*Pora Opadających Liści*
Leżała sobie spokojnie w legowisku uczniów, wylizując swe futerko, kiedy to podeszła do niej Pszczela Duma – a raczej już ciocia Pszczela Duma, bo kocica związała się z Makowym Polem, zyskując jakże szczytne miano ciotki.— Witaj, Wirująca Łapo. Jesteś może zajęta? — spytała Pszczółka przyjaznym głosem.
— Akurat kończę pielęgnację sierści, a co? — spytała.
— Widzisz, przez tą ulewę moje córeczki się bardzo nudzą, a i mi przydałby się odpoczynek. Mogłabyś z nimi posiedzieć jakiś czas, pobawić się z nimi? — spytała tortie.
Młoda skinęła głową bez ekspresji na pysku. Co prawda moczenie futra nie było zbyt przyjemną wizją, ale nie miało nic przeciwko zajęciu się młodymi członkiniami Klanu Nocy przez jakiś czas.
— Bardzo ci dziękuję — miauknęła szylkretka, nim nie wyszły i nie rozdzieliły się. Matka kociaków poszła do legowiska wojowników, zaś Wir skierowała się do kociarni.
— Hej, dzieciaki. — Miauknęła ciut monotonnym głosem, gdy tylko stanęła już za wejściem do żłobka, by jej nie zlało.
A jej oczom ukazała się… dość ciekawa scena, która aż wywołała na jej pysku ekspresję, jaką było szczere zdziwienie.
Legowisko karmicielki było otoczone jaskrawofioletowymi kapeluszami grzybów, tworzących coś na kształt półokręgu, a tuż obok stało małe kocię, zatrzymane jakby wpół kroku z kolejnym okazem zerwanej leśnej ozdoby. Mały kociak obrócił w jej stronę głowę i wbił w nią zdziwione, a także przestraszone spojrzenie.
Wir już po chwili otrząsnęła się, postępując o krok dalej.
— Hm. Gdzie to znalazłaś? Jeszcze nie widziałam takich grzybów — stwierdziła, następnie pochylając się by móc lepiej się przyjrzeć znalezisku małej koteczki.
Kociak powoli odłożył grzybka na ziemię po czym odpowiedział:
— Nie mów mamie! Robimy jej niespodziankę — poprosił, po czym zrobił wielkie oczka.
— Nie powiem — stwierdziła. Wtem zza sumaków wyszedł drugi kociak, najwyraźniej uznając, że może już wyjść. Była to druga mała szylkretka, również trzymająca w pyszczku lakówkę ametystową.
— Wasza mama poszła do legowiska wojowników, więc macie dość dużo czasu by wszystko dokończyć stwierdziła.
Dostrzegła radosne iskierki w ślipkach Rusałki, która od razu po jej słowach podbiegła do legowiska i usadowiła grzybek na jego miejscu. Zaraz zawróciła się po następnego i tak kociaki rozpoczęły kursowanie.
Arlekinka widząc, że małe chyba nie potrzebowały jej pomocy, usiadła sobie, przyglądając się ich pracy.
Po jakimś jednak czasie kociaki przestały wracać, a ona zaniepokojona spojrzała w stronę sumaków, pośród których te ostatnio zniknęły.
Podeszła bliżej, następnie wchodząc głębiej między rośliny.
— Pomoże nam pani? Nie możemy dosięgnąć — usłyszała piskliwy głosik czekoladowo-rudego kociaka. Szybko dostrzegła, co było problemem. Małe nie mogły się dostać do grzybka z powodu zagradzających im drogę gałązek, których kocięta nie miały szans ani ominąć, ani przesunąć.
Wir podeszła więc bliżej, po czym chwyciła gałęzie w zęby i odgięła je tak, by zrobić małym przejście do jakże jaskrawego okazu flory.
<Rusałko?>
[439 słów]
[Przyznano 9%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz