Siedział i gapił się na kotkę z szeroko otwartym pyszczkiem. To co mu właśnie opowiedziała było takie... niesamowite! Nie spodziewał się, że taka właśnie stała za ich powstaniem historia. Mama nic o tym nie wspominała... Aż zrobiło mu się smutno, ponieważ ta jakoś nie kwapiła się do rozmów ze swoim młodym.
— To było... piękne. Wspaniała historia! — wypowiedział swoje odczucia. — Czyli czekoladowe koty rzeczywiście stworzone są do służenia! Mogę ci służyć? Proszę! Moi przodkowie będą wtedy ze mnie dumni. Pochodzisz w końcu z niebios! To... To dla mnie zaszczyt. — Znów padł jej do łap, nie wierząc w to, że właśnie rozmawiał z kimś kto niegdyś kroczył po niebie. Wirująca Łapa była prawdziwą boginią. Możliwe, że była jedną częścią Klanu Gwiazdy!
— Jak najbardziej możesz — stwierdziła, następnie gładząc go po łebku.
Jego oczka zalśniły, kiedy poczuł ten święty dotyk. Był teraz pobłogosławiony? Chyba tak, skoro ta przyjęła go w poczet swoich sługusów.
— Dziękuję. To zaszczyt o pani. — Podniósł się na łapki, nie będąc w stanie spojrzeć w jej oblicze. — Czy coś mógłbym dla ciebie zrobić? Jestem mały i niewiele mogę, ale umiem się bawić i eee... Zakradać się. Dużo podsłuchuje dorosłych! Jak będę duży, będę wyłapywał wszystko i skarżył liderce! Chcę być przydatny i zwalczać wrogów naszego klanu, którzy sprzeciwiają się władzy wspaniałych kotek.
— Masz dobrą postawę, mały — pochwaliła go. — A jak będziesz wyłapywał wszystko, to przekazuj to również mnie. A co możesz zrobić teraz, poza podsłuchiwaniem i donoszeniem mi? Cóż... gdy będę wracać z treningu, oczekuję leżącej na moim posłaniu zwierzyny ze stosu. I ciebie. Będziesz mi wtedy mówił, co takiego wyłapałeś.
Pokiwał główką. Dało się załatwić. Mama i tak go nie pilnowała. Liczyła na to, że porwie go jakiś ptak, więc gdy powracał cały i zdrowy, nie wydawała się zadowolona.
— Dobrze. Tylko musisz mi pokazać swoje posłanie i powiedzieć, o jakiej porze zwykle wracasz. Nie chcę się spóźnić.
Kocica wstała, po czym poprowadziła go do pustego obecnie legowiska uczniów. Dreptał za nią pełen pokory, ze świadomością, że oto dojrzy miejsce spoczynku tej przenajświętszej istoty.
Gdy tylko znaleźli się na miejscu, czarno-biała podeszła do swojego posłania i usiadła na nim.
— To moje posłanie. A wracam... zazwyczaj popołudniu, gdzieś po szczytowaniu słońca albo tuż przed.
Rozejrzał się po tym miejscu. Było inne niż żłobek. Takie... Wow. Widać było, że Wirująca Łapa trzymała poziom. Zasługiwała na wszelką wygodę. Była w końcu kimś ważnym w klanie.
Pokiwał łebkiem, rejestrując wszystko w główce.
— Cieszę się, że mogę ci służyć o pani — zawołał radośnie. — Mamusia będzie ze mnie zadowolona, gdy dowie się, że ci służę. Może mnie pochwali! — piszczał uradowany.
— Tak. Może. A jak masz na imię? bo nie spytałam wcześniej.
— Jestem Śledź! — przedstawił się radośnie. — Musisz być jednak bardziej niemiła. Nie zasługuje na szacunek. Twoja mama na pewno się na tobie zawiedzie, gdy się dowie, że mnie lubisz...
Uczennica uniosła brodę.
— Czy ty właśnie grozisz mi, że naskarżysz na mnie, gdy dałam ci taką okazję do spełnienia twej roli jako czekoladowego kota?
— Tak! Bo jestem niewdzięcznym czekoladowym kotem! — Uśmiechnął się promiennie. — I obiecałem mamie, że będę naprawiał złe nawyki u innych, gdy ci będą zachowywać się nieodpowiednio do swojej pozycji. A ty jesteś kotką. Ci nie przystoi zadawanie się z kimś takim jak ja — przypomniał jej o tym, ponieważ obawiał się, że ta zapała do niego jakąś sympatią. A tego brońcie Klanie Gwiazdy nie chciał! To byłby wstyd! Hańba! Mama dałaby mu po grzbiecie, gdyby tylko usłyszała, że zaprzyjaźnił się z Wirującą Łapą. Byli w końcu z dwóch różnych światów. Kocica nie mogła o tym zapomnieć dla jego i swojego dobra.
<Wir?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz