Borówkowa Słodycz słuchała go w milczeniu, nieruchoma niczym cień rzucony przez stare drzewo, które widziało już zbyt wiele burz, by reagować na każdą kolejną. Jego słowa spływały po niej ciężko, osiadając w sercu warstwa po warstwie, aż trudno było odróżnić, co boli bardziej — jego skrucha czy wspomnienia, które bezlitośnie rozbudzał. Widziała, jak drżą mu łapy, jak łamie się w nim coś głębokiego i kruchego, lecz współczucie, które kiedyś przyszłoby naturalnie, teraz nie potrafiło przebić się przez mur gniewu i żalu.
Jej niebieskie oczy zabłysły chłodnym światłem, gdy wpatrywała się w kocura, jakby w tym spojrzeniu odbijały się wszystkie niewypowiedziane myśli, które nosiła w sobie od wielu księżyców. Czas płynął nieubłaganie, zmieniały się pory roku, noc ustępowała dniowi, a jednak wspomnienie śmierci Pluskającego Potoku nie blakło ani na chwilę — tkwiło w niej jak cierń, którego nie sposób było wyrwać bez rozdarcia serca. Pamiętała zbyt dobrze słowa Szałwiowego Serca, wypowiadane z czystym przekonaniem, gdy tłumaczył jej, że to jedyne możliwe wyjście, że ofiara była konieczna, że dobro klanu wymaga takiego wyboru. Wtedy jeszcze próbowała wierzyć, że mówi to z ciężkim sercem. Teraz wiedziała, jak bardzo się myliła.
Obraz tamtej nocy wciąż powracał w jej myślach — walki, w której nie padł ani jeden cios pazurem, a jednak była brutalniejsza niż niejedna bitwa. Starcie słów, spojrzeń i oskarżeń, w którego to centrum znajdował się Plusk. Nikt nie chciał go bronić. Nikt, poza nią. Jak uparty, niemal poległy rycerz, wciąż i wciąż podnosiła głos w jego obronie, wiedząc, że każda kolejna próba oddala ją od reszty klanu. Broniła wuja, gdy inni już wydali wyrok, gdy pragnienie krwi było silniejsze niż wątpliwości.
A potem zapadła decyzja. To właśnie Szałwiowe Serce został wyznaczony na wykonawcę wyroku — na kata. W tamtej chwili coś w niej pękło. Szacunek, który kiedyś wobec niego czuła, rozsypał się bezpowrotnie, jak glina pod zbyt mocnym naciskiem. Już wtedy nie chciała mieć z nim nic wspólnego, unikała jego spojrzeń, jego obecności, jego głosu. Lecz to, co czuła teraz, po tym jak prawda wypłynęła na światło dnia, było czymś znacznie gorszym niż niechęć. Była to chłodna, martwa pustka, w której tlił się jedynie palący, cichy gniew.
— Pomyśleć, że jesteś księciem — powiedziała, a w tych słowach brzmiała gorzka ironia. — Że to właśnie ty reprezentujesz nasz klan przed innymi. Dziwię się, że wciąż nosisz znak lotosu. Dziwię się, że nikt nie zmył go z ciebie razem z resztkami honoru.
Jej spojrzenie stało się ostrzejsze, jakby każde kolejne słowo było precyzyjnie wymierzonym ciosem.
— Bo w moich oczach nie zasługujesz na takie wyróżnienie — ciągnęła. — Nie różnisz się niczym od kota, którego zabiłeś własnymi pazurami. Tyle że on umierał cierpiąc, a ty… Ty żyłeś dalej, wciskając wszystkim kit dla własnej wygody. Obojętny na to, że Klan Gwiazdy zawsze widział twoje grzechy i że prędzej czy później pokaże je nam wszystkim.
Poczuła, jak jej pierś zaciska się boleśnie, jakby ktoś niewidzialny ścisnął ją w żelaznym uścisku.
— Wstyd i żal — powtórzyła w końcu cicho, a jej głos był zaskakująco spokojny, niemal pusty. — To piękne słowa, Szałwiowe Serce. Łatwe do wypowiedzenia, gdy wszystko już runęło.
Zrobiła krok w bok, przerywając bezpośrednią linię między nimi, jakby potrzebowała oddechu, przestrzeni, dystansu. Jej ogon drgnął nerwowo, a spojrzenie powędrowało ku mrokowi lasu.
— Wiesz, co boli najbardziej? — ciągnęła po chwili. — Nie to, że złamałeś kodeks. Nie to, że oszukałeś klan. Nawet nie to, że Pluskający Potok zapłacił za słowa zwykłego zdrajcy najwyższą cenę. — Tu jej głos zadrżał po raz pierwszy, zdradzając pęknięcie w pancerzu. — Najbardziej boli to, że pozwoliłeś nam wierzyć. Że patrzyłeś mi w oczy i mówiłeś o sprawiedliwości, o lojalności, o zdradzie… wiedząc, że sam stoisz po tej stronie, przed którą tak gorliwie ostrzegałeś.
Odwróciła się znów ku niemu, a w jej oczach nie było już ognia — tylko głęboka, męcząca pustka. Wojowniczka zamilkła, pozwalając, by cisza dopełniła to, czego nie musiała już mówić.
<Szałwiowe Serce?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz