Nie wiedział dlaczego kocur nazwał go panią, ale nie skomentował. Zajrzał do nory i powoli się w niej zagłębił. Była ciemna i mogła na pierwszy rzut oka wydawać się straszna, ale wiedział ze swojego doświadczenia, że to miejsce było schronieniem. Kiedy opuścili Betonowy Świat to właśnie takie cudy natury służyły mu za dom. Dlatego też nie bał się, a z kocięcą ciekawością, wchodził dalej, by sprawdzić czy ta nora było zdatne do życia.
Nie czuł jednak zapachów żadnej zwierzyny, więc musiała być opuszczona. Była także długa i miała parę rozwidleń. Za sobą czuł Szepczącą Łapę, który za nim podążał. Czyli jednak wszedł. Aż był zaskoczony. Mimo to jego towarzystwo dodawało mu otuchy.
— Pu-pusto — stwierdził po chwili, kiedy znaleźli się w większej komorze, gdzie mogli się wyprostować. Kończyła się jednak ślepą uliczką. — Można by-byłoby zrobić z tego nawet mi-miłe miejsce na se-sen — zauważył.
Szept przecisnął się obok niego, aby ujrzeć to co mówił przed chwilą.
— Oh wow, zawsze chciałem odkryć całe nic — rzucił sarkastycznie, nie będąc pocieszonym w żadnym wypadku. — No ja tam nie wiem. Szczerze nie przepadam za ciasnymi miejscami — wytłumaczył, podchodząc do jednej ze ścian i opierając na niej łapę, jakby coś oceniał.
— Ja-ak to się mówi... Ciasne, a-ale własne — wibrysy mu zadrgały z rozbawienia. — Mo-możemy wyjść jak źle się czu-czujesz — zaproponował.
Mieli tylko sprawdzić tunel, a skoro już wiedzieli co na końcu było, nie musieli tu dłużej przebywać. On w przeciwieństwie do syna liderki, lubił takie przestrzenie. Dzięki temu czuł się bezpieczniej, ponieważ nikt nie zaatakowałby go znienacka, a musiałby przejść przez jedyną dziurę, którą miał tuż przed nosem.
— Nie no, niekomfortowo to nie, raczej nudno — wytłumaczył Szepcząca Łapa. — Chociaż można to zawsze rozkopać.
Chciał poszerzyć to miejsce? Nie wiedział czy to dobry pomysł. Zwierzęta, które wybudowały to schronienie wiedziały co robiły. Oni mogli szybko zaprzepaścić ich prace i zostać pogrzebani żywcem. Dlatego też zebrał się na odwagę i wsunął pomiędzy kocura jak i ścianę, aby powstrzymać go przed zrobieniem głupoty.
— Le-lepiej nie. Jeszcze się za-zawali. — Położył swoją łapę na jego piersi. — Możemy zbadać jeszcze ten drugi tunel.
— Racja. Nie jestem fanem wąchania kwiatków od dołu. — Tym razem nie było żadnych pań przodem ani nic. Kocur po prostu skierował się zaraz do wyjścia. Zdziwiło go to, bo sądził, że chciał jeszcze zbadać tą przegapioną odnogę, ale może rzeczywiście znudziła go ta zabawa?
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, wrócili do obozu.
***
Zasmarkany siedział i wpatrywał się w mech, który właśnie wyciągnął z legowiska wojowników. Tak strasznie go bolało ciało po tym, jak matka wgryzała się w niego jak w piszczkę. A to wszystko przez to, że się zgubił, wpadł w łapy liderki Klanu Wilka i stracił przytomność. Przyniósł jej wstyd, jak i tym wszystkim kotom, które przyjęły go pod swój dach. Różana Przełęcz była wściekła. Zdegradowała go i już nie był Łapą, a zwykłym Smarkiem. Jego kariera wojownika stała teraz pod znakiem zapytania. Ale nie martwił się tym jakoś bardzo. Bardziej przerażała go liderka, która nakazała mu wymieniać mech we wszystkich legowiskach poza starszyzną, bowiem do nich oddelegowała Północną Łapę. Na dodatek pomagali mu w tym Piasek i Lew, którzy także wrócili do swoich kocięcych imion. Widok tak wściekłej rudej powodował w nim chęć zaszycia się w jakimś kącie.
A żeby było tego mało, to wciąż nocami śnił jak Szakala Gwiazda groziła mu śmiercią. Te jej zakrwawione kły... To było ostatnie co zapamiętał. Potem obudził go ból, który przeszedł mu wzdłuż pyska. Sądził, że za to odpowiadała złota, ale nie. To była Żmijowa Łapa. Dawno nie widział jej tak wściekłej. Biła mocniej i brutalniej, a on ze słabości ledwo stał na własnych łapach.
Teraz też całe ciało go bolało, więc wylewał łzy. Spadały kropla za kroplą na mech, a on nie był w stanie nawet się ruszyć.
Nagle usłyszał kroki. Nie zdążył zareagować, gdy ktoś klepnął go w plecy, powodując napływ większej ilości łez i pisk, którego nie zdusił.
— Gratuluje występu! — usłyszał znany mu głos.
Uniósł spojrzenie zapłakanych ślip na Szepczącą Pustkę, a następnie od razu wtulił się w jego futerko, niczym małe, zagubione kocię.
— Jestem ża-żałosny... Mogłem w ogóle nie iść na to zgro-zgromadzenie — wybełkotał, osmarkując kolegę. — A te-teraz to Szakala Gwiazda chcę mnie zje-zjeść, a Ró-Różana Przełęcz jest na mnie wście-wściekła. A-a to była po-pomyłka. Ja-ja nie wiedziałem, że ta-tam siedzą liderzy. Chcia-chciałem tylko... tylko... znaleźć dro-drogę wśród tych kotów.
<Szept?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz