***Noc***
Kasztanka jak co noc kładła się dalej od reszty. Pragnęła spokoju i bezpiecznej przestrzeni. Miejsca dla siebie i swoich przemyśleń, bo sen nigdy nie pojawiał się zbyt szybko. Właściwie to nie spała zbyt długo przez natłok myśli, z którymi po prostu nie była w stanie sobie poradzić. Czy rozmawiała o tym z Szafran lub Kolendrą? Nie, nie poruszała tego tematu. Mieli swoje zajęcia, a poza tym nie było ich obok niej. Samej rudzince nie chciało się ich szukać w tłumie. Zresztą wątpiła, by ci ją zrozumieli. Nikt nie był w stanie pojąć tego, co czuła. Nikt. Jednak tej nocy myśli nie zdążyły się przebić przez senną mgłę. Świat ucichł szybciej niż zwykle. Posłanie pod jej brzuszkiem zmieniło się w miękką i pachnącą trawę lekko zroszoną przez chłód poranka. Do nosa dotarł znajomy zapach, mocniej niż przez ostatnich parę księżyców. Żółtooka poczuła ucisk w sercu, a jej wzrok zaczął wędrować po obozie, lecz cichszym niż normalnie.
—Kasztanko! Hej, Kasztanko! — rozległ się za jej plecami głos. Jego barwa brzmiała nieco doroślej, ale serce podpowiadało jej, że to wciąż ten sam kot. Kocurek, którego straciła podczas epidemii. Czy to możliwe, że tak naprawdę żył?
— Siostrzyczko, nie ignoruj mnie — dopowiedział głos, a następnie otarł się o nią. Czuła ciepło na swoim boku, więc niemożliwe było, by jej się przewidziało prawda? To naprawdę musiał być on.
— Paprotek! Ty żyjesz! — miauknęła w końcu i odwróciła pysk w bok. Wtedy dostrzegła jego zaskoczone, zielone oczy.
— Oczywiście, ja nigdzie nie odszedłem. Czemu zdajesz się tak zaskoczona? — odpowiedział jej kocurek. Kasztanka przyglądała mu się uważnie. Wtedy też Paprotek liznął ją czule w policzek.
— No chodź, pobawmy się. Wiem, że jest jeszcze wcześnie, ale skoro i tak nie śpimy, to możemy spożytkować to na wspólne harce! — jasny nie ustępował.
— Dobrze — odparła w końcu rudzinka. Czemu tak nad tym rozmyślała, skoro czuła obecność brata tuż obok siebie? Na pewno jej się koszmar przyśnił, że ją zostawił. To było jedyne racjonalne wytłumaczenie tego wszystkiego. Żył i to się liczyło prawda?
— Idziesz? — spytał Paprotek, który zdążył już postąpić dwa kroki.
— Tak! — odparła koteczka, a następnie podążyła za nim, by ostatecznie zrównać się z zielonookim. Szli bardzo blisko siebie, rozmawiając o wszystkim i niczym. W końcu po paru uderzeniach serca dotarli na skraj obozu.
— Myślę, że tu będzie dobrze — zasugerował kremowy. Pręgowana skinęła leciutko łebkiem.
— Tak, a co powiesz, by potem razem poćwiczyć zadania stróża? W końcu oboje się szkolimy na niego — wymruczała żółtooka, kocurek przytaknął energicznie.
— No pewnie! W końcu w grupie raźniej! — ucieszył się Paprotek. Kasztanka rozpromieniła się.
— Dobra, w co się bawimy? Może w ostatnią literkę? — zasugerowała ruda.
— Świetny pomysł, jestem za. Mogę zacząć? — spojrzał na nią błagalnie. Kotka się ciepło zaśmiała.
— No pewnie, dawaj — wymruczała, a następnie usiedli obok siebie. Otuliła go ogonem.
— Owoc — zaczął kocurek. Kasztanka się zamyśliła na momencik.
— Cel — odparła z uśmiechem.
— Lawenda — kontynuował Paprotek.
— Apetyt — dorzuciła Kasztanka. Bawili się tak przez dłuższy czas, a gdy im się znudziło, zmienili zabawę. Po jakimś czasie postanowili się położyć obok siebie i wsłuchać w otoczenie czerpiąc przyjemność ze swojej obecności. Kiedy słońce wzeszło wyżej, ich mentorzy zabrali rodzeństwo na trening. Wieczorem znów mieli czas tylko dla siebie, więc położyli się na swoich posłaniach. Opowiadali sobie zmyślone historyjki.
— Wiesz co? Liście paproci by ci pasowały do tych kasztanowych — odezwał się w pewnej chwili Paprotek. Kasztanka zamrugała zaskoczona. Nie wiedziała, skąd nagle mu się to wzięło, ale jeśli tak uważał, to pewnie miał rację.
— Tak sądzisz? — mimowolnie się spytała.
— Tak — odparł kocurek, a Kasztanka pozwoliła sobie na ciepły uśmiech.
— W takim razie jutro pójdziemy po liście paprotki, a teraz chyba powinniśmy się już położyć. Musimy się wyspać na kolejny dzień pełen wrażeń prawda? — wymruczała.
— No pewnie, dobranoc siostrzyczko — odparł kremowy, kładąc się nieco bliżej niej.
— Dobranoc braciszku — odpowiedziała mu Kasztanka, a następnie usnęli.
***Rano***
— Kasztanko, wstawaj — rozległ się głos Gąski. Rudzinka z początku nie zareagowała jakby wciąż spała. Być może wcale nie chciała się budzić. Zbyt przyjemnie jej było.
— Kasztanko, pora na trening — dodała bardziej stanowczo Gąska, lekko szturchając uczennicę. Jednak dopiero po paru dłuższych uderzeniach serca, żółtooka uniosła powieki. Niemal natychmiast jej wzrok spotkał się z niebieskim spojrzeniem jej mentorki. Spojrzała w miejsce, gdzie przecież niedawno był Paprotek. Jej brat wciąż był obok, a przynajmniej tak jej się wydawało.
— No dobrze, ale pod warunkiem, że Paprotek może pójść z nami. Poza tym chciałabym znaleźć liście paproci. Braciszek mi mówił, że by mi pasowały — rzekła Kasztanka. Zdecydowanie była zdeterminowana, by jej niewidzialny brat poszedł z nimi na trening. W przeciwnym razie nie miała zamiaru się stąd ruszać ani o krok. Jeśli Gąska jej odmówi, to może sobie pójść i nie wracać. Jej pyszczek po raz chyba pierwszy od dawna wyrażał pewność siebie. W jej sercu zaczęło kiełkować coś zupełnie nowego. Odwaga do działania. Kiedy tak czekała na odpowiedź, zaczęła układać sobie sierść. W końcu powinno się zmyć resztki snu. Co więcej, szykowała sobie miejsce na kolejne ozdóbki. Wiedziała, że te będą musiały być na widoku. Jako pierwsze powinny rzucać się w oko innych kotów. Niech wiedzą, że była dumną siostrą kremowego kocurka.
<Gąsko?>
[830 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz