Siedział przysłuchując się naukom matki na temat ich wiary. Czynnie brał udział, co jakiś czas zadając matce pytania, aby bardziej wyjaśniła swoim pociechą nurtujące je sprawy.
— Mamo, a możesz opowiedzieć nam coś więcej na temat naszych ko... korzeni? — zagadał drapiąc się łapką po uszku. — Od zawsze byliśmy samotnikami czczącymi kamienie?
Cynia również się zaciekawiła, przysuwając się bliżej do Jerzyka i zarazem matki.
Jeżyk uśmiechnęła się lekko.
— Pamiętacie na pewno, że moja babcia, matka Krokus, Bylica, była Kamienną Szamanką. To ona założyła naszą grupę. Jednak jej przodkowie nie czcili kamieni, tak jak ona i my teraz. Bylica urodziła się w Klanie Burzy.
— W Klanie Burzy? O mamuniu, czy u nich cały czas pada deszcz?
— Nie — zaśmiała się szylkretka — po prostu mają taką nazwę.
— Tata z Klanu Klifu, prababcia z Klanu Burzy. Wow! — wymsknęło mu się — I co, i co było dalej? Dlaczego nie żyjemy w Klanie Burzy?
— Babcia mimo urodzenia się tam, widziała wady w ich stylu życia. Do dzisiaj na przykład istnieje tam zasada, tak jak zresztą we wszystkich klanach, że medycy nie mogą mieć kociąt ani partnera, przez co wiele kotów cierpiało. Babcia pewnego zgromadzenia klanów próbowała obronić pewną medyczkę, która dopuściła się złamania tej zasady. Przez to lider Klanu Burzy nadał jej okropną karę. Jej prawa zostały zredukowane i musiała przez całe sześć księżyców kisić się w żłobku, czyli miejscu, gdzie mieszkają kocięta i ich matki w klanach. Potem, gdy już Bylica odzyskała swe niesłusznie zabrane prawa i została tamtejszą wojowniczką, władzę przejęła Piaskowa Gwiazda, która faworyzowała kremowe i rude koty. Reszta musiała cały dzień ciężko pracować i była karana za nieposłuszeństwa. Pewnego dnia Bylica została przez nią, wraz z inną niewygodną dla Piaskowej Gwiazdy kotką, oskarżona o złamanie innej zasady, czego w rzeczywistości nie zrobiła i wygnana — opowiedziała Jeżyk.
Uważnie przysłuchiwał się słowa matki.
— Co za banda pomyleńców. Na miejscu prababci Bylicy skopałbym im wszystkim zadki i wprowadził nowe zasady. Biedni ci medycy. Dobrze, że babcia obroniła ją! Nie powinno się żadnego kota tak ograniczać!
— Niestety sama nic nie była w stanie wskórać. Ale potem, jeszcze za młodości Krokus, władzę u burzaków przejęła kotka zwana Kamienną Gwiazdą i polepszyła tam warunki życia. Kamienna Gwiazda była drugą kotką ukaraną tamtego dnia przez Piaskową Gwiazdę, dlatego ona i Bylica się znały i popierały nawzajem. Jednak Bylica nigdy nie wróciła już do Klanu Burzy. Uznała że lepiej będzie zamiast zostawać tam, iść na przód.
— I bardzo dobrze. Nie warto było marnować swojego czasu na takie półgłówki. Bycie samotnikiem jest o wiele lepsze. — spojrzał się na swoje rodzeństwo, chcąc aby mu zawtórowali. — Mamo, a czy u taty w klanie też są takie głupki?
— Cóż, nigdy tam nie byłam, musiałbyś jego spytać — stwierdziła.
— Spytam. Przygotuję listę pytań , które mu zadam... a jeszcze lepiej jakbym sam mógł go kiedyś odwiedzić i zwyzywać wszystkie paskudne koty
Przez te opowieści naprawdę nabrał ochoty do wybrania się na te tereny, które zajmowały cztery klany. Pewnie to właśnie Klan Klifu był najfajniejszy, bo to z niego pochodził jego tata. A inne to się tam mogły schować!
Jeżyk uśmiechnęła się.
— Jednak Bylica nie miała w sobie krwi Klanu Burzy, mimo urodzenia się tam — stwierdziła Jeżyk, chcąc rozbudzić wyobraźnię kociąt.
Zaskoczony zerknął na Cynie siedząca obok, która również wyglądała na równej zaskoczoną co on. Nic z tego nie rozumiał. Skoro urodziła się w klanie, to jak możliwe, że nie miała w sobie krwi Klanu Burzy.
— Bowiem jeszcze dawniej, bardzo, bardzo dawno temu, Klany żyły na jeszcze starszych i odleglejszych terenach. W tamtejszym mieście przyszła na świat babka Bylicy, Pląsająca Sójka, znana wcześniej jako Mimi. Żyła wraz z rodzeństwem, Benkiem, Miecią, Pusią i Mruczkiem wraz z dwunogami jej rodziców - Małgorzaty i Jaśka. Pewnego jednak dnia opuściła dom, aby zamieszkać w dziczy ze swym ukochanym, Rysiem. Zaszła w ciążę, a w tym czasie znaleźli ją wojownicy Klanu Burzy i przyjęli do siebie. Potem nastąpiła migracja klanów, w trakcie której urodziła się matka Bylicy, Sikorkowy Śpiew, oraz jej rodzeństwo - Tańcząca Zorza i Śpiewający Wiesiołek. Potem, już na tych terenach, na których urodziłam się ja, Krokus, a także Bylica, Sikorkowy Śpiew zakochała się w pieszczochu, ale ostatecznie ich związek nie wypalił. Jednak z ich dwojga powstała właśnie Bylica, i jej bracia - Dziki Gon i Słonecznikowa Łodyga. Ukrywano jednak ich pochodzenie a rolę zastępczego ojca pełnił Orzechowe Futro, inny wojownik Klanu Burzy. Potem jednak Bylica się o tym dowiedziała, jeszcze zanim dostała karę o której wam mówiłam. Dlatego też nie mamy krwi Klanu Burzy, mimo, że nasza dalsza rodzina może tam dalej żyć.
Od tych informacji czuł jak rozbolała go głowa, tak też rozmasował łapką skroń.
— Czyli nasi najstarsi przodkowie byli pieszczochami? Fuja!
— Żadna fuja. Dzięki temu Bylica miała dużo wiedzy, gdy została wygnana i wiedziała, jak poruszać się po mieście. Zawdzięczamy im naszą potęgę, mimo, że oni sami nie byli wielkimi wojownikami czy uzdrowicielami. Takie koty też są potrzebne w naszym życiu.
— W sumie... potrzebuję Miedzi i Duszka. Bez nich moje życie byłoby nudne! Komu bym dokuczał.
— Tylko pamiętaj, żeby ich nie zranić, bo wtedy Pani Cynamonka może nie być zadowolona. Ale faktycznie, fajnie się z nimi bawi! — stwierdziła Cynia, po czym figlarnie skoczyła na braciszka, memlając jego ucho.
— Mamooo! Cynia chce żebym ogłuchł! Jak ja będę wyglądał bez ucha, nikt mnie nie zechce!
Jeżyk z trudem była w stanie powstrzymać śmiech, przyglądając się temu co wyczyniają jej dzieci. Nie minęło dziesięć uderzeń serca, a do ataku na Jerzyka przystąpiłam również Pliszka. Skoczyła na niego przewracając na deski, do których został przyciśnięty przez ciężar sióstr.
Dobrze, że Goshenit nie dołączył do dręczenia burego kocurka, bo wtedy na pewno wyzionął by ducha. A z taką dwójką to raz sobie poradzi. Delikatnie odpychał swoje siostry, chcąc się wyswobodzić. Nagle Pliszka zaprzestała nękania brata, znalazła sobie inne zajęcie. Zaczęła gryźć ogonek Cynii, która z przerażeniem zaczęła piszczeć i próbować się ratować przed liliową.
Wyzwolony kocurek poderwał się na równe łapki, przyglądając się swoim pomylonym siostrą biegających po całej szopie. Nie było mowy o tym, by ktoś zakwestionował ich pokrewieństwo z Bylicą. Genów się nie oszuka.
***
Podopieczni Skowronek, tym razem składających się tylko z dzieci Jeżyk, mieli za zadanie na przemian uniemożliwiać sobie dotarcie do punktu znajdującym się za płotem. Musieli również omijać wykopane dziury-pułapki przez mentorkę, które miały za zadanie utrudnić im jak najbardziej tylko mogły wykonanie zadania. A za wykonanie tego zadania najkrótszym czasie czekała nagroda dla zwycięzcy.
Bury kocurek wystartował jako pierwszy, a paręnaście uderzeń serca za nim do pościgu ruszyła Cynia. Przez jej umaszczenie, z łatwością potrafiła się zlać z śniegiem, i gdyby nie ta czerń w małych ilościach na jej futrze, byłaby wręcz nie do wykrycia przez brata. Tak też zamiast skupiać się na zmyśle wzroku, nie chcąc tracić skupienia, jak i czasu na oglądanie się za siebie, korzystał ze zmysłu słuchu. Przez te parę księżyców nauczył się rozróżniać kroku swojego rodzeństwa, a skrzypiący śnieg dodatkowo pomagał mu w określeniu tego jak blisko niego znajduje się szynszylowa koteczka.
Przeskoczył nad pierwszą pułapka, przy okazji o mały włos nie lądując w kolejnej, bo źle ocenił odległość pomiędzy nimi. Ta pomyłka nieco go spowolniła, ale nie wybiło go jakoś specjalnie z rytmu. Cynia siedziała mu cały czas na ogonie, paręnaście kocięcych kroków dzieliło ją złapania za ogon kocurka.
— Musisz być szybsza, jeśli chcesz mieć jakieś szanse! — wykrzyknął radośnie, łapczywie wciągając do płuc zimne powietrze, zostawiając za sobą dymek białej pary — Cynia to miękki kamień, fa la la! — wydzierał się na całe gardło, tak że bardzo możliwe, że na końcu dzielnicy było słychać jego wrzaski
Z każdym kolejnym susem był coraz bliżej dotarcia do celu. Pozostawiało mu tylko przebiegnąć przez płot i dotknąć powalonej kłody na terenach niczyich, tuż za terenem należącym do Cynamonki. Już czuł smak zwycięstwa, wierząc że to właśnie mu przypadnie wspomniana przez szylkretkę nagroda za wykonanie zadania i to w dodatku w najkrótszym czasie.
W końcu to było proste jak znalezienie stokrotki na łące!
Zdając sobie sprawę, że Cynia przyspieszyła po jego drwinach, nie pozostawało mu nic innego, jak również przyspieszyć. Tuż przed dziura w płocie wykonał jakże przepiękny skok, który pomimo jego gabarytów wyglądał tak elegancko, że nie jeden kot pozazdrościłby mu wdzięku.
Czar ten jednak prysł.
Jeszcze nie tak dawno był w stanie z łatwością przemknąć przez tę małą dziurę w płocie podczas treningów, a teraz najzwyczajniej w świecie przez to, że od rozpoczęcia treningu mu się nieco urosło, utknął. Nie ważne czy chciał spróbować ruszyć naprzód, czy się wycofać, utknął na dobre i bez pomocy kogoś nie był w stanie się wykaraskać, nie ważne jak próbował.
— P-pomocy! Utknąłem!
Na tylnej nodze poczuł dotyk łapki siostry, która kilkukrotnie go pacnęła, co oznaczało, że przegrał, a z jej pyszczka wydobył się głośny śmiech. Był niemal pewny, że jego siostra zaczęła się z tego śmiechu tarzać po śniegu.
— To twoja kara, braciszku. Za nazwanie mnie miękkim kamieniem. Zostaniesz tu na zawsze. Miło było mieć ciebie za brata, Jerzyku. Będę o tobie zawsze pamiętać!
— Nie, proszę Cyniu. Siostrzyczko moja, nie zostawiaj mnie! — zachlipiał, jak dobrze że żaden inny kot go w tej sytuacji nie widział
Doprawdy, kto to widział by potomek wspaniałej Bylicy wyglądał tak żałośnie.
<Cyniu? Help>
[trening - 507 słów]
[Przyznano 10%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz