Spojrzał w ślad za siostrą z wyraźnym niezrozumieniem. Nie tylko dlatego, że był zmęczony znoszeniem wstydu za jej przewinienia. Przede wszystkim był zwyczajnie zdumiony, jak łatwo było jej porzucić dotychczasowe życie i jak bardzo nieprzejęta wydawała się tym, co się właśnie wydarzyło.
Podkulił ogon, ale tylko na moment. Nie chciał, by Miłostka dostrzegła ten ruch. Nie mogła zauważyć jego wahania, zwątpienia i oznak strachu. To nie tak, że przecież zaraz ich coś zje, gdy tylko oddalą się od bezpiecznego obozu. Musiał potraktować tę decyzję inaczej, bardziej pozytywnie. Szli na przygodę, a koniec ich pobytu w Owocowym Lesie zwiastował początek nowego życia. Lepszego, ciekawszego i takiego, w którym jego nie do końca ukochana siostra (teraz nawet nie miał w czym wybierać), nie będzie musiała znosić krzywych spojrzeń i kąśliwych uwag pobratymców. Nawet jeśli dorobiła się ich na własne życzenie. Gdyby słuchała się go od początku, nie dręczyłyby ją tu żadne boleści związane ze złamanym sercem.
— A ty tu zamierzasz zapuścić tu korzenie, czy jednak łaskawie ruszysz swój zadek? — Wybudziło go z zamyśleń jej pytanie. Musiała zauważyć, że nie ruszył w pogoń za nią. Wróciła do niego, nie pobiegła dalej. Poczuł dziwne mrowienie pod poduszkami łap. — Słuchaj, jeśli nie chcesz, to proszę, ja cię nie trzymam, możesz wciąż wr...
— Do zobaczenia później, glucie — parsknął i wystrzelił do przodu.
Miłostka pomimo widocznej na pierwszy rzut oka głupoty zdołała szybko oprzytomnieć i z powrotem nabrała prędkości w kończynach.
To znaczy, prędkość była tu pojęciem nadwyraz nietrafnym. Ani on, ani jego siostra, nie szczycili się parą w łapach. Wytrzymałość również najwyraźniej nie należała do ich mocniejszych cech, bo dotarli na wzgórze zdyszani, a jednak zerkając sobie w oczy, widać było, że żadnemu z nich nie w głowie było przegrywanie.
— Ale ty jesteś wolny — parsknęła Miłostka.
— Ja wolny? Przecież ledwo co mi kroku dotrzymywałaś!
— Pszczoła cię w język użądliła? Co ty za bzdury gadasz, prześcignęłam cię na samym początku — prychnęła, aczkolwiek jej pewny siebie ton nie współgrał z rytmicznymi przerwami na oddech.
— Mnie w język, a ciebie w zadek — fuknął.
Jedno było pewne. Opuszczenie Owocowego Lasu niczego między nimi nie zmieniło.
Podkulił ogon, ale tylko na moment. Nie chciał, by Miłostka dostrzegła ten ruch. Nie mogła zauważyć jego wahania, zwątpienia i oznak strachu. To nie tak, że przecież zaraz ich coś zje, gdy tylko oddalą się od bezpiecznego obozu. Musiał potraktować tę decyzję inaczej, bardziej pozytywnie. Szli na przygodę, a koniec ich pobytu w Owocowym Lesie zwiastował początek nowego życia. Lepszego, ciekawszego i takiego, w którym jego nie do końca ukochana siostra (teraz nawet nie miał w czym wybierać), nie będzie musiała znosić krzywych spojrzeń i kąśliwych uwag pobratymców. Nawet jeśli dorobiła się ich na własne życzenie. Gdyby słuchała się go od początku, nie dręczyłyby ją tu żadne boleści związane ze złamanym sercem.
— A ty tu zamierzasz zapuścić tu korzenie, czy jednak łaskawie ruszysz swój zadek? — Wybudziło go z zamyśleń jej pytanie. Musiała zauważyć, że nie ruszył w pogoń za nią. Wróciła do niego, nie pobiegła dalej. Poczuł dziwne mrowienie pod poduszkami łap. — Słuchaj, jeśli nie chcesz, to proszę, ja cię nie trzymam, możesz wciąż wr...
— Do zobaczenia później, glucie — parsknął i wystrzelił do przodu.
Miłostka pomimo widocznej na pierwszy rzut oka głupoty zdołała szybko oprzytomnieć i z powrotem nabrała prędkości w kończynach.
To znaczy, prędkość była tu pojęciem nadwyraz nietrafnym. Ani on, ani jego siostra, nie szczycili się parą w łapach. Wytrzymałość również najwyraźniej nie należała do ich mocniejszych cech, bo dotarli na wzgórze zdyszani, a jednak zerkając sobie w oczy, widać było, że żadnemu z nich nie w głowie było przegrywanie.
— Ale ty jesteś wolny — parsknęła Miłostka.
— Ja wolny? Przecież ledwo co mi kroku dotrzymywałaś!
— Pszczoła cię w język użądliła? Co ty za bzdury gadasz, prześcignęłam cię na samym początku — prychnęła, aczkolwiek jej pewny siebie ton nie współgrał z rytmicznymi przerwami na oddech.
— Mnie w język, a ciebie w zadek — fuknął.
Jedno było pewne. Opuszczenie Owocowego Lasu niczego między nimi nie zmieniło.
***
Ich życie zmieniło się w nieustanną tułaczkę. Wędrówki nie były dalekie, gdyż dni mijały im tak naprawdę na kręceniu się w kółko. Nie zbliżali się w żaden sposób do granic byłego domu, choć nieraz w głowie świtała mu myśl, a żeby spróbować podejść kawalątek bliżej i wyciągnąć szyję odrobinę wyżej, aby a nuż wśród zieleni krzewów dostrzec posiwiałe, w głównej mierze brązowe futro ojca.
Żadna taka sytuacja nie miała jednak miejsca, a więc odpuścił, znosząc z utrapieniem towarzystwo siostry. Czymże los go pokarał albo i dlaczego to obdarował go taką cierpliwością i spokojem, że gotów był za tą pchłą kąśliwą wskoczyć w najgłębsze bagno?
— To nie ma sensu, Miłostko — wyjęczał w końcu, patrząc raz po raz, jak ta nieudolnie próbowała upolować wiewiórkę. Pomimo puszystości i wyraźnie dużej ilości zjedzonych orzechów, ten rudy gryzoń nieźle umykał spod jej łap. Mógłby pomóc siostrze, zaganiając zwierzę z drugiej strony, ale niespecjalnie mu się do tego spieszyło.
— Nie mam ochoty na twoje egzystencjalne problemy. Jestem głodna — odburknęła.
— Nie moje życie nie ma sensu, tylko to wszystko. Odeszliśmy, świetnie, ale co dalej? — westchnął, grzebiąc pazurem w ziemi. Zwilgotniały piach i to, co tworzył, poczynało przypominać mu ojca. Ich biednego, starszego i pewnie zamartwiającego się na śmierć ojca. — Jaki jest plan?
— Jaki plan? — zatrzymała się tuż u pnia drzewa, z którego najwyższej gałęzi zwisała ruda kita.
Westchnął głośno, wyraźnie zaznaczając swoje niezadowolenie. Tego mógł się po niej spodziewać. Chaosu.
— Nie możemy tak tu egzystować do końca naszych dni. Musimy iść gdzieś dalej. A najlepiej to się osiąść w bezpiecznym miejscu.
Zarzuciła mu to jej zwyczajowe, dobrze znane, pełne złości spojrzenie.
— No to proszę, powiedz. Co proponujesz?
Zamyślił się, wędrując wzrokiem bo jej brudnym od błota futrze.
— To może wydawać się trochę nierozsądne, ale myślisz, że jest cień szansy na to, że któryś z tych... klanów, by nas przyjął? — zagadnął. — Czym to się różni od Owocowego Lasu? Mają śmieszne imiona i nie wierzą we Wszechmatkę, tylko mają swoje własne wymysły. A i tak jestem pewny, że nie każdy w nie wierzy. Możemy pójść i...
Jej pysk wskazywał na to, że nadal nie była zadowolona. Nie sprawiała jednak wrażenie zirytowanej samym pomysłem, a jedynie tym, że cokolwiek, co on powiedział, nie było wcale takie głupie.
— Cóż, to — urwała, chrząkając. — Głupie i niegłupie, przynajmniej jak na ciebie — skwitowała, przysiadając. — Wiele kotów przypałętało się z innych klanów do Owocowego Lasu, więc w drugą stronę też może to działać. Chociażby nas ojciec... — Sekrecik momentalnie wyłapał pewne załamanie w jej głosie. Nie dziwiło go to w żadnym stopniu. — W sumie nie mówił aż tak źle o Klanie Klifu...
— Tylko ich lider wydaje się dziwny. I jest stary.
— To może i lepiej. Szybciej nas przyjmie, niż gdybyśmy pchali się w łapy młodocianego tyrana — stwierdziła.
Nie wierzył, że skończyli w takiej sytuacji. Sądził, że Owocowy Las będzie ich domem do końca żyć, a jednak byli tu, na zupełnym pustkowiu, oszacowując, jaka była szansa na to, że znajdą spokój w innym towarzystwie.
— Czekałaby nas daleka droga, to niemal obok Bursztynowej Wyspy — mruknął na głos słowa, które równie dobrze mogłyby stanowić przelotną myśl. — Musielibyśmy przejść przez tereny innych klanów albo pchać się na około, tylko wtedy możemy się też pogubić — zauważył, wzdychając ciężko.
— Trudno, pozwiedzamy trochę — stwierdziła. — Zresztą, jak będziemy szli przez inne klany, to może szybciej znajdziemy lepszy dom. Wszystko jest zresztą lepsze od Owocowego Lasu — prychnęła.
— Od Owocowego Lasu, czy od jego poszczególnych członków? — podsunął.
Łapy jej zadrżały.
— Doskonale wiesz, o co chodzi. O kogo.
Nieustannie cisnęły mu się na język "A nie mówiłem, że Len to zadufany w sobie szczur?". Miłostka to zrozumiała, ale zdecydowanie za późno.
Dał jej spokój na ten temat, odwracając pysk w drugą stronę. Przywykł do widoku tych trawiastych terenów. Ich odejście nie było aż tak ekscytujące jak ostatecznie spekulował, że mogłoby być. Był jednostajny, lubił spokój i rutynę, w czym uświadomiła go ta nagła zmiana. Nie byłby jednak w stanie już powrócić do Owocowego Lasu. Nie zniósłby krzywych spojrzeń posyłanych jego siostrze, a i z pewnością i w jego stronę, skoro odważył się od nich uciec.
Głośniejszy szelest skupił na moment jego uwagę. Skrzywił się, zerkając w stronę Miłostki, spodziewając się, że ta oferma spadła z jakiegoś drzewa albo wywaliła się w pogoni za wiewiórką. Jak na potwierdzenie jego przypuszczeń, spostrzegł fragment rudego futra przemykający pośród liści krzewów.
— Twój posiłek bawi się z tobą w chowanego — rzucił. — Berka już wygrało...
— Zamknij się. — Uśmiechnął się rozbawiony, słysząc irytacje w jej głosie. Niektóre rzeczy przynajmniej pozostawały bez zmian. — Uznałam wcześniej, że może się nawet z tobą podzielę, ale właśnie straciłeś swoją szansę.
Przewrócił oczami, podążając mimowolnie wzrokiem za ciemną czupryną zdobiącą czubek jej głowy. Powoli zbliżyła się do kryjówki potencjalnej piszczki, jednak gdy znajdowała się zaledwie króliczy skok od niej, rozległ się dziwny charkot. Miłostka przystanęła gwałtownie, a on sam poderwał się do góry.
W tym samym momencie w ich stronę podążała ruda istota, jednak znacznie większa od tej, której szukali. Widok wychudzonego cielska lisa był ostatnim, co było im potrzebne do przetrwania.
Brudne zębiska klapnęły zaledwie niewielką odległość od ucha pointki, która pomimo wyraźnie ogarniającego ją lęku, zareagowało natychmiastowo, odskakując w tył i jeżąc się.
Gdy w jego głowie pojawiła się myśl, że jeden, kościsty drapieżnik nie powinien stanowić dla nich problemów, zza krzewu rozległ się pisk. Nie mieli do czynienia ze zwykłym, głodnym lisem. To była matka, za którą wędrowały jej pociechy i z pewnością była gotów rozszarpać go i Miłostkę żywcem, byleby zapewnić bezpieczeństwo swoim dzieciom.
Świat wyraźnie dawał im znaki, że powinni trzymać się od terenów Owocowego Lasu jak najdalej.
<Mikrostko?>

uznajmy że tak wyglądają jakieś tereny poza klanami oki
wstawcie tu piosenke z moj brat niedzwiedz tą co Koda zaczyna spiewać
OdpowiedzUsuń