Kremowy spoglądał na parę kotów, z trudem siląc się na entuzjazm na te jakże... wspaniałe wieści. Mógł temu zapobiec. Mógł, jednak milczał. Pozwolił, aby Pacynka pociągała za niewidzialne sznurki, a oba kocury robiły dokładnie to, czego chciała. Pozwolił, aby miała go w garści, grożąc pozbycia się większej ilości kotów. Jednak, gdyby zdecydował się poświęcić jedno istnienie, żeby zapewnić pozostałym bezpieczeństwo... Tylko czyje? Burzowych Chmur? Swoje? Kogoś, za kim nie przepadał? Czyjekolwiek, byleby wyplenić z terenów Klanu Burzy zło, które zmaterializowane siedziało naprzeciw niego, spoglądając w jego błękitne oczy.
"Klanie Gwiazdy, czyż za mało krwi wojowników i kociąt zostało przelanej, aby wzbudzić twoje zainteresowanie losem twych wyznawców?"
Tuż po tym, gdy niebieski podzielił się informacją o partnerstwie, na pysku burej zagościł uśmiech. Nie był to jednak uśmiech niewinny, czy po prostu wyrażający radość ze związku. Pacynka najzwyczajniej w świecie szydziła ze Słonecznego Fragmentu. Na jej szczęście niebieski tego nie dostrzegł; kocur był zbyt skupiony na reakcji przewodnika na wieści, czy raczej jej braku.
– B-burzowe Chmury... – zaczął, pragnąc uniemożliwić katastrofy, do jakich mogło dojść, gdyby Pacynka została oficjalną członkinią klanu. Pragnął oszczędzić uczniowi rozczarowania w związku poznania prawdy odnośnie tego, że ten związał się siostrą kocicy, której egzekucję wykonał. Jeśli Słońce się nie mylił, Burza również jej wszystkiego nie mówił. W przeciwnym wypadku nie kleiłaby się tak do niego, jak teraz. – Musimy porozmawiać. Teraz. Sami.
Na pysku Burzowych Chmur zagościło zmieszanie, które po chwili przerodziło się w zdenerwowanie. Pacynka, wykorzystując sytuację, podeszła do kocura i wtuliła głowę w jego szyję. Niebieski musnął pyskiem jej rozczochraną czuprynę, nie spuszczając spojrzenia z przewodnika.
– Jeśli chcesz mi coś powiedzieć, powiedz to teraz. Mnie i Pacynce. Nie wiem jak ty, ale uważam, że partnerzy nie powinni mieć przed sobą sekretów... – Zmarszczył brwi. – Tym bardziej koty, które będą żyły razem w jednym klanie.
– Burza, spokojnie – miauknęła kocica, delikatnie ocierając się policzkiem o pierś kocura, by po chwili zwrócić się do przewodnika. – Nie cieszysz się z naszego szczęścia, Słoneczny Fragmencie?
Ton jej głosu sprawił, że go zemdliło. Być może, gdyby nie sugestia Śnieżycowej Chmury, kocur dalej byłby wodzony za nos, jak jego przyjaciel. Jednak zdołał przejrzeć na oczy i starał się znaleźć najlepsze rozwiązanie, dla wszystkich. Było to jednak ciężkie, bardzo trudne.
– Nie sądzicie, że to dzieje się za szybko? – palnął głupio, mając nadzieję, że uda mu się obrócić te sytuacje w żart, brak radości na ich wieść o partnerstwie, aż nie wpadnie na jakiś lepszy pomysł, jak to wszystko rozegrać. Czy Burzowe Chmury naprawdę by wybrał Pacynkę ponad kremowego? Ponad ich przyjaźń, która przez przewodnika omal całkowicie się nie rozpadła? – M-może... – Urwał, gdy Pacynka zbliżyła się do niego, tak, że dzieliła ich długość pyska.
– Słoneczny Fragmencie... Tylko nie mów, że jesteś zazdrosny!
Na dźwięk słów kocicy zdębiał. Wpatrywał się w nią szeroko rozwartymi oczami, próbując sklecić jakąś sensowną odpowiedź. O co miał być zazdrosny? O kocicę, która o mało co go nie zabiła, jak i groziła pozbyciem się innych kotów, którzy byli dla niego ważni? Jednak czy był jeszcze ktoś taki w klanie?
Matka odeszła. Nagietkowy Wschód również odszedł, tak samo Pajęcza Lilia. Burzowe Chmury udało się kocicy omamić. Kto był jeszcze dla niego ważny? Uczniowie, zarówno Śniąca Łapa, jak i Biała Łapa, którego trening przejął po odejściu Kwiecistej Kniei z klanu, tuż po urodzeniu przez nią córki. Był za nich odpowiedzialny i gdyby coś im się stało, w dodatku z łap tej konkretnej samotniczki, na pewno by do końca życia czuł winę. Nie chciał również, aby coś się stało kotom z rodziny, do której został przyjęty. Nie chciał rozczarowywać swojego wuja błędami, które popełnił. Nie chciał dokładać zmartwienie Zawodzącemu Echu. Nie chciał narażać pozostałych wojowników, a tym bardziej kociąt na niebezpieczeństwo.
Głośno westchnął, wypuszczając całe wciągnięte powietrze do płuc. Gdyby sytuacja była inna, śmiało mógłby stwierdzić, że Pacynka była ładną kocicą; nie mógł jej odmówić uroku. Potrafiła się zachować uroczo, niewinnie, jak najnormalniejsza kocica, która mogła zostać uznana za odpowiednią kandydatkę na przyjaciółkę czy partnerkę. Jednak jej prawdziwy charakter lub też jeden z wielu wykreowanych i plany, jakie miała wobec kocurów oraz Klanu Burzy burzyły obraz odpowiedniej towarzyszki życia. Skarcił się w myślach, gdy kilka wschodów słońca temu zazdrościł Burzy poznania Pacynki w innych okolicznościach niż, w których poznał ją on sam. Gdyby kocica nie zdecydowała się go zaatakować podczas ich pierwszego spotkania, zamiast tego decydując się na rozmowę, najpewniej wpadłby w jej sidła, tak samo, jak dymny wojownik.
– Skąd... – parsknął, wymuszając uśmiech na pysku. – Chociaż, masz mnie. Jestem zazdrosny. O ciebie. – miauknął, siląc się na pewność w głosie, robiąc krok naprzód, sprawiając tym samym, że kocica się odrobinę cofnęła; w innym wypadku zetknęliby się nosami. Burzowe Chmury zastrzygł uszami i poderwał się z trawy. – Gdy dołączysz do Klanu Burzy, Burzowe Chmury całkowicie przestanie mieć dla mnie czas. – Mówiąc to, przyniósł spojrzenie na wojownika. Łagodne i smutne. – Przynajmniej nie będzie ryzykował podczas spacerów, aby móc się z tobą spotkać.
Mimo że wciąż pozostawał sceptyczny, starając się wyzbyć zmartwień, w jego głowie pojawiła się myśl, dość dziwna. Może dołączenie Pacynki do klanu nie było złym pomysłem? Dzięki temu mógłby mieć na nią oko, wiedzieć z kim rozmawia i gdzie przebywa. Jednak myśl o możliwej konfrontacji kocicy z jego własnym uczeniem, Śniącą Łapą przemawiała przeciwko tej wizji.
~~~
Trudno było mu się skupić na treningach, zarówno swojego pierwszego ucznia, jak i drugiego, którego zyskał w spadku po odejściu mentorki. Czasami zdarzyło mu się przeklinać w myślach Kwiecistą Knieję za to, że go zostawiła samego. Miał w końcu tyle na głowie! Nie byli ze sobą nigdy jakoś blisko, jednak relacja uczeń-mentor powinna coś znaczyć, prawda? Przynajmniej dla niego znaczyła. Na całe szczęście dla kocicy, ilekroć zaglądał w odwiedziny do Słodkiej Dziewanny, na widok córki byłej przewodniczki leżącej u boku szylkretki mimowolnie się uśmiechał, a cała złość na córkę Szepczącej Pustki i Przepiórczego Puchu znikała. Nie widzieć czemu, uznał, że chciałby wyszkolić tego malucha na przewodnika, o ile koteczka chciałaby podążać ścieżką swojej matki.
– Nie chcesz jej przygarnąć? – miauknęła Słodka Dziewanna, decydując się na żart, na który w odpowiedzi kocur jedynie prychnął. Nie potrzebował kolejnego problemu, nawet jeśli ten był mały, przynajmniej chwilowo. – Oczywiście, o ile Wdzięczna Firletka i Dzwonkowy Świst by ci na to pozwolili. Myślę, że łatwiej byłoby jej się odnaleźć w klanie, gdyby oprócz wujostwa miała oparcie w kimś, z kim dzieli podobne cechy... – Mówiąc to, dotknęła łapą swojego ucha, chcąc je odchylić w tył. Dodatkowo zmrużyła prawe oko.
~~~
– Biała Łapo! Śniąca Łapo! Wracamy! – miauknął do kocurów, stojąc niedaleko Upadłego Potwora. Miał oczy i uszy szeroko otwarte, reagując na każdy najmniejszy szelest. Mimo że znajdowali się na klanowych terenach, przewodnik nie czuł się pewnie w miejscu służącym za jedno z miejsc spotkań z Pacynką.
Śniąca Łapa musiał dostrzec, że od ostatniego czasu jego mentor jest dość spięty. Wymienił spojrzenie z Białą Łapą, po czym powoli podszedł do starszego.
– Słoneczny Fragmencie... Czy wszystko jest w porządku?
Pytanie ucznia zostało porwane przez wiatr. Słoneczny Fragment zignorował siostrzeńca Zawilcowej Korony, nie odrywając spojrzenia od punktu w oddali, znajdującego się tuż przy Drodze Grzmotu przy terenach niczyich. Doskonale zdawał sobie sprawę, kim jest ten buro-biały punkcik obserwujący trójkę kocurów.
– ... cie. Słoneczny Fragmencie? – Śniąca Łapa spojrzał w kierunku, w którym spoglądał przewodnik. – Na co patrzysz?
– Na nic. To znaczy, wydaje mi się, że widziałem jakieś zwierzę. Lisa. Na nasze szczęście oddalił się w kierunku terenów niczyich... – mruknął kocur. Strzepnął uchem, po czym spojrzał się na kocura. – Po powrocie złożę raport Zawodzącemu Echu, chyba że ty wolisz to zrobić? – zaproponował, ruszając w kierunku obozu. Orientując się, że jeden z uczniów został w tyle, zerknął przez ramię w stronę syna Szarej Skóry, znajdującego się dwie lisie długości od nich – No dalej, Biała Łapo! Nie ociągaj się! – zawołał do byłego ucznia swojego własnego byłego ucznia, który w odpowiedzi jedynie zmierzył kremowego spojrzeniem.
~~~
Dziwnie się czuł, opuszczając po zmroku obóz, gdy pozostali wojownicy spali. Mijając na warcie stróża, poinformował go, że idzie zbadać jedną z odnóg tuneli; miała grozić zawaleniem i w związku tym kocur postanowił ją naprawić, gdy nikt nie będzie pałętać się mu pod łapami, jak i na górze. Była w tym prawda, jak i również kłamstwo. Korytarz, który kocur miał na myśli, był uczęszczany tylko przez doświadczonych przewodników i na całe szczęście był wystarczająco daleko od głównych tuneli. Nikt nieproszony do niego nie zajrzy, nieważne jakby tego pragnął. Mógł się nim zająć później, a dzisiaj, o ile szczęście mu dopisze, miał zamiar spotkać się z Pacynką. Miał zamiar porozmawiać z kocicą, mając nadzieję, że uda mu się ją przekonać, aby opuściła tereny klanów i ruszyła gdzieś, gdzie będzie mogła siać niezgodę. Był niemal pewny swej porażki, ale gdyby w zamian zaproponował kocicy swoje własne życie może... doszliby do porozumienia? Może dzięki temu temat samotników w Klanie Burzy można było uznać za zakończony? Bo tego kocica pragnęła, prawda? Zabójstwa kolejnego kota. Mógł się jedynie domyślać. Nadal nie poznał jej celu, czy właściwie jej i Wieleniego Szlaku. Czym kierowały się kocice? Czy to było ważne? Miały inne wartości, których kocur nie rozumiał i nawet jeśli chciał zrozumieć, nie wiedział, czy się z nimi zgodzi.
Wlepił spojrzenie w gwieździste niebo, kładąc po sobie uszy, gdy miał postawić jedną z łap pomiędzy fioletowymi kwiatami. Niepewnie ruszył naprzód, niczym kochanek pragnący spotkać się ze swoją ukochaną na osobności pod gwieździstym niebem. Niestety, kocur szedł na spotkanie z najprawdziwszą córą Mrocznej Puszczy, panią losu, a nie wybranką swego serca.
Niepewnie zbliżył się do kocicy, która siedziała wśród kwiatów, oświetlana przez blask księżyca. Żadne z nich nie powitało drugiego, przez dłuższy czas siedzieli w ciszy. Słońce miał się już odezwać, gdy bura kocica mu przerwała, zadając z uśmiechem na pysku pytanie.
– Jak sądzisz, jakie imię powinnam sobie wybrać, gdy dołączę do waszego klanu?
– Naprawdę zamierzasz dołączyć? – spytał, zastanawiając się, czy to było naprawdę coś, czego pragnęła czy tylko odgrywała kolejną ze scenek, mieszając mu w głowie. – Dołączysz i co? Urodzisz kocięta Burzowych Chmur? Masz zamiar jak twoja siostra mordować niewinne koty, z którymi spałabyś w jednym z legowisk i dzieliła języki? Może własne kocięta również zabijesz... W imię czego... Wiary? Kaprysu? – Pragnął się dowiedzieć, jaki był cel kocic. Pragnął je zrozumieć i jeśli był w stanie, pragnął znaleźć jakieś rozwiązanie bez potencjalnych śmierci mieszkańców klanu. Co nimi kierowało. Dlaczego manipulowały, kłamały... dlaczego Słońce nie mógł jej najzwyczajniej w świecie zabić. – Tylko dlaczego Klan Burzy! Ze wszystkich pięciu społeczności, dlaczego wybrałyście właśnie ten klan.
<Pacynko?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz