Ostatnie wydarzenia mające miejsce w Klanie Nocy dość mocno ją przygnębiły.
Pomogła w zatuszowaniu zniknięcia, a tak naprawdę zabójstwa Jagodowego Gąszczu. Po paru księżycach nikt już nie raczył wspominać imienia brata Mak. Całkowicie przestał istnieć, i nawet jego córki nie poznają prawdy, na temat tego, że to właśnie on jest ich ojcem.
Niedługo później straciła siostrę. Nie było dla niej ratunku, zmarła tak nagle. Nie dane jej było zostać wojowniczką. Co prawda nie układało się między nimi dobrze, ale Morelka była jej jedyną siostrą. Pozostał jej tylko Krzyczący Makrela, hałaśliwy brat, którego powoli coraz to więcej kotek miała dość. Nie dziwiła im się, ostatnio tak się wydzierał w nocy, że Kawka o mały włos nie ogłuchła. Nawet przyłożenie mchu do uszu nie pomogło. Martwiła się czy kocur pewnego dnia również nie zniknie, jak i jego poprzednik.
Wtedy zostanie całkowicie sama.
Już i tak pora opadających liści dość dobitnie uświadomiła ją w tym, że nie ma nikogo bliskiego w klanie, nawet jeśli na pierwszy rzut oka wydawało się być inaczej. Starała się trzymać w towarzystwie swoich ciotek, jak i kuzynek, byleby zająć jakoś myśli. Byleby mieć otworzyć do kogoś pysk.
Gałąź, na której siedziała lekko się zachwiała. Nie musiała spoglądać na kota, by wiedzieć kto do niej się dosiadł. Tylko jeden Nocniak lubował się nachodzić ją właśnie wtedy, kiedy chciała pobyć sama.
— Wszystko dobrze? Nie wyglądasz najlepiej Kawko — zagadnęła Borsuk usadawiając się tuż obok córki Błotnistej Plamy
Cóż za głupie pytanie.
Wzięła głęboki oddech, po czym wypuściła powietrze, mierząc srogim spojrzeniem wojowniczkę, że ta zwróciła się do niej niepełnym imieniem. Nie skomentowała tego jednak.
— Nic nie jest dobrze, Borsuczy Języku. Zwierzyny jak nie było tak nie ma. Paroma rybami dziennie nie wykarmi się wszystkich. Poza tym mamy epidemię czerwonego kaszlu w klanie, jakbyś zapomniała. To cud, że to świństwo się nie rozprzestrzeniło się bardziej. Mam nadzieję, że sytuacja w klanie poprawi się z porą nowych liści. — westchnęła wypuszczając mały dymek pary, który natychmiast rozpłynął się na mroźnym powietrzu
— Ten cały czerwony kaszel końcu to kara od tego waszego Klanu Gwiazdy. Tylko koty, które mają coś na sumieniu zachorowały. Nie słyszałaś? Każdy tak tę epidemię tłumaczy. — prychnęła — Medycy mogliby darować sobie leczenie tych nic nie wartych kotów. Żadnego z nich pożytku, a karmić ich trzeba. — dodała niewzruszona ani trochę tym, że trójka kotów każdego dnia było bliżej śmierci — Przynajmniej za jednym razem pozbędą się zdrajców, chociaż te całe egzekucję przyjemnie się ogląda. Nie wieje nudą. Ciekawe czy twoja ciotka faktycznie rozmawia z duchami czy jest po prostu szurnięta. Może po prostu lubuję się w mordzie i tak się po prostu usprawiedliwia. Jak myślisz?
— N-nie wiem.
Nie wiedziała co myśleć o rządach Mglistej Gwiazdy. Wiedziała, że ciotka wierzy w Klan Gwiazdy, jak chyba żaden inny kot w Klanie Nocy, ale wątpiła czy faktycznie Gwiezdni kazaliby jej w taki sposób postępować. W końcu Gwiezdni byli łaskawi. A w chwili sądu nad Sarnim Tupotem, czy też tak właściwie ogłoszeniu, że zostaje skazany na egzekucję, nie było okazania ani litości, ani łaski. Z góry został uznany za winnego, a po parunastu uderzeniach serca leżał martwy. Może i słusznie. W końcu Kwitnący Łoś potwierdził jego zdradę. Najbardziej jednak żal było jej synów kocura, którzy byli świadkami jego śmierci. Nie powinni tego widzieć.
— Masz naprawdę interesującą rodzinę. Nic tylko pozazdrościć tak barwnych osobowości. — podniosła się, zrzucając z gałęzi biały puch. — A właśnie, zapomniałabym przekazać. Będziesz dowodzić dzisiejszym nocnym patrolem, więc lepiej będzie jak się przed nocą choć trochę ogrzejesz i zdrzemniesz. Spójrz — Wskazała pyskiem na ciemne chmury, które zbliżały się powoli w stronę terenów Klanu Nocy — Czeka was patrol w deszczu. Współczuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz