"Ciekawe czy mamie będzie przykro, jeśli nie uda mi się być takim zdolnym wojownikiem jak ona?" — myślał sobie, kiedy starsza kotka kończyła przylizywać jego futerko na barku. Był całkowicie nieobecny myślami do momentu, w którym kotka odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu.
— No! Wreszcie jesteś gotowy. Tyle razy ci już mówiła, tak samo Czyhająca Murena, że musisz o wiele bardziej przejmować się swoim wyglądem. Nie mówię już o tym, żeś członek rodu, ale każdy kot o jasnym futrze powinien mieć na uwadzę, że codzienny obowiązek — powiedziała, odchodząc na kilka kroków, aby przynieść bliżej liść z barwną mieszanką. Kocurek westchnął pod nosem, ale staruszka nie usłyszała tego, kontynuowała: — Widziałeś, jakie pięknie zadbane futerko ma zawsze Borówkowa Słodycz. A musisz pamiętać, że wraz z zadaniami wojownika, z treningami i polowaniami, z pływaniem i chodzeniem po plażach wiąże się to, że będziesz znacznie łatwiej się brudził co kiedy jedynie przebywałeś w żłobku. Musisz zacząć o siebie dbać. Już nikt nie będzie cię mył.
— Nie prosiłem nikogo o białe futro... — mruknął w końcu. Tym razem na tyle głośno, aby usłyszała.
— Nie mów tak. Twoja sierść jest niczym piękny dar od Przodków. — Nabrała maź na poduszkę i zaczęła malować świeży znak lotosu na białym czole. Klekotek położył po sobie uszy, ale nic nie powiedział. Milczał, aż opiekunka nie skończyła. Wtedy to ona przerwała cisze: — Chodźmy. Widzę, że Mandarynkowa Gwiazda wychodzi z legowiska, zaraz zwoła klan.
Tak też się stało. Nie zdążyli nawet wyjść z kociarni, kiedy głos srebrnej kocicy rozniósł się po obozie. Zachodzące słońce tworzyło piękną, ciepłą poświatę, a lekki wiatr muskał sierść. Farba na czole nie zdążyła jeszcze zaschnąć, więc nie czuł jeszcze tak dużego dyskomfortu. W końcu dotarli pod mównice. Kolejne koty również sprawnie do nich dołączali. Chciał usiąść, ale ogon Kotewkowego Powiewu uderzył go w tył uda. Stanął prosto.
— Klanie Nocy, zebraliśmy się, aby w szeregu naszych terminatorów powitać kolejnego członka królewskiego rodu — zaczęła podniośle babka. Łapiąc krótki kontakt wzrokowy z piastunką, zrobił drobny krok do przodu jeszcze zanim został oficjalnie wywołany. — Klekotku, ukończyłeś sześć księżyców, a więc jesteś gotowy, aby spod łap Kotewkowego Powiewu przejść pod łapy swojego nowego mentora, który przygotuje cię do pełnienia funkcji szlachetnego wojownika Klanu Nocy. Od tej chwili, aż do momentu, kiedy ukończysz szkolenie, znany będziesz jako Klekocząca Łapa. Twoją mentorką zostanie Algowa Struga — ogłosiła, nie patrząc jednak ani przez moment na siostrę. Pomarańczowe ślepia obu kotów były złączone. Klekotek nie miał żadnego zdania na temat swojej nowej nauczycielki. Znał ją, oczywiście, przecież była jego rodziną, ale prócz tych kilku odwiedzin... nic. Z tłumu wyłoniła się wyprostowana kocica, której łagodny, delikatnie posiwiały pyszczek (kocurek nie wiedział, czy to z powodu wieku, czy zwyczajnie miała takie futerko) lekko go uspokoił. Dalej patrząc się na wnuka, mówiła: — Algowa Strugo, wyszkoliłaś już dwójkę uczniów, a w tym matkę Klekoczącej Łapy. Jestem pewna, że i jemu przekażesz całą swoją wiedzę, a twoje liczne doświadczenia sprawią, że prędko stanie się wspaniałym wojownikiem.
Dymna uśmiechnęła się do swojego nowego terminatora i górując nad nim znacząco, przycisnęła swój nos do jego. Zauważył, że przyjemnie pachniała. Nie tak ładnie, jak mama, ale... świeżo, lekko wilgotno. Też chciałby tak pachnieć. Cieszył się na myśl, że za moment pozbędzie się mdlącego zapachu piasku i mleka, że będzie pachnieć rzeką i rześką trawą... W tle słyszał, jak koty skandują jego imię. Rozróżnił głos mamusi, ojca, a nawet kociaków Borówkowej Słodyczy, które opuściły żłobek kilka wschodów słońca przed nim.
— Obiecuję, że nasze treningi będą bardzo przyjemne, Klekocząca Łapo — powiedziała Algowa Struga, odsuwając się od niego i prowadząc go na bok. Kiwnął łebkiem. Była zastępczyni przez chwile jeszcze czekała na odpowiedź, ale kiedy nic nie usłyszała, kontynuowała: — Słyszałam, że nie należysz do najbardziej rozmownych kotów, ale wiesz... Znacznie prościej będzie nam współpracować, jeśli nasza komunikacja będzie sprawna, w porządku? — Uśmiechnęła się łagodnie.
— Tak... — odpowiedział, grzebiąc pazurem w mchu.
— Znakomicie, tak trzymaj — pochwaliła go, a kocurkowi faktycznie spodobało się, kiedy ktoś miło wypowiadał się o jego zachowaniu. Nie chciał być niegrzeczny, ale nie mógł nic poradzić na to, że jego oczy same szukały pyszczka Czyhającej Mureny. Nie umknęło to czujnemu wzroku ciemnookiej. — Widzę, że kogoś szukasz. Nie będę ci zabierać dzisiaj czasu. Mamy liczne księżyce przed sobą, które spędzimy wspólnie, a więc na ten moment możesz zmykać. Ale jutro, z samego rana, chciałabym cię widzieć przy wyjściu do obozu, dobrze? — zapytała, powoli podnosząc się z ziemi. Klekotek pokiwał główką. Alga zmrużyła ślepia, czekała. Książę zmarszczył pyszczek, ale prędko zorientował się.
— D-dobrze! — rzucił, a wojowniczka odesłała go ruchem łapy. Młodziak pognał w stronę matki, niemal nie potykając się o własne łapy. Odnalazł Murenę niemal momentalnie, a kotka nawet nie była w stanie przygotować się na przybycie syna z tak ogromnym impetem.
— Ah, Klekot- Klekocząca Łapo uważaj troszeczkę — powiedziała, kiedy syn uderzył w jej bark, a następnie z całej siły otarł policzek o jej szyje. — Nie możesz tak robić. Nie teraz, kiedy nie jesteś już małym kociakiem...
— C-co za różnica... Wczoraj mógłbym, ale dzisiaj już nie? — fuknął niepewnie. Obok matki siedział Szałwiowe Serce. Kociak próbował nie patrzeć w jego stronę, ale i tak widział lekko ukryty uśmiech w kącikach kocura.
— To nie chodzi o wiek, a o rangę, która teraz piastujesz. To poważna sprawa, Klekocząca Łapo — Miał czelność wtrącić się brzydki wojownik. Terminator położył po sobie uszy i zmarszczył nos.
— Szałwiowe Serce ma rację. Powinieneś też... otworzyć się troszkę bardziej na inne koty w podobnym wieku. Dużo czasu będziesz z nimi spędzać czy to w legowisku, czy na patrolach, wspólnych treningach. Będzie ci prościej w swoim uczniowskim życiu, jeśli znajdziesz kolegów. — Zmarszczył się jeszcze bardziej. Niekoniecznie czuł, żeby potrzebował kogokolwiek oprócz Mamy Mureny no i teraz jeszcze Pani Algi...
— Jest wielu uczniów, z którymi mógłbyś się dogadać. Nawet jeśli nie polubiłeś swoich towarzyszy ze żłobka... możesz spróbować pomówić z Dryfującą Łapą lub Morszczynową Łapą, zwłaszcza że znasz przecież Złocistą Łapę, a to ich brat — prawił dalej point, a Klekotek udawał, że jego słowa wylatują mu drugim uchem.
— Spróbuj chociaż, zrób to dla mnie. Będzie mi tak miło, jeśli będę wiedzieć, że nie jesteś sam. — Księżniczka wpatrywała się w niego, a terminator poczuł, że skóra pod futrem na policzkach rozgrzewa się i piecze.
— N-nie jestem... Mam cię... — wydukał.
— Nie jesteś już kociakiem, nie możesz polegać tylko na mnie, ani nawet na ojcu, Kotewce... Musisz się troszkę otworzyć — próbowała dalej Czyhająca Murena.
— Wczorajszego poranka Rozpromieniony Skowronek poprosił mnie, abym sprowadził z rana właśnie Dryfującą Łapę, kiedy on zbierał resztę kotów do patrolu, i jeśli dobrze pamiętam, to legowisko obok było wolne i niewyklepane. Myślę, że Dryfująca Łapa byłby dobrym kandydatem na twojego pierwszego przyjaciela. Nie jest zbyt rozbrykany, głośny... — Odwrócił pysk. Nie podobał mu się ten pomysł. Głównie dlatego, że wyleciał z krzywej mordki Szałwiowego Serca, ale... ogólnie też mu się nie podobał.
— To świetny pomysł, Klekotku. Nie musisz wcale szukać wśród najbardziej zabawowych młodych kotów. Nikt nie zmusi cię do robienia czegoś, czego bardzo nie chcesz. Uwierz jednak, że faktycznie będzie ci potem trudno żyć w klanie, jeśli nie polubisz się z nikim. — Murena polizała go za uchem.
— No dobrze... — wymruczał ledwo słyszalnie.
— Znakomicie! Myślę, że masz wspaniałą okazję w tym momencie. Rozpromieniony Skowronek był dzisiaj na długim polowaniu ze swoim uczniem, więc wieczór mają zapewne wolny. No i Dryfująca Łapa siedzi tam sam. Podejdź, przywitaj się.
— A-ale... J-już? — Kocurek przeraził się prawdziwie. Nie wiedział, o czym ma rozmawiać, a w dodatku matka i wuj na pewno będą się im przyglądać, a może nawet przysłuchiwać... — Ju-jutro...
— Jutro będziesz zajęty treningiem, a uwierz, na pewno bardzo się zmęczysz u boku Algowej Strugi. To nie będzie zwykły spacerek — powiedziała mama. — Śmiało. — Popchnęła go łapą, ale on jedynie niezręcznie stanął na proste łapy, w miejscu.
— Zróbmy to inaczej. Czyhająca Mureno, chodźmy coś zjeść — zaproponował Szałwik, a Klekocząca Łapa już zdążył westchnąć z ulgą, kiedy nagle point zawołał w stronę Dryfka: — Dryfująca Łapo! Mógłbyś podejść na moment do Klekoczącej Łapy? Chciałby ci opowiedzieć o... o... — zawahał się na moment, szukając pomocy w pysku siostry.
— O żabach! — dodała prędko Czyhająca Murena, zostawiając syna na pastwę starszego ucznia, który grzecznie, jak mu kazano, zaczął kierować się w stronę młodego księcia.
— Zróbmy to inaczej. Czyhająca Mureno, chodźmy coś zjeść — zaproponował Szałwik, a Klekocząca Łapa już zdążył westchnąć z ulgą, kiedy nagle point zawołał w stronę Dryfka: — Dryfująca Łapo! Mógłbyś podejść na moment do Klekoczącej Łapy? Chciałby ci opowiedzieć o... o... — zawahał się na moment, szukając pomocy w pysku siostry.
— O żabach! — dodała prędko Czyhająca Murena, zostawiając syna na pastwę starszego ucznia, który grzecznie, jak mu kazano, zaczął kierować się w stronę młodego księcia.
<Dryfująca Łapo?>
[1582 słowa]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz