TW - krwawa scena
Czarna kotka kaszlała. Widziała to tysiące razy. Wkrótce z jej pyska wydostała się na ziemię czerwona kropla. Jej płytki, mało przykuwający uwagę kaszel stawał się coraz głębszy, bardziej chrapliwy, a ona nachylała się nad ziemią na chwiejnych, drżących nogach. Bura próbowała coś do niej powiedzieć, lecz jej język zdawał się być skamieniały, za ciężki, by odkleić go od podniebienia. Pokręciła głową. Musiała jej pomóc. Gdy jednak zerwała zioła, które rosły niedaleko i wróciła kocica niemal leżała, szkarłatnym pyskiem nurkując w kałuży. Ogon Kuniej Norki wcisnął się pomiędzy jej nogi, ale podeszła bliżej. Jedną łapą podniosła pysk, drugą próbowała wcisnąć jej kocimiętkę, wpychając ją prosto w jej gardło. Nie mogła pozwolić na jej śmierć. Klan Wilka stracił już za wiele. Odruch wymiotny jednak cofał za każdym razem jej łapę i trzymane przez nią zioła, kąpiąc je w krwi płynącej z jej krtani. W końcu nieznajoma odrzuciła medyczkę z sykiem, a ta upadła na ziemię, zadrapując o twarde kamienie bark. Słyszała tylko odgłosy wymiotowania, a po tym wibracje od upadku. Czym prędzej podniosła się i od razu pożałowała, że ma oczy.
Na ziemi przed nią leżał rozerwany kawałek krtani.
Otworzyła ślepia, chociaż to nic nie dało. Organ widniał wypalony przed jej oczami nawet, kiedy spoglądała na ścianę legowiska. To musiało się skończyć. Nie wiedziała, czy to Klan Gwiazdy próbuje ją skarać, czy może Mroczna Puszcza zabierała powoli to, co do niej należało. Działało. Wszystko zdawało się być tak realne, pomimo że te koszmary pojawiały się co drugą noc. Za każdym razem wierzyła że to prawda. Nie rozumiała nic. Dlaczego?
***
— Musisz być bardziej ostrożny. Ta rana jest o krok od złapania infekcji — mówiła ze zmartwieniem, opatrując ranę i przyglądając się przygnębionemu pyskowi Lwiej Grzywy. Unikał jej wzroku. Doskonale wiedziała dlaczego.
Jaszczurzy Syk nie była w dobrym stanie, ani trochę. Medyczka nie widziała dla niej żadnej przyszłości. Krew tylko płynęła spomiędzy jej zębów, zabierając ze sobą wszystkie resztki sił. To był jej koniec. Koniec wszystkich chorych, na dobrą sprawę. Żadne z nich nie wyglądało, jakby miało im się polepszyć. Bolało ją patrzeć na gorycz syna kocicy, ale nie mogła z nią nic zrobić. Nie była lekarzem od złamanych serc, nieważne jak by chciała.
Wyleczeni: Lwia Grzywa
[opisywanie chorych]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz