— Wiesz, Kocimiętkowa Łapo… po prostu… przyjaźnimy się. Nawet na zgromadzeniach czasem zamieniliśmy parę słów, a teraz po prostu była okazja na dłuższe rozmowy.
Kocimiętkowa Łapa nie dała za wygraną. Zmrużyła oczy, patrząc pomiędzy ich barki.
— A jednak trzymacie się teraz za ogony. Wcale nie podejrzane, co? — uśmiechnęła się psotnie, na co Szczawiowemu Sercu zrobiło się głupio. Gąbczasta Łapa od razu puściła jego ogon.
— Tak ci się wydawało… Wiesz, musimy lecieć, ech… Miłego dnia...! — pociągnął za sobą delikatnie kotkę i wspólnie odeszli od Kocimiętkowej Łapy.
Szli lasem, podczas gdy szron skrzypiał pod ich łapami, a księżyc oświetlał ich futra. Oczy Gąbczastej Łapy w tym świetle były tak piękne… Ona cała zresztą była piękna. Ta falowana grzywa, ten uśmiech… Chciałby ją zatrzymać w Klanie Wilka na zawsze. Jednak nie mógł. Zresztą, czy on sam mógł tam zostać...? Klan Gwiazdy nie odzywał się do Jarzębinowego Żaru…
Znaleźli wygodne miejsce, w którym położyli się, aby popatrzeć na gwiazdy. Kotka lekko wtuliła się w jego bok, na co ten zamruczał z aprobatą. Miał nadzieję, że ogrzeje ją lekko.
— Gwiazdy są piękne. Nasi przodkowie naprawdę pięknie zdobią niebo, nieprawdaż? — zaczęła Gąbczasta Łapa.
— Tak… to prawda — spojrzał w bok. Chciałby więcej o nich wiedzieć… — Może opowiesz mi coś o Klanie Gwiazdy? Wiesz, nie miałem za bardzo okazji dowiedzieć się zbyt wiele… po prostu karmicielki mało zwracały na mnie uwagę.
— Oczywiście! Ja sama co jakiś czas odwiedzam sadzawkę, przy której dostaję wizje — wypaliła od razu.
— Czy jest możliwość, aby ich nie dostać...? Jako medyk? W sensie… z tego, co wiem, dostajecie je w trudnych sytuacjach nawet bez odwiedzenia sadzawki. Po prostu myślałem nad tym… — odpowiedział ostrożnie.
— Tak, w ciężkich chwilach dostajemy je, jednak Klan Gwiazdy nie jest odpowiedzią na wszystko. Zresztą, czasami sny sprzed kilkunastu księżyców spełniają się dopiero po czasie. Nie wszystko jest tak proste, jak się wydaje. Klan Gwiazdy tylko nas prowadzi. Nie działa za nas. — Na te słowa kocur lekko spochmurniał. Skinął tylko głową.
— Rozumiem…
Szczawiowe Serce był dość podekscytowany na poranny patrol, szczególnie że wyznaczono na niego też Gąbczastą Łapę. Wieczorem trochę się zasiedzieli, patrząc na gwiazdy. Opowiadała mu wiele o Klanie Gwiazdy, przez co jego myśli wracały do rozmowy z Jarzębinowym Żarem. Czy jest szansa na ocalenie Klanu Wilka przed kultem...? Czy naprawdę mogliby to zrobić? Poczuł, jak kotka ociera się o jego bok, przechodząc obok. Jej zapach wpadł do jego nozdrzy niemal od razu i od razu uspokoił kocura. Uśmiechnął się do niej czule.
— Gotowa na patrol? Z tego, co wiem, zaraz wyruszamy — zapytał kotkę czule. Przejechał językiem po jej uchu, na co ta zaśmiała się delikatnie.
— Tak, jak najbardziej! — Gąbczasta Łapa odwzajemniła gest przejechaniem swoim ogonem po jego barku. Kocur czuł się tak, jakby topił się w miłości kotki. Zauważył, że patrol zbiera się już przy wyjściu z obozu, więc skinął w ich stronę. Razem z dymną podeszli do reszty, a gdy wszyscy już byli gotowi, wyruszyli. Szczawiowe Serce zerkał co jakiś czas na kotkę. Tak wiele księżyców już tutaj spędziła. Czuł się tak, jakby czas im uciekał… a chciałby, żeby wiedziała, co do niej czuje. Patrol zdecydował się rozdzielić, aby przyspieszyć robotę. Kocur oczywiście wybrał dymną na współtowarzyszkę dalszego – jak dla nich – spaceru. Gdy znowu zaczęli iść pomiędzy drzewami, czuł, że chce jej w końcu to powiedzieć. Powiedzieć jej, że…
— Wiesz, jak leżeliśmy ostatnio na polanie, zaczęłam się zastanawiać… — zaczęła jakby ostrożnie. Wyglądała tak, jakby nie była pewna, czy chcę zadać to pytanie. Może też czuje to samo? Może teraz właśnie chce go zapytać o to, o czym myślał? Patrzył na nią z wyczekiwaniem, jakby jego życie miało się właśnie zmienić na lepsze, gdyż ona byłaby w nim. Kotka jednak zapytała o coś zupełnie innego… — Te blizny, które masz na łapach. Jest ich strasznie wiele. Wiesz, zastanawiałam się nawet przez chwilę, czy w Klanie Wilka nie każą wam przeciskać się przez ciernie na szkoleniach! — zaśmiała się lekko. Szczawiowe Serce natomiast automatycznie zamarł. Nie chciał, aby ukochana wiedziała o tym, co robił… Nie chciał, aby się martwiła. Jego samookaleczanie było częste za czasów szkolenia. Iskrząca Nadzieja kilkukrotnie chciała podjąć z nim rozmowę na ten temat, podobnie jak Jarzębinowy Żar…
Od razu odwrócił głowę. Czy chciał jej wyznać prawdę...? Kłamstwo też jednak nie miało sensu… Czuł się jak w pułapce. Żadna z odpowiedzi nie była dobra. Gdy już miał otworzyć pysk i odpowiedzieć, Gąbka postawiła uszy ku górze i odwróciła głowę. Czyżby ktoś ich podsłuchiwał?
— Coś się sta- — Kotka zakryła jego pyszczek, zanim zdążył dokończyć.
— Słyszysz to? Ten pisk? Czy to… — Po chwili sam usłyszał wspomniany przez nią dźwięk.
— Kocięta...? Co one by tu robiły? — zapytał zdziwiony. Kotka jednak już zaczęła przetrzepywać krzaki, zanim się nad tym w ogóle zastanowiła. — Jesteś pewna, że to nie pułapka...?
— To kocięta, na Klan Gwiazdy, trzeba im pomóc! Hej, maluchy? Gdzie jesteście! Odezwijcie się...! — w desperacji kotka skakała od krzaka do krzaka. Szczawiowe Serce w końcu ruszył, aby szukać ich razem z nią. Sam zaczął nawoływać małe, aż w końcu w jednym z krzaków usłyszał pisk. Podszedł bliżej, od razu odsłaniając gałązki. Wtedy ujrzał je. Dwa, małe kociaki. Patrzyły na niego trochę wystraszone. Wydawały się głodne, zmęczone… Kocur patrzył na nie przez dłuższą chwilę z rozszerzonymi oczami. Jego oddech drastycznie się zmienił. Przypomniał sobie, jak jego własny ojciec zostawił go samego, nie przejmując się tym, czy zostanie zabity. Położył uszy po sobie. Jeden kociak był rudy, miał podobną do niego łatkę na sobie. Był… jego kopią. Zobaczył w nim siebie sprzed wielu księżyców. Kotka zaś była szylkretką, jej wielkie oczka wpatrywały się w wojownika z nieufnością. Szczawiowe Serce otrząsnął się.
— Gąbczasta Łapo! Znalazłem je — odpowiedział, jego głos lekko się trząsł. Ciężko było mu się uspokoić, gdy wspomnienia zalewały jego myśli. Uczennica od razu podbiegła, lekko odsuwając kocura.
— Hej, hej… Już wszystko dobrze maluchy! — odwróciła się w stronę Szczawiowego Serca. — Co teraz?
— Weźmiemy je do obozu. Nie możemy ich tak zostawić… — od razu pomyślał znów o swoim ojcu. Teraz on sam może uratować dwoje kociąt od okrutnego życia samotniczego oraz skończenia w złych łapach. Podniósł delikatnie rudego kociaka, a Gąbczasta Łapa szylkretkę, która odskoczyła najpierw. Spojrzeli na siebie przez chwilę. Nigdy nie spodziewałby się, że z przyszłą medyczką Klanu Nocy będzie zmuszony do podjęcia decyzji, którą Jarzębinowy Żar musiała podjąć, znajdując jego samego. Zwrócili się w stronę obozu i zaczęli powoli iść. Nie mógł tego przyznać, jednak to zdarzenie mocno nim wstrząsnęło. Miał nadzieję, że będzie w stanie zająć się kociętami i dać im dobre życie. Jednak czy będzie im dane zostać akurat z nim?
Kocimiętkowa Łapa nie dała za wygraną. Zmrużyła oczy, patrząc pomiędzy ich barki.
— A jednak trzymacie się teraz za ogony. Wcale nie podejrzane, co? — uśmiechnęła się psotnie, na co Szczawiowemu Sercu zrobiło się głupio. Gąbczasta Łapa od razu puściła jego ogon.
— Tak ci się wydawało… Wiesz, musimy lecieć, ech… Miłego dnia...! — pociągnął za sobą delikatnie kotkę i wspólnie odeszli od Kocimiętkowej Łapy.
***
Szli lasem, podczas gdy szron skrzypiał pod ich łapami, a księżyc oświetlał ich futra. Oczy Gąbczastej Łapy w tym świetle były tak piękne… Ona cała zresztą była piękna. Ta falowana grzywa, ten uśmiech… Chciałby ją zatrzymać w Klanie Wilka na zawsze. Jednak nie mógł. Zresztą, czy on sam mógł tam zostać...? Klan Gwiazdy nie odzywał się do Jarzębinowego Żaru…
Znaleźli wygodne miejsce, w którym położyli się, aby popatrzeć na gwiazdy. Kotka lekko wtuliła się w jego bok, na co ten zamruczał z aprobatą. Miał nadzieję, że ogrzeje ją lekko.
— Gwiazdy są piękne. Nasi przodkowie naprawdę pięknie zdobią niebo, nieprawdaż? — zaczęła Gąbczasta Łapa.
— Tak… to prawda — spojrzał w bok. Chciałby więcej o nich wiedzieć… — Może opowiesz mi coś o Klanie Gwiazdy? Wiesz, nie miałem za bardzo okazji dowiedzieć się zbyt wiele… po prostu karmicielki mało zwracały na mnie uwagę.
— Oczywiście! Ja sama co jakiś czas odwiedzam sadzawkę, przy której dostaję wizje — wypaliła od razu.
— Czy jest możliwość, aby ich nie dostać...? Jako medyk? W sensie… z tego, co wiem, dostajecie je w trudnych sytuacjach nawet bez odwiedzenia sadzawki. Po prostu myślałem nad tym… — odpowiedział ostrożnie.
— Tak, w ciężkich chwilach dostajemy je, jednak Klan Gwiazdy nie jest odpowiedzią na wszystko. Zresztą, czasami sny sprzed kilkunastu księżyców spełniają się dopiero po czasie. Nie wszystko jest tak proste, jak się wydaje. Klan Gwiazdy tylko nas prowadzi. Nie działa za nas. — Na te słowa kocur lekko spochmurniał. Skinął tylko głową.
— Rozumiem…
***
Szczawiowe Serce był dość podekscytowany na poranny patrol, szczególnie że wyznaczono na niego też Gąbczastą Łapę. Wieczorem trochę się zasiedzieli, patrząc na gwiazdy. Opowiadała mu wiele o Klanie Gwiazdy, przez co jego myśli wracały do rozmowy z Jarzębinowym Żarem. Czy jest szansa na ocalenie Klanu Wilka przed kultem...? Czy naprawdę mogliby to zrobić? Poczuł, jak kotka ociera się o jego bok, przechodząc obok. Jej zapach wpadł do jego nozdrzy niemal od razu i od razu uspokoił kocura. Uśmiechnął się do niej czule.
— Gotowa na patrol? Z tego, co wiem, zaraz wyruszamy — zapytał kotkę czule. Przejechał językiem po jej uchu, na co ta zaśmiała się delikatnie.
— Tak, jak najbardziej! — Gąbczasta Łapa odwzajemniła gest przejechaniem swoim ogonem po jego barku. Kocur czuł się tak, jakby topił się w miłości kotki. Zauważył, że patrol zbiera się już przy wyjściu z obozu, więc skinął w ich stronę. Razem z dymną podeszli do reszty, a gdy wszyscy już byli gotowi, wyruszyli. Szczawiowe Serce zerkał co jakiś czas na kotkę. Tak wiele księżyców już tutaj spędziła. Czuł się tak, jakby czas im uciekał… a chciałby, żeby wiedziała, co do niej czuje. Patrol zdecydował się rozdzielić, aby przyspieszyć robotę. Kocur oczywiście wybrał dymną na współtowarzyszkę dalszego – jak dla nich – spaceru. Gdy znowu zaczęli iść pomiędzy drzewami, czuł, że chce jej w końcu to powiedzieć. Powiedzieć jej, że…
— Wiesz, jak leżeliśmy ostatnio na polanie, zaczęłam się zastanawiać… — zaczęła jakby ostrożnie. Wyglądała tak, jakby nie była pewna, czy chcę zadać to pytanie. Może też czuje to samo? Może teraz właśnie chce go zapytać o to, o czym myślał? Patrzył na nią z wyczekiwaniem, jakby jego życie miało się właśnie zmienić na lepsze, gdyż ona byłaby w nim. Kotka jednak zapytała o coś zupełnie innego… — Te blizny, które masz na łapach. Jest ich strasznie wiele. Wiesz, zastanawiałam się nawet przez chwilę, czy w Klanie Wilka nie każą wam przeciskać się przez ciernie na szkoleniach! — zaśmiała się lekko. Szczawiowe Serce natomiast automatycznie zamarł. Nie chciał, aby ukochana wiedziała o tym, co robił… Nie chciał, aby się martwiła. Jego samookaleczanie było częste za czasów szkolenia. Iskrząca Nadzieja kilkukrotnie chciała podjąć z nim rozmowę na ten temat, podobnie jak Jarzębinowy Żar…
Od razu odwrócił głowę. Czy chciał jej wyznać prawdę...? Kłamstwo też jednak nie miało sensu… Czuł się jak w pułapce. Żadna z odpowiedzi nie była dobra. Gdy już miał otworzyć pysk i odpowiedzieć, Gąbka postawiła uszy ku górze i odwróciła głowę. Czyżby ktoś ich podsłuchiwał?
— Coś się sta- — Kotka zakryła jego pyszczek, zanim zdążył dokończyć.
— Słyszysz to? Ten pisk? Czy to… — Po chwili sam usłyszał wspomniany przez nią dźwięk.
— Kocięta...? Co one by tu robiły? — zapytał zdziwiony. Kotka jednak już zaczęła przetrzepywać krzaki, zanim się nad tym w ogóle zastanowiła. — Jesteś pewna, że to nie pułapka...?
— To kocięta, na Klan Gwiazdy, trzeba im pomóc! Hej, maluchy? Gdzie jesteście! Odezwijcie się...! — w desperacji kotka skakała od krzaka do krzaka. Szczawiowe Serce w końcu ruszył, aby szukać ich razem z nią. Sam zaczął nawoływać małe, aż w końcu w jednym z krzaków usłyszał pisk. Podszedł bliżej, od razu odsłaniając gałązki. Wtedy ujrzał je. Dwa, małe kociaki. Patrzyły na niego trochę wystraszone. Wydawały się głodne, zmęczone… Kocur patrzył na nie przez dłuższą chwilę z rozszerzonymi oczami. Jego oddech drastycznie się zmienił. Przypomniał sobie, jak jego własny ojciec zostawił go samego, nie przejmując się tym, czy zostanie zabity. Położył uszy po sobie. Jeden kociak był rudy, miał podobną do niego łatkę na sobie. Był… jego kopią. Zobaczył w nim siebie sprzed wielu księżyców. Kotka zaś była szylkretką, jej wielkie oczka wpatrywały się w wojownika z nieufnością. Szczawiowe Serce otrząsnął się.
— Gąbczasta Łapo! Znalazłem je — odpowiedział, jego głos lekko się trząsł. Ciężko było mu się uspokoić, gdy wspomnienia zalewały jego myśli. Uczennica od razu podbiegła, lekko odsuwając kocura.
— Hej, hej… Już wszystko dobrze maluchy! — odwróciła się w stronę Szczawiowego Serca. — Co teraz?
— Weźmiemy je do obozu. Nie możemy ich tak zostawić… — od razu pomyślał znów o swoim ojcu. Teraz on sam może uratować dwoje kociąt od okrutnego życia samotniczego oraz skończenia w złych łapach. Podniósł delikatnie rudego kociaka, a Gąbczasta Łapa szylkretkę, która odskoczyła najpierw. Spojrzeli na siebie przez chwilę. Nigdy nie spodziewałby się, że z przyszłą medyczką Klanu Nocy będzie zmuszony do podjęcia decyzji, którą Jarzębinowy Żar musiała podjąć, znajdując jego samego. Zwrócili się w stronę obozu i zaczęli powoli iść. Nie mógł tego przyznać, jednak to zdarzenie mocno nim wstrząsnęło. Miał nadzieję, że będzie w stanie zająć się kociętami i dać im dobre życie. Jednak czy będzie im dane zostać akurat z nim?
<Gąbczasta Łapo? Chyba mamy dzieci...>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz