*jak Cynia jeszcze była szczylem*
— Cynia... to coś się rusza!Jerzyk poderwał się na równe łapki dostrzegając, że we wnętrzu dziwnego przedmiotu coś się jednak znajdowało. Owe „coś” zaczęło wypełzać powoli ze skorupy. Cynia zaskoczona natychmiast wypuściła z łapek przedmiot cofając się odrobinę. Co to mogło być?
Ciekawość kociąt wybiła ponad skalę, gdy wpatrywali się w czółka istoty, która na swym grzbiecie miała ten dziwny kamyczek.
— Chwila, to nie jest ślimak? — podjął Jerzyk widząc mordkę stworzonka, po czym ignorując słowa siostry złapał za skorupę najdelikatniej jak potrafił i uniósł ją do góry. — Patrz, nie chce się od tego odczepić. No już, odklej się. Nie chcę się odkleić. Jaki on dziwny jest.
Cynia zaczęła się martwić nie na żarty. Podnoszenie ślimaka i kamienno podobnego czegoś, szczególnie przez tak silnego kota, to nie był dobry pomysł! Mógł uszkodzić ich nowy obiekt do obserwowania!
— Ostrożnie Jerzyku, bo jeszcze mu krzywdę zrobisz! I możesz przy okazji zniszczyć mój skarb! Proszę, odstaw go. — poprosiła szynszylowa, podchodząc bliżej brata, rzucając mu naglące spojrzenie. Każde w końcu uderzenie serca zwiększało ryzyko uszkodzenia, a tego córka Nastroszonego stanowczo nie chciała.
— Teraz się do mnie przyczepił... Łaskocze! — wykrzyknął bury, gdy ślimak ruszył naprzód po jego łapce.
Pierworodna Jeżyk podeszła bliżej, obserwując ślimaka poruszającego się po łapie jej brata.
— Fascynujące... — zignorowała, że to Jerzyk jest powierzchnią, po której chodził ślimak, wpatrując się po prostu w jasne stworzenie. Czemu miało na sobie jej skarb i taszczyło go wszędzie, gdzie poszło? Gdzie… popełzło? Czy tak powinno się mówić? Nie wiedziała. Długi czas wpatrywała się w stworzenie, posuwające się coraz dalej i dalej po jej braciszku, który podśmiechiwał się głupio, bo najwyraźniej ten ruch małej istoty go łaskotał.
— Ej Cynia, on mnie nie ugryzie, prawda? — spytał zaniepokojony, gdy ślimak kierował się coraz to wyżej w stronę jego grzbietu, tak że kocurek nie był już w stanie rejestrować go wzrokiem.
Niezbyt przejęła się słowami braciszka. To w końcu mogło się zdażyć, ale będzie to poświęcenie w imię wiedzy. Czarna zmrużyła oczy, niczym prawdziwy analizujący sytuację biolog, po czym mruknęła swym kocięcym głosem:
— Wyjątkowo szybki okaz... — po wypowiedzeniu tych słów dotknęła skorupki lekko łapą, a ślimak od razu schował się w swoim domku, co wywołało nieukrywane niezadowolenie jak i ciekawość młodej na temat tego, jakie zachowania przejawiało stworzenie w danych sytuacjach. Co by zrobił ślimak, gdyby Jerzyk zaczął się bardziej ruszać? Też by się schował, czy szedłby dalej niestrudzenie? W końcu jego maź zdawała się być lepką, bo aż lśniła na futerku Jerzyka.
— Cynia! — wydarł się na nią wspomniany kocurek. — Nie mów mi, że bardziej cię interesuję ślimak niż twój własny brat.
Na te słowa szynszylowa spojrzała na niego jak na głupa.
— To przecież jest obserwacja naukowa czy jak tam to pieszczochy nazywają! — stwierdziła oburzona — Nie chcesz się dowiedzieć wszystkiego co możemy o tym ślimaku? — spytała, po czym przewróciła oczyma, uznając, że niech już mu będzie. Chwyciła delikatnie skorupkę zębami, następnie odklejając ślimaka od Jerzyka i kładąc stworzenie na dywanie pod nimi.
— Jasne, że chce — bąknął. — Lepiej uważaj, bądź ostrożna. Różni się od tamtych ślimaków. Może być jadowity, czy coś... albo chory! Lepiej będzie jak zawołamy mamę, albo innego dorosłego.
— Możesz mieć racje... — stwierdziła Cynia. Nawet takie dowiadywanie się nie było warte ryzyka śmierci i nie możności wykonywania kolejnych testów i obserwacji. Po swej wypowiedzi wstała i wydarła się na całe gardło. — MAMOOOOOO! — i pobiegła tam gdzie ostatnim razem widziała rodzicielkę.
— Co się stało, kochanie? — spytała zaniepokojona Jeżyk, przyglądając się swej pociesze troskliwie.
— Bo znalazłam takie dziwne coś, chodź szybko! — zawołała, a matka zaraz podążyła za nią, zostawiając na chwilę resztę swych dzieci samym sobie. Gdy tylko dotarli pod stół w szopie, Cynia wskazała na ślimaka. — Ten dziwny ślimak jest w tym dziwnym-kamienio czymś!
— I nie chce teraz z niego wyjść! — dodał Jerzyk.
Jeżyk podeszła bliżej, po czym usiadła tuż przy swoich kociętach, przyglądając się ich znalezisku.
— To ślimak skorupkowy. To kamienio-coś, to jego skorupa. Ma za zadanie chronić go przed niebezpieczeństwem, choć często się nie sprawdza — wytłumaczyła spokojnie — To taki jakby jego domek, jego szopa. — stwierdziła matka — Jest nieszkodliwy, no chyba, że szkoda wam kilku listków z ogródka, bo tym właśnie się żywi. Dlatego jak chcecie, by przeżył, to musicie go wypuścić na zewnątrz i położyć gdzieś, gdzie nikt go nie zdepcze.
— To może na tych roślinach przy płocie? Tam nie możemy chodzić, to nikt go nie zdepcze — zaproponował bury.
Srebrna skinęła głową.
— To dobry pomysł — stwierdziła szylkretka — Ale wy go przenieście, bo ja mogę go niechcący zgnieść — po tych słowach starsza skierowała się do wyjścia z szopy. Jerzyk spojrzał się na siostrę.
— Ja go wezmę.
Niechętnie, bo niechętnie, ale szynszylowa skinęła głową. Tylko jak zrobi krzywdę ślimakowi, to mimo jego gabarytów miała zamiar go sprać.
Bury ostrożnie pochwycił ślimaka i z dumnie wypięta piersią ruszył w kierunku wspomnianych kwiatów. Czarna podążyła za nim, uważnie obserwując brata. Miała nadzieję, że nie upuści ślimaka ani nie użyje na nim zbyt dużej siły swego zgryzu. Już niedługo później dotarli do kwiatów, do których mieli kategoryczny zakaz zbliżania się. Kocurek ostrożnie wypuścił ślimaka na jeden z większych liści. Obserwował wraz z siostrą istotę, która powoli zdecydowała się ponownie wystawić swój łebek z domku. — I jak ci się tu podoba, maluszku? Będziesz miał dużo jedzonka i nikt cię nie zgniecie — powiedział Jerzyk do ślimaka. Cynia uśmiechnęła się na jego słowa, stojąc tuż obok brata. Właśnie pomogli ślimakowi, bo ten pewnie by nie miał co jeść w szopie i padłby z głodu.
— Czyli... lubisz ślimaki? — zapytał szynszylową po chwili bury, szturchając ją w bok. Gdy ta kiwnęła twierdząco głową, kontynuował — Bo wiesz...
***
We dwójkę wpadli do szopy, w której siedziała mama, Pliszka i Goshenit. Od razu skierowały się na nich wszystkie spojrzenia, bo widok był co najmniej niecodzienny - do grzbietu Jerzyka była przyczepiona bowiem Cynia.— Ha, ha! Drzyjcie przede mną. Oto ja, Ślimak-kot! — rzekł braciszek, będący miękką częścią ślimaka. Cynia zaczęła robić wraaawr jak prawdziwy potworek z piekeł, a za jej przykładem poszedł brat i już po chwili biegali po całym żłobku w pogoni za Goshenitem, którego Jerzyk uznał za liścia.
***
Tego dnia mama opowiadała im o kamieniach. Cała czwórka kociąt siedziała tuż obok niej, słuchając z uwagą. No dobra, Pliszka coś tam się rozpraszała, ale bądź co bądź nawet słuchała. Najbardziej aktywny był Jerzyk, często zadający pytania. Cynia spokojnie przysłuchiwała się opowieściom matki, chłonąc z nich niczym gąbka, podobnie jak bury kocurek.<Jerzyku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz