W koteczce wszystkie kosteczki, wszystkie mięśnie i nerwy, buzowały z gniewu i całkowitego oburzenia. Jak ten nikczemnik mógł w ogóle zrobić coś takiego! Nie dość, że zniszczył, wyrzucił, to ostatecznie jeszcze na końcu wyśmiał jej piórkowy stosik. Dawno nie była taka zła. Zwykle, kiedy się gniewa, na Pokrzywka lub Srebrną Szadź, są to głupoty, niewarte żadnej dłuższej waści, czy dalszego roztrząsania, ale nie teraz. Teraz była pewna, że nie da za wygraną. Szczerze, nawet nie wiedziała z kim rozmawia; znała brązowego kocura z widzenia, wiedziała, że był uczniem, takim, jakim ona kiedyś zostanie. Miarka się przebrała gdy Judaszec złapał Taniec na skórkę na szyi i siłą zaniósł do kociarni. Mała mogła się miotać, szarpać i wierzgać niczym wyciągnięta z wody rybka, ale nawet wymachując łapkami, uzbrojonymi w małe szpileczki, nie mogła sięgnąć karku czy pyska; zostało jej tylko jojczeć i wrzeszczeć, tak żałośnie, że aż niektórzy, wciąż obecni w obozie, obejrzeli się za odchodzącym brązowym kocurkiem. Liliowa została posadzona na ziemi, szybko jednak odepchnęła się i pobiegła jak najdalej, zatrzymując się dopiero kilka susów od matki. Królowa, wybudzona z drzemki spoglądała to na Judaszowcową Łapę, to na córkę, a ostatecznie i na synka, który również otworzył ślipka.
— Taniec wyszła ze żłobka bez opieki. Stwierdziłem, że należy ją tu przynieść z powrotem — wymruczał, spoglądając na vanke kompletnie znudzonym spojrzeniem. Koteczce włoski stanęły na grzbiecie, naszczurzyła się i prychnęła, chociaż brzmiało to bardziej jak pisk myszki.
— Oh… No cóż, dziękuje ci w takim razie Judaszowcowa Łapo… — wymamrotał zaspana kotka. Nie do końca wiedziała, co zrobić z tym fantem; Taniec była widocznie niesamowicie rozgoryczona, ale z drugiej strony królowa nigdy nie miała pojęcia, co siedzi w głowie tej istotki, nie miała tej matczynej nici porozumienia. Mała szylkretki wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, a wręcz wywrzeszczeć, ale z pyszczka tylko wypadały jej pojedyncze dźwięki, bez większego ładu czy składu.
— Kocięta nie powinny się tak swobodnie przechadzać; bez opieki i celu, plątać się pod nogami — dodał czekoladowy, wciąż skacząc wzrokiem to na jedną, to na drugą. Ledwo zwracał na nie uwagę, a Pokrzywka to już kompletnie ignorował, chociaż go ciężko było w ogóle zauważyć wśród suchej trawy — Wydaje mi się, że takie samowolne zachowanie powinno spotkać się z karą. Nie uważasz, Srebrna Szadzio?
— Za co niby! — wywrzeszczała nagle nabuzowana koteczka — To ty jesteś patałach i zbrodniarz! Złodziej parszywy!
— Taniec?! — przeraziła się wybuchem niebieskooka, która wciąż miała nadzieje, że jej stoicka natura wpłynie jakoś na rozwój swojej latorośli.
— Ja mam prawo do obrony! To ja jestem ofiarą tego tu… Juda… Jada… Jadacza! On mi zjadł! Zjadł moje piórka, te z kupeczki, co ci się tak nimi chwaliłam… Prosiłam i prosiłam, że by nikt nie dotykał, a on, chuligan straszny, myśli, że mu wszystko wolno, a do tego jeszcze mnie po karczku pogryzł i boli! — wypaplała wszystko liliowa, patrząc w matczyne ślipia, wciąż trzęsąc się z nadmiaru emocji. W jej świecie Srebrna Szadź była najpotężniejsza na świecie, nawet Koperkowe Wzgórze się jej słuchał, więc, w takim razie, brązowy kocurek, powinien już trząść zadkiem ze strachu. Mała czuła się w pełni pewna swojej przewagi; przecież Judaszowcowa Łapa sam się jej przyznał, nie może nic ukryć, jest na jej łasce. Pewna siebie spojrzała w brązowe ślipia ucznia, chciała znaleźć w nić jakąś oznakę skruchy czy strachu, ale ten tylko podniósł jedną brew, całkowicie nie poruszony, nawet w najmniejszym stopniu.
<Judaszowcowa Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz