przez chwilę zawahał się, jednak dotknął nosem jego czoła. Przez moment nic się nie stało, jednak po chwili zobaczyła, jak mała duszyczka opuszcza już teraz zapewne zimne ciało. Postrzępiony Mróz przeszył chłód. Kociak patrzył na nią teraz pomimo śmierci żywszy. Poczuła znów łzy. Tonę łez. Praktycznie dusiła się płaczem, w pewnym momencie padając na ziemię z rozpaczy. Poczuła jednak ostatni raz mały, ciepły nosek, który dotknął jej pyszczka. Uśmiech, jakim obdarzył ją Irys był dla niej wszystkim, czego potrzebowała. Zauważyła, że Złota Droga robi się bardziej rozmyty, z resztą jak i młodszy.
— Dziękuję, Postrzępiony Mrozie. Możesz mieć pewność, że zabiorę go do Klanu Gwiazdy. — wyszeptał Złota Droga. Kotka podniosła się gwałtownie, chcąc go złapać, jednak w tym momencie rozmył się w powietrzu.
***
Ze snu wyrwał ją zgiełk. Jakby ktoś panikował. Jej oczy powoli otworzyły się, a to, co zobaczyła, wolałaby odzobaczyć. Jej kocię było w desperacji ratowane przez medyczki. Od razu zerwała się na łapy, sen nadal był dla niej okropnie realny. Cóż, okazuje się, że chyba był. Ćmi Księżyc próbowała przywrócić Irysa do życia, ale bezskutecznie. W pewnym momencie medyczka wzdrygnęła się, patrząc na wojowniczkę. Słyszała krzyk, brzęczał w jej uszach, pełen desperacji i bólu. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że wyszedł on z jej pyska. Jej łapy same ruszyły w stronę zimnego ciała syna. Przytuliła się do niego, łkając żałośnie. Ledwo mogła oddychać.
— Nie, proszę… Tylko nie to… — Pomimo tego, że wiedziała, że była to jej decyzja, nadal nie chciała wierzyć w to, że musiała ją podjąć. Podniosła głowę, w końcu patrząc w pełni na ciało. Pociągnęła nosem, mrugając kilka razy, aby pozbyć się łez. — Niech Klan Gwiazdy ma cię w opiece Irysku. Oraz Złota Droga. Zajmie się tobą. Obiecuje. — wyszeptała na tyle cicho, że medyczka nie usłyszała. Nie mogła już nic więcej zrobić dla Irysa. Mogła tylko modlić się, że razem ze Sreberkiem i Złotą Drogą będą szczęśliwi w Klanie Gwiazdy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz