Były jeszcze inne kocięta w żłobku. Prócz niej i rodzeństwa oraz mamy Alby, która właśnie z niezwykłą dokładnością czyściła futerko pointki, pomimo zapewnień ze strony kocięcia, że jest całkowicie czyste i nie potrzebuje dodatkowego szorowania, były jeszcze trzy kociaki i jakaś lilowa kotka. Czasem chciała się z nimi pobawić, ale wyglądali na większych i silniejszych, poza tym, sama się trochę bała. A zewnętrzny świat na chwilę obecną był zbyt przerażający. Niezwykle ciekawy, to fakt, tyle wiedzy do zgarnięcia! Z drugiej jednak strony, kiedy widziała cienie przechodzących kotów oraz ich wielkich, wytrenowanych łap, które z taką łatwością mogłyby zrobić jej krzywdę, zaraz chowała się za mamą. Teraz natomiast z marudnym jękiem protestu wykręciła się by odepchnąć od siebie pysk mamy, a potem wyślizgnąć z ciepłych objęć. Była już wystarczająco czysta, a teraz czuła wręcz wilgoć. Otrzepała się, powodując, że kocięcy wilgotny puszek poleciał na boki, tworząc z niej jeża.
Przez następne minuty kręciła się po żłobku bez celu, tocząc zawziętą bitwę z kłębkiem mchu, z którym widocznie przegrywała walkę, będąc końcowo pokonana przez zielony kawałek. Jakim sposobem doszło do tego zdarzenia? Nie miała pojęcia, jednak mech ją nagle zaatakował! Uderzył w bok, a ta odskoczyła niezgrabnie w tył, zaraz potem lądując na plecach. Jak jej się nie chciało. Z żałością zerknęła w górę, po czym wstała ciężko, po dostrzegnięciu innego znajomego futerka. Nie miała ochoty na zabawę, jednak miękkie futro Naparstnicy było świetnym zamiennikiem poduszki.
Podeszła więc do niej, jak na swój gust całkiem normalnie, a gdy ta krzyknęła jakby ze strachem, dymna niemal sama odskoczyła, zaskoczona reakcją siostry. Stała tak przez chwilę najeżona, z wielkimi oczami patrząc na czekoladową, kiedy ta akurat coś tam mówiła. Dopiero kiedy skończyła, walące serce się uspokoiło a ona sama pozwoliła sobie na wypuszczenie powietrza, wstrzymywane go przez całą przemowę.
Jeszcze zanim odpowiedziała, wyciągnęła język przed siebie, chcąc spróbować samodzielnie zrobił rurkę z języka i chociaż był on niezwykle gibliwy, to jedyne co zdołała to zgiąć go w pół. Zmarszczyła więc nos i zerknęła jakby niepewnie na Naparstnicę.
- Ale ja pszeciesz nolmalnie chodzę - odpowiedziała jakby nie rozumiejąc, szukając odpowiedzi w lustrzanym odbiciu swoich oczu, należącego do czekoladowej.
- Normalnie to chodzę ja. Tap-tap-tap. - zaprezentowała siostra poruszając się w miejscu i naśladując głosem dźwięk swoich kroków - Tak brzmią moje kroki. Za to twoich nie słychać. Tak jakbyś wcale nie dotykała ziemi... - tu nachyliła się do łapek siostry, chcąc się upewnić czy dotyka nimi podłoża - Hmmm... - zmrużyła oczka chcąc wyostrzyć swój wzrok. Hortensja również się nachyliła, chcąc popatrzeć na swoje łapy, jednak dokładnie czuła ziemię. Nawet uniosła jedną z nich i od nowa położyła jakby chcąc się upewnić czy aby na pewno czuje dobrze, jednak no, czuła. Zamyśliła się przez chwilę.
- Mosze musisz stawiać dłuszsze i baldziej płynne kloki? - spytała, używając słowa którego nauczyła się niedawno. - To mosze wtedy nie będzie ,,tap tap tap"
- Jakoś tak? - klasycznie pręgowana spróbowała postawić krok, zgodnie z instrukcjami siostry, nie do końca będąc pewna czy jej wyszło - Nie słychać tap tap tap... miauknęła z żalem w głosie spoglądając na swoją małą łapkę, po czym znowu zrobiła kolejny krok, dłuższy i płynniejszy
- To chcesz szeby było tap tap? - dociekiwała czarna, już całkiem zbita z tropu. Nie rozumiała czy to dobrze że jest tap tap czy nie.
- Sama nie wiem. - siostra nadęła policzki, nie mogąc się zdecydować nad wyborem typu swojego chodu. - Może jakby czasami było słychać moje kroki, nie tak głośno jak teraz to by było dobrze... wiesz, żeby inni wiedzieli, że to ja idę, a nie żaden inny kot!
Ruszyła naprzód starając się kroczyć z lekkością i elegancją, jednak również tak by było słychać chociaż odrobinę odgłos jej kroków.
Dymna obserwowała starania Naparstnicy. Naprawdę tak wyglądała podczas chodzenia? Hortensja wyglądała i czuła się zazwyczaj mało zgrabnie, do tego ze zagarbieniem. Na pewno nie tak dumnie, poza tym... Uhhh na zaokrąglonym pyszczku pojawił się wyraz zmieszania.
- To mosze jakoś po środku coś wylobić? No i też głośność będzie zaleszeć od powieszchni na jakiej stąpasz... - mruknęła zamyślona.
- Skoro tak mówisz... W takim razie będę testować każdą powierzchnię! Dziękuję. - podjęła jeszcze szylkretka, a na jej pyszczku zagościł uśmiech. Przytuliła się do swojej siostry, chowając swoją małą mordkę w pasmach jej dłuższej sierści na policzkach.
- A po co chcesz cicho chodzić? - Hortensja zerknęła na “chowającą” się kulkę. To było aż takie szczególne i ważne?
<Naparstnica?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz