Przeszłość
— Nie jestem medyczką, nie chciałabym robić czegoś bez waszej zgody — odparła, spoglądając na opatrunek.
— Rozumiem. Jednak myślę, że żaden z medyków nie miałby nic przeciwko temu, gdybyś użyła ziół. W końcu i tak pomagasz w ich szukaniu — odpowiedziała spokojnie Wdzięczna Firletka, sprzątając resztki roślin rozsypane na ziemi.
Motylkowa Łączka patrzyła na nią uważnie, a z każdą kolejną chwilą czuła, jak w gardle rośnie jej gula. Chciała o coś zapytać, coś wyznać, wreszcie wypowiedzieć to, co od dawna cisnęło jej się na język. Ostatecznie jednak zrezygnowała. Jak zawsze. Uśmiechnęła się jedynie promiennie, tak jak miała w zwyczaju, i zaczęła ożywioną rozmowę o motylkach, chrząszczach i innym drobnym robactwie, skutecznie odwracając uwagę od tego, co naprawdę było dla niej ważne.
Teraźniejszość
Skulona pod krzewami obserwowała bacznie białą jak śnieg uczennicę, która, skryta w cieniu wieży, rozmawiała z jednym z kotów. Motylka nie słyszała ich rozmowy — i nawet tego nie chciała. Kotka najwyraźniej nie zdawała sobie sprawy, że ktoś ją obserwuje. Przed łapami Motylki leżał zając, którym dzieliła się z Opadającym Rumiankiem. Kocur przez chwilę coś do niej mówił, jednak gdy zorientował się, że go nie słucha, delikatnie dotknął ją łapą.
— Czemu tak przyglądasz się Wełnistej Łapie? — zapytał z lekkim zmartwieniem, spoglądając na nią tym samym spojrzeniem, którym niegdyś patrzył na jej matkę. Motylka szybko się uśmiechnęła.
— Na kogo? Ach… na Wełnistą Łapę. Nie patrzę na nią. Po prostu się zamyśliłam, nic więcej — miauknęła, śmiejąc się nienaturalnie.
Już na pierwszy rzut oka można było wyczytać z jej pyska, że kłamie. Oprócz sztucznego uśmiechu widać było także szok i zawstydzenie, których nie potrafiła ukryć. Jeszcze przez chwilę siedziała z szylkretowym kocurem, rozmawiając o zupełnie nieistotnych sprawach: o pogodzie, o drobnych przyjemnościach dnia codziennego. Mimo to wspólnie spędzony czas był zaskakująco miły. Gdy jednak skończyli posiłek, kocur oddalił się na patrol łowiecki. Wojowniczka została sama, wpatrując się w swoje łapy. Musiała przestać. Naprawdę musiała przestać tak obserwować Wróżkę. Ktoś mógłby pomyśleć, że ma obsesję na jej punkcie albo — co gorsza — że planuje coś złego. Wciągnęła głośno powietrze i przymknęła oczy. Otworzyła je jednak niemal natychmiast, gdy tuż przed nią stanęła Wdzięczna Firletka. Z lekkim, zmęczonym uśmiechem usiadła na ziemi.
— Motylko! — zamruczała cicho, dotykając nosem jej czoła. — Dawno nie rozmawiałyśmy… te wszystkie sprawy w klanie… — ściszyła głos, po czym szybko potrząsnęła głową. — Może chciałabyś wybrać się ze mną na zbieranie ziół? — zaproponowała ciepło, od razu się podnosząc, jakby była pewna, że wojowniczka się zgodzi.
I zgodziłaby się — gdyby nie ukłucie dumy i zazdrości, które uderzyło ją mocniej niż wcześniej.
— Po co? — warknęła ostrzej, niż zamierzała.
Drgnęła i podniosła się do siadu, spoglądając na Wdzięczną Firletkę z wyraźnym zaskoczeniem.
— To znaczy… nie widzę takiej potrzeby — dodała, równie oschle jak przed chwilą.
Cofnęła uszy i uderzyła się łapą w czoło. Nie mogła się tak zachowywać. Nie wobec Firletki. Nie wobec tej, dla której jej serce biło szybciej.
— Wszystko w porządku? — zapytała medyczka z troską, siadając tym razem tuż obok niej, tak że ich futra lekko się zetknęły.
— Przepraszam… po prostu to wszystko ostatnio mnie stresuje — westchnęła Motylka, odwracając wzrok, by druga nie mogła wyczytać prawdy z jej oczu.
A może to wcale nie było kłamstwo? Rzeczywiście czuła się ostatnio gorzej — bardziej spięta, niepewna, podejrzliwie spoglądająca na członków klanu. Jednak to, co kierowało jej zachowaniem w tej chwili, było czymś innym. Zazdrością, której nie chciała czuć. Żalem, którego nie chciała dopuścić do głosu.
<Firletko, przepraszam>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz