– Witaj Pustułkowy Szponie. Mogę dołączyć do posiłku – kiwnęła głową i powoli ruszyła za synem, nie spodziewając się, że niedługo później straci innego.
***
*Śmierć*
Mgła otaczała obozowisko, dodając mu tym samym jeszcze mroczniejszy wygląd niż na co dzień. Makowy Nów jednak nie narzekała. Lubiła taką mgłę, choć nie mówiła tego głośno. Dla niej miała ona jakiś urok. Ukryty mrok, który akurat w Klanie Wilka był dobrze znany. Westchnęła cicho i rozejrzała się dookoła. O takiej porze społeczność była jeszcze senna i tylko nieliczni wyłaniali się z legowisk. W tym ona. A było to spowodowane jedną prostą sprawą - miała się spotkać ze swoim synem. Wraz z Pustułkowym Szponem mieli wyjść na spacer, ale nic nie stawało na drodze, by liliowa sprawdziła również, jak radził sobie jej syn w sprawach walki czy polowania. Chociaż ich treningi dobiły już do jakiegoś brzegu i to jakiś czas temu, kotka wolała co jakiś czas monitorować postępy wojownika. Nie było to spowodowane tym, że nie wierzyła w jego umiejętności, wręcz przeciwnie, choć nie mówiła tego głośno już od dawna, była dumna z osiągnięć obu synów, jednak gdzieś z tyłu głowy dalej miała obraz martwego ciała jej trzeciego syna. Warczący Lis zmarł w walce, jak na ironię losu przystało, z lisem, niedługo po swoim mianowaniu na wojownika. I chociaż Mak nie miała tak dobrej relacji z synem, nie chciała, by ktoś jeszcze z jej rodziny tak skończył. Przeżyła już za dużo jej członków, nie mogła pozwolić na śmierć pozostałych. I bardzo żałowała, że nie powiedziała sobie tego już na samym początku, po zniknięciu jej matki.
Pustułkowy Szpon nagle usiadł obok, nie przeszkadzając jednak matce w zamyśleniu.
– Masz szacunek – mruknęła liliowa, zwracając na to uwagę. Odwróciła głowę w jego stronę i pochyliła ją lekko. – Ruszamy? – zapytała uderzenie serca później, na co Pustułka kiwnął głową. Po chwili oboje byli już poza obozem, przemierzając spokojnie tereny wilczaków. Pogoda była naprawdę smętna, a mróz nieco dawał o sobie znać, skutecznie wbijając się w stare kości zastępczyni. Poczuła, jak przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz. Lekko skrzywiła pysk, jednak starała się nie dawać po sobie tego poznać.
– Jak się trzymasz Pustułkowy Szponie? – zapytała nagle i kątem oka spojrzała na swojego syna.
– Nie najgorzej... choć niedawno pokłóciłem się nieco z bratem oraz... wyznałem komuś miłość – przyznał kocur. – A jak u Ciebie? Będziesz niedługo przechodzić do starszyzny? Oczywiście nic nie sugeruje, ani tym podobne, jednak z ciekawości pytam, w końcu bycie zastępcą to nie dala obowiązek – dodał pośpiesznie ostatnie zdanie, jednak Mak puściła to mimo uszu. Zamiast tego zajęła się pierwszą częścią wypowiedzi syna i już słysząc jedne z pierwszych słów zmieniła swój wyraz twarzy. I choć zmiana ta nie była zbyt widoczna, można było zauważyć ten ostry cień, rysujący się na jej pysku.
– Nie zapomnij, że nie wiesz jak zapamiętają cię najbliżsi – mruknęła tylko na wzmiankę o kłótni z Kruczym Piórem. Nie miała zamiaru się w to dalej mieszać. Była to sprawa między dwójką wojowników, którzy nie byli już kociętami. Nie potrzebowali ostrej reprymendy i paru krzyków, co ich spotykało, gdy to Makowy Nów zajmowała się nimi w żłobku. – Wyznałeś komuś miłość... A chcesz może powiedzieć kim jest ten "ktoś"? – zagadnęła, lecz z tym samym nieco ostrym tonem, co mogło nie brzmieć tak dobrze, jak brzmieć miało.
– Wiem, ale jego nie obchodzi śmierć Warczącego Lisa. A przecież był naszym bratem – zauważył Pustułkowy Szpon i przeciął ogonem powietrze za sobą. Makowy Nów nie odezwała się już na temat Kruczego Pióra. Zamiast tego tylko spuściła głowę i westchnęła cicho. – Tym kimś jest Poziomkowa Polana... – oznajmił cicho wtedy wojownik, jakby lekko obawiając się reakcji matki na to wyznanie.
– Poziomkowa Polana... – powtórzyła liliowa. – Klan Wilka nie jest miejscem dla niego, chcę byś zdawał sobie z tego sprawę. Od małego wykazuje się słabością i strachem – zauważyła chłodno. Nie chciała zabraniać synowi związku, ale wiedziała, że Poziomek jest słaby. Nie nadawał się do Klanu Wilka, inni mogliby go zjeść żywcem.
– Zdaje sobie z tego sprawę matko – rzucił ciut oschle Pustułka. – Wybacz... – powiedział po chwili ciszy. – Po prostu wiem o tym i że kiedyś odejdzie z klanu, sam lub z pomocą innych wojowników, którzy mają podobne podejście jak ty do kotów jak on.
– Klan Wilka jest trudnym miejscem. Koty takie jak on, jeśli się nie zmienią, mogą po prostu sobie tu nie poradzić – odparła. – Albo kończą zranione, albo martwe – syknęła, z jakimś żalem w głosie. – Taka jest rzeczywistość w tym miejscu – podsumowała i spojrzała w znajdującą się pod jej łapami wodę. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, jak daleko doszli. Usiadła na chwilę przy brzegu. Wyłapała swoje zgorzkniałe odbicie i szybko uderzyła w taflę, chcąc jak najszybciej je rozmazać.
– Mam tego pełną świadomość – oznajmił wtedy twardo kocur, podnosząc wzrok na gałęzie drzew. – Zmieńmy temat – powiedział po chwili, spoglądając jednym ślepiem na kotkę. Ta kiwnęła lekko głową, pazury jednak mając już wbite w wilgotną ziemię.
– Wcześniej pytałeś jak u mnie i czy zamierzam udać się do starszyzny – nawiązała do samego początku ich rozmowy. – Odpowiedź brzmi nie – odparła. – Jestem jeszcze w stanie przydać się Klanowi Wilka, póki tak jest, będę gotów mu służyć – stwierdziła i powoli ruszyła dalej, w stronę zwalonej gałęzi nad wodą. Wydawała się stabilna, dlatego po niedługiej chwili kotka wdrapała się na górę, rozglądając się.
– Rozumiem – mruknął Pustułka, stając przed gałęzią. Mak wciąż rozglądała się dookoła, uważnie obserwując dalej zamglone tereny. Przeszła kilka kroków. Pazury miała wbite w wilgotną korę. Może właśnie to było jej błędem? Zanim jednak zdążyła dobrze się zorientować w sytuacji, usłyszała trzask. Zjeżyła sierść na karku, wzrok wbijając w już nie tak pewny kawałek drewna. Szybko wyciągnęła pazury i ruszyła w stronę lądu, jednak wtedy rozległ się kolejny trzask, wybijający ją z rytmu. Poczuła jak traci równowagę, w czym nie pomagała mokra kora gałęzi. Wtedy runęła do wody.
Ciecz szybko ją otoczyła, chwytając jej ciało swoimi chłodnymi szponami. Woda co chwilę wypychała ją w różne strony, jakby sama nie mogła się zdecydować, co zrobić ze starszą już zastępczynią Klanu Wilka. Makowy Nów próbowała walczyć z tą potęgą, co jakiś czas wychylając łeb lekko nad taflę wody, lecz jej starania były na nic. Wszechobecny chłód powoli ogarniał jej ciało, skutecznie wbijając się w stare kości zastępczyni. Łapy robiły się coraz cięższe, aż poruszanie nimi sprawiało coraz większy problem. Czuła jak powoli kończy jej się powietrze, o które tak domagały się płuca. Traciła siły, choć nie chciała tego przyznać. Jednak w końcu nawet ona nie wytrzymała, a nieprzyjemne uczucie wody wlewanej do organizmu przeszyło jej ciało.
[*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz