Jakiś czas temu
Nie wiedział co myśleć o zbliżającej się ceremonii mianowania na ucznia. Jedna jego część odczuwała narastające napięcie, druga jednak nie potrafiła się doczekać tego pamiętnego dnia. Był to w końcu moment kompletnie zmieniający jego dotychczasowe życie! Frywolne zabawy będą miały swój koniec. Błogie drzemki Śniątka zostaną jedynie wspomnieniem przeszłości. Teraz jego życie będzie jedynie ciągnącymi się w nieskończoność obowiązkami przeszytymi pojawiającą się coraz szybciej odpowiedzialnością.
Bał się.
Nie podoła. Zawiedzie matkę oraz braci, a co najważniejsze – samego siebie. Przerażała go myśl bycia ciężarem dla innych. Musi się postarać. Nie uniknie tego w końcu tak jak swoich braci – nie będzie mógł tego wszystkiego po prostu przespać. Prędzej czy później ten hrubież go dopadnie, rozerwie swoimi szponami i wyjawi jego wnętrzności światu.
Nie chciał.
Nie potrafił spać, nie potrafił skupić się na zabawie, nie potrafił żyć bez myśli o zbliżającej się ceremonii. Stracił kompletnie apetyt. Dostrzegał zmartwienie w oczach matki. Nienawidził tego.
Jedynym ukojeniem w tym burzliwym okresie było jedno – tunel. Nie zapuszczał się co prawda za głęboko – w końcu nie chciał martwić ani matki, ani innych członków klanu. Zaczynali przymykać oko na jego wieczne eskapady – bo naprawdę, ile można powtarzać w kółko i w kółko, żeby nie zapuszczał się w te rejony? Żadne reprymendy nie działały, żadne kłótnie czy przestrogi.
W dzień ceremonii nie potrafił nawet spać. Całą noc spędził, wiercąc się z boku na bok, naprzemiennie prostując się i kuląc w kłębek. Żadna pozycja nie była mu wygodna. Nawet ulubiony tunel nie przynosił mu żadnego ukojenia. Mrok i cisza nory nie skutkowała zapadnięciem w upragniony odpoczynek. W wyniku tej nocy wstał niewyspany, zmęczony i naburmuszony.
A kiedy nastąpiła wiekopomna chwila – lider zwołał zebranie klanu. Czuł, jak supeł podchodzi mu do gardła.
Mamo, ja nie chcę.
Jelita wywróciły się mu do góry nogami, gdy patrzył, jak jego bracia zostają mianowani. Słuchał Króliczej Gwiazdy, ale słowa docierały do niego jak przez mgłę. Do czasu, aż zostało wywołane jego imię.
— Śniątko, ukończyłeś sześć księżyców i nadszedł czas, abyś został uczniem. Od tego dnia, aż do otrzymania imienia wojownika będziesz się nazywać Śniąca Łapa. Twoim mentorem będzie Słoneczny Fragment. Mam nadzieję, że Słoneczny Fragment przekaże ci całą swoją wiedzę.
Chwila. Słoneczny Fragment? Czy to czasem nie oznaczało, że… stanie się przewodnikiem?!
— Słoneczny Fragmencie, jesteś gotowy do szkolenia własnego ucznia. Otrzymałeś od swojego mentora, Kwiecistej Kniei, doskonałe szkolenie i pokazałeś swoje oddanie i lokalność. Będziesz mentorem Śniącej Łapy, mam nadzieję, że przekażesz mu całą swoją wiedzę.
Z zaskoczenia prawie zapomniał, że musi jeszcze pójść zetknąć się nosem ze swoim nowym mentorem. Niekomfortowa chwila minęła, zanim zorientował się w swoim zapominalstwie. Popędził do swojego mentora, prawie potykając się o własne łapy. Chwila, która miała być dla niego czymś wielkim, zostanie zapamiętana jako wstydliwa. Aj, cholibka. Słyszał krótki śmiech niektórych z kotów, które uczestniczyły w tym zebraniu. Gdyby nie był kotem, najpewniej teraz oblałby się gęstym, czerwonym rumieńcem. Czuł, jak pieką go uszy, a do oczu zaczynają napływać łzy. To nie tak miało wyglądać!
Nastąpiła ta chwila – miał zetknąć się ze Słonecznym Fragmentem nosami, ale… nie potrafił. Położył uszy po sobie, gdy cofając się, podwinął ogonek pod siebie. Nie chciał tu być.
Wszyscy patrzyli na niego z wyczekiwaniem. Po co utrudnia reszcie zgromadzenie?
Przegryzł dolną wargę, po czym rzucił się biegiem jak najdalej od tego całego zbiorowiska kotów. Przebiegł między kotami i ruszył… poza obóz. Nie zwrócił nawet uwagi, że zaczął płakać.
Nie zdążył jednak uciec zbyt daleko – mentor go dogonił.
— Śniąca Łapo! — usłyszał zza siebie delikatnie wypowiedziane słowa kocura.
Odwrócił się, najeżony ze strachu.
— Nie chcę! — wyjęczał Śniak, któremu powoli uchodziła energia na ucieczkę. — Ja nie chcę być uczniem! — rozpłakał się już całkowicie, zatrzymując się w miejscu.
Nastąpiła chwila ciszy. Jaką miał teraz mimikę Słoneczny Fragment? Co mógł teraz o nim pomyśleć? Nie wiedział. Nie chciał wiedzieć. To wszystko go już nie obchodziło.
Potem poczuł, jak cielsko kocura się do niego przybliża. Długa, ruda sierść była blisko jego twarzy, a ogon kota powoli obejmował ciałko Śniącej Łapy.
— Już dobrze — mruknął uspokajająco Słoneczny Fragment.
Wtulił się głębiej w futro mentora, płacząc jeszcze mocniej. Trwali tak jeszcze przez dłuższą chwilę. Kocur nic więcej już nie powiedział. Dopiero w momencie, gdy Śniąca Łapa przestał płakać, ten odezwał się:
— Zmiana może być trudna, ale musisz się skupić na możliwościach, które stają przed tobą otworem. Lubisz tunele, prawda? Pomyśl, że dzięki szkoleniu będziesz mógł spędzać w nich większość swojego dnia. Królicza Gwiazda właśnie dlatego zdecydował, abyś uczył się na przewodnika. Chyba nie chcesz zawieść lidera? — mówił spokojnie, opanowanym głosem.
— Nie chcę… — mruknął Śniąca Łapa. — Ale… To przytłaczające. Ta cała uwaga na mnie… Ja przecież nie podołam. Zawiodę ich wszystkich. Króliczą Gwiazdę, matkę…
— Ale czemu od razu zakładasz, że nie podołasz? — spytał skonfundowany. — Widzę przed sobą ambitnego kociaka, pełnego pasji do tuneli. Jedyne, co musisz zrobić, to dać z siebie wszystko. Jeśli przyłożysz się do pracy nad sobą, to ich nie zawiedziesz. Jesteś w końcu dzielnym chłopcem, prawda? — zauważył.
Przez chwilę Śniak milczał, dając przesiąknąć przez swój mózg wyłożonym na tace informacjom. Może miał rację…?
Wtulił się głębiej w miękką sierść mentora.
— Od jutra zaczynamy trening? — zapytał w końcu, przerywając ciszę.
— Tak, jutro rano idziemy na pierwszy trening.
[846 słów]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz