Wbiła spojrzenie w jednego z wojowników. Królicza Prawda konwersował z bratem, wargi rozciągnięte w beztroskim uśmiechu, jego ton żartobliwy. Wiedziała, że gdyby odwrócił się teraz w jej stronę, radość ta zniknęłaby w mgnieniu oka. Mina na jego pysku stałaby się sztuczna, wymuszona, a słowa suche. Bez wyrazu. Jej wnętrzności ścisnęło się jeszcze bardziej. Wiedziała, że popełniła błąd – i to taki, którego już nie mogła odkręcić. Słowo rozeszło się po obozie. Uczucie, którym według publiki się darzyli, było jednak prawdziwe jedynie w rozpowiadanych plotkach, przyciszonych rozmowach i wymienianych między młodszymi nowinkach.
Nie była pewna, czy większą odrazę czuła ona wobec siebie, patrząc na to, w co się wplątała, czy Królik wobec niej, gdy próbowała zainicjować kolejną rozmowę.
Odwróciła wzrok, wciskając nos głębiej w mech. Bała się. Tak okropnie się bała. Nic nie szło po jej myśli; gdyby tak było, to nigdy nie skończyłaby w żłobku. Nie zostałaby matką.
Jeszcze tego samego popołudnia po jej ciele rozszedł się pierwszy skurcz. Teraz już nie mogła nawet udawać, że nic się nie stało, że tak naprawdę wszystko jest dobrze.
***
Czy naprawdę popełniła aż taki błąd? Czy gwiezdni karali ją teraz, chcąc, aby już do końca życia myśl o partnerze nie dała jej spokoju?
Dwójka kociąt u jej boku była niemal dokładnymi kopiami ich ojca. Praktycznie to samo niebieskie, pręgowane futerko, ciemniejsze na pyszczkach, drobnych łapkach i ogonkach. Biel rozlewająca się po nadal wilgotnej sierści w znajomych jej wzorach; na czole jednego z nich aż zbyt znajomych. Szron i Strzępek. Nawet imiona, które im nadała, były podobne, zaczynając się na ten sam twardy odgłos. Czy to już było za dużo? Czy przesadzała? Czy jedynie sama robiła sobie trudniej?
Nie chciała na nie patrzeć. Nie chciała patrzeć jak Królicza Prawda pochyla się nad nimi, przyprawiając ją niemal o odruch wymiotny. To było tak okropnie niewłaściwe. Nie on miał się nimi zajmować, nie on miał spoglądać na nie z czułością odbijającą się w pomarańczowych ślepiach, podczas gdy ją obrzucał jedynie obojętnym spojrzeniem. W ogóle niepodobnym do tego, którym wyobrażała sobie, że darzył by ją Szałwiowe Serce.
Zdusiła w sobie chęć odgonienia kocura, odwracając jedynie pysk w przeciwną stronę i zaciskając ślipię, w którym zaczęły zbierać się łzy. Teraz już tego nie zmieni; nawet, gdyby zrobiła wszystko, co mogła, jej życie nie będzie już takie, jak kiedyś. I nie zważając na to, jak bardzo to bolało, i jak bardzo by to wypierała, musiała się z tym pogodzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz