Kwiecista Knieja zniknęła. Tak po prostu, z dnia na dzień. Biała Łapa został bez wyjaśnień, bez żadnego słowa, którym mógłby się podeprzeć w tej ciężkiej sytuacji. Myślał, że nawiązali więź, iż mieli dobry kontakt, że kotka go lubiła. W końcu byli razem przez tyle księżyców, a ona tak po prostu, zwyczajnie odeszła. Wyrzuciła go jak śmiecia, który nie był jej już potrzebny. Biały miał do niej tyle pytań, pomysłów na nowe ruchy w walce, na zasadzki w tunelach. A teraz już nic nie miało znaczenia.
Mało tego, kotka zostawiła za sobą latorośl o bliżej nieznanym pochodzeniu.
To, że Bazia jest córką Kniei, było wiadome. Status jej ojca za to pozostawał tajemnicą, chociaż Białej Łapy to nie obchodziło.
Liczyła się tylko Bazia i to, co mu zrobiła.
Odebrała mu mentorkę.
Jej przyjście na świat zniszczyło całe jego dotychczasowe życie oraz relację z szylkretową przewodniczką. Odejście Kwiecistej Kniei pozostawiło na sercu oraz duszy Białego tak wielką ranę, że kocur nie chciał z nikim rozmawiać, a na sam widok Bazi pazury mu się same wysuwały. Ponieważ albinos był rozsądny oraz logicznie myślał, wiedział, że śmierć Bazi nie sprowadzi z powrotem Kniei. Czy nie mógł iść jej szukać? Czy był w ogóle sens? Jak długo miał się jeszcze szkolić, czy Knieja przekazywała jakiekolwiek informacje o jego postępach dalej? Do lidera? Czy Królicza Gwiazda chciał go mianować? Tyle pytań, a odpowiedzi żadnej. Cóż, może chociaż, jeśli rzuci Bazię lisom na pożarcie, to nie będzie mu przypominać o Kwiecistej.
Zamknąwszy się w sobie, leżał na mchowym posłaniu, ruszając się jedynie w niezbędnych momentach.
~*~
Po paru dniach został przeniesiony pod skrzydła jedynego dorosłego przewodnika, jakim był Słoneczny Fragment. Albinos nienawidził kocura za sam fakt, że był na niego skazany. Chciał wrócić do Kniei, słuchać jej ciekawych historii i chłonąć od niej wiedzę. Nie miał najmniejszej ochoty dzielić mentora z innym uczniem, jakim był Śniąca Łapa, który swoją drogą prześpi całe swoje życie. Jednak to nie obchodziło Białego. Nie dosyć, że miał teraz problemy w relacji z Księżycem, to jeszcze musiał zaadaptować się do nowej rzeczywistości.
Rzeczywistości, której nie chciał. Nie prosił o nią, a jednak – wciąż został do niej wciągnięty.
Można było dostrzec gołym okiem, jak jego humor podupadał, nie żeby na co dzień tryskał energią. Biała Łapa, który bardzo ograniczał ekspresyjność, teraz zdawał się wręcz otoczony murem. Jakby dookoła niego unosiła się gęsta mgła, przez którą nikt nie miał prawa przejść. Nie miał humoru na nic, na trening, rozmowę, jedzenie. Zniknęła jego dawna motywacja, a widok tuneli tylko pogłębiał tęsknotę jego serca. Czy powinien tak bardzo odczuwać stratę? Zapewne… w końcu był tylko uczniem, który dopiero wchodził w życie. Kwiecista była jego częścią, drogowskazem, za którym podążał w najdalsze zakątki tuneli bez strachu, a z determinacją, by je wszystkie poznać. Czuł w sercu ogromny ból, zamykając się na wszystkie bodźce i wspominając swoją dawną mentorkę. Tak mijały mu godziny, dni, podczas których przewracał się tylko na drugi bok w swoim upchniętym w końcu legowisk mchu. Jak najdalej od światła, od kotów, oraz tuneli, które swą prezencją przywoływały bolesne wspomnienia.
Liczba słów: 504
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz