Przeszłość
Trzymając w pysku mysz, zerknęła na małego, kremowego kocurka. Jej spojrzenie na chwilę zmiękło, a kąciki pyska uniosły się w niewyraźnym uśmiechu. Widziała w nim swojego brata, podobieństwo było aż nazbyt oczywiste. Zerknęła w stronę Jagodowego Marzenia, która właśnie rugała swojego syna. Jej głos był stanowczy, lecz pozbawiony gniewu — bardziej pełen troski niż złości.
— Pyłku, daj Motylkowej Łączce wejść — powiedziała królowa spokojnie.
Na te słowa kociak tylko mruknął coś pod nosem, po czym, z wyraźną niechęcią, przysiadł obok niej, odwracając wzrok. Motylkowa Łączka zaśmiała się cicho, niemal bezgłośnie, po czym podeszła bliżej ciemniejszej kotki i ostrożnie położyła obok niej mysz.
— Miło mi cię widzieć i dziękuję za zwierzynę. Nie przejmuj się Pyłkiem, kociaki mają zbyt dużo energii — rzekła Jagodowe Marzenie, po czym dodała ciszej: — Ważne, że chociaż ty przychodzisz. Ostatnio coraz rzadziej widać tu kogokolwiek z twojej rodziny.
Motylkowa Łączka dostrzegła cień smutku w oczach karmicielki, lecz ten niemal natychmiast został przykryty uprzejmym uśmiechem, jakby królowa próbowała ukryć własne uczucia. Motylka pochyliła się i delikatnie dotknęła czołem jej czoła, chcąc dodać jej otuchy.
— Nie martw się — powiedziała łagodnie. — Moja rodzina nigdy nie była zgrana. Ja też nie mam z nimi wyjątkowych relacji — przyznała, spoglądając w stronę wyjścia z kociarni, gdzie przez szczelinę wpadało blade światło dnia.
Zastanawiało ją, co takiego ważnego robi Świerszczowy Skok, że nie znajduje czasu, by odwiedzić własne kocięta. Ta myśl wywołała w niej ukłucie goryczy. Motylkowa Łączka od dawna marzyła o rodzinie — coraz częściej także o własnych kociętach. Nie uśmiechała jej się wizja samotnej ciąży ani wychowywania potomstwa w pojedynkę, a jednak pragnienie to nie gasło, wręcz przeciwnie — rosło z każdym dniem.
— Ale dlaczego ich własny ojciec nie przychodzi? — zapytała smutno Jagodowe Marzenie, spuszczając głowę. — Nie kocha ich?
— Nie myśl tak! — miauknęła Motylka, choć w jej głosie pobrzmiewała niepewność. — Na pewno przyjdzie jeszcze dziś.
Sama jednak nie była tego pewna. Mimo to postanowiła, że dopilnuje, aby kocur tego dnia zjawił się przy rodzinie. Może po prostu był zagubiony, przytłoczony obowiązkami… Tak, na pewno tak było.
Teraźniejszość
Czuła, jak ciepłe promienie słońca opalają jej grzbiet, wnikając głęboko w futro. Wibrysy drżały od żaru unoszącego się nad obozem, aż w końcu udało jej się znaleźć odrobinę ulgi w cieniu gęstych krzewów. Przytuliła się niemal do ziemi, chłonąc jej chłód, i stamtąd obserwowała obóz. Inne koty, podobnie jak ona, chowały się w cieniu, unikając stykania się futrami, by nie wytwarzać dodatkowego ciepła. Motylkowa Łączka leżała przez dłuższą chwilę, rozmyślając o tym, czego niedawno się dowiedziała. Jej siostra była w ciąży. I to z Rudą Lisówką. Myśl ta wciąż wydawała się nierealna. Wojowniczka nie potrafiła zrozumieć, dlaczego kocur jej wybaczył, a na dodatek dopuścił do czegoś takiego. W jej przekonaniu Chomik należało odebrać kocięta, gdy tylko przyjdą na świat — jednak nie proponowała tego nikomu. Było to zbyt ryzykowne. Klany dość często przymykały oczy na przewinienia kotek, gdy te były ciężarne, a Motylka uważała, że pozostawianie młodych głów pod opieką niestabilnych emocjonalnie kotów jest zwyczajnym błędem. Westchnęła głośniej, niż zamierzała. Wtedy obok niej przeszli dwaj dobrze jej znani uczniowie. Berberys i Cierń. Zatrzymała na nich wzrok, zaskoczona, jak bardzo już urośli. Jeszcze niedawno byli nieporadnymi kociętami, a teraz poruszali się z pewnością i młodzieńczą energią. Myśl o bratankach sprawiła, że natychmiast się podniosła i rozejrzała za ich matką. Szybko dostrzegła Jagodowe Marzenie skuloną pod jednym z krzaków, częściowo ukrytą w cieniu. Motylkowa Łączka naprawdę jej współczuła. Świerszczowy Skok ją zostawił, a potem przyszły te wszystkie morderstwa. Z całą pewnością nie czuła się bezpiecznie w klanie. Motylka chwyciła więc królika ze stosu świeżej zwierzyny i przysiadła tuż obok niej. Kocica uniosła głowę i od razu rozpromieniła się na jej widok.
— Och, Motylkowa Łączko! Jak dobrze cię widzieć — wymruczała, natychmiast zerkając na królika.
Było to dziwne. Jakby w jej oczach nie było ani grama smutku. A przecież Motylka była pewna, że gdzieś głęboko ten smutek wciąż się krył.
— Jak się masz? — zapytała swobodnie Motylkowa Łączka, biorąc kęs zwierzyny, po czym przesuwając ją w stronę towarzyszki.
<Jagodowe Marzenie?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz