Zastrzygła uchem, a na jej pysku pojawił się kpiący uśmiech. On tak na poważnie? Miała pomagać medykom? Jeszcze czego. Było ich troje z czego jeden w pełni sprawny, bo cioteczka Wiśniowa Iskra miała już jednak swoje lata, ale sam fakt, że było było aż tylu medyków powinien pomóc w szybkim wyzdrowieniu chorych. Słoneczna Łapa powinna dzień i noc im towarzyszyć i być na każde skinienie, może sama by zachorowała i taki plus by był tej paskudnej choroby. Niestety jak na złość to właśnie rudzi tylko zachorowali, jej rodzina, a nie koty nic nie wnoszące swoim istnieniem dla klanu.
— Bardzo mądra uwaga braciszku. Z przyjemnością odwiedzę Rumiankową Łapę i dowiem się czemu tak długo zajmuje im wyleczenie chorych. Na pewno nie zapomnę wypomnieć im również potraktowanie naszego dziadka. — westchnęła starając się brzmieć spokojnie, pomimo gniew na wszystkie koty dookoła nich. — Właściwie to... pójdę do nich w tej chwili — oznajmiła podnosząc się z miejsca. — Zaraz wrócę, nie rób żadnych głupot — wyszeptała wpatrywać się w brata oceniająco, wciąż miała do niego ogromny żal za jego wybryki na zgromadzeniu. Miała nadzieję, że na kolejnym do czegoś takiego nie dojdzie. Najlepiej jakby sama ich matka mogła brać w nim udział i pilnować Piaska. Niczym małego kociaka. Bo niekiedy jego zachowanie nie różniło się, ani trochę od zachowania kociaka, którego słowa nic nie znaczyły. Przynajmniej wartość jaką była rodzina umiała jeszcze jako tako wpłynąć na zachowanie kocura.
— Gdyby był bardziej podobny do mnie czy Iskierki — mruknęła pod nosem, zbliżając się do wyjścia z legowiska wojowników
Na zewnątrz szalała zamieć, tak też nieśpiesznie wyściubiła nos że schronu w postaci nory. Nim wyszła na zewnątrz, jeszcze raz spojrzała na kremowego. Leżał skulony, czekając, aż ta wróci z informacjami.
***
Wróciła z powrotem do legowiska. Pozbyła się z sierści białej warstwy puchu, która zakryła jej piękną rudą sierść. Naprawdę, kto wymyślił coś takiego jak śnieg i tą całą porę nagich drzew. Jak dobrze, że pierwszą spędzili w żłobku, nie musząc trenować w zaspach. Taki plus narodzin w porze, w której to wszędzie, gdzie się nie spojrzy leżał biały puch.
— Rumiankowa Łapa nakazał mi czekać cierpliwie, nie gwarantując poprawy u chorych. "Nie jesteśmy wszechmocni" — mruknęła starając się naśladować głos szylkreta, kiedy to powróciła na swoje miejsce obok Piaszczystej Zamieci — Tak mi powiedział. — Położyła się ponownie obok brata, opierając głowę o jego bark. — Ugh. Po co nam medycy, którzy nie mogą zagwarantować wyleczenia chorych. Też mi coś. — prychnęła mrużąc oczy. — Jedno z moich dzieci zostanie medykiem. Postanowione. Przynajmniej wtedy poziom wiedzy medycznej będzie na wysokim poziomie, już ja tego dopilnuję. — oznajmiła bratu bez żadnego skrępowania tym tematem. Bo może jeszcze młoda była, ale zdawała sobie sprawę ze swojej roli w klanie. Prędzej czy później będzie posiadać kocięta, o pięknej rdzawej sierści, takiej jak ona ma. Innej opcji nie było.
Nie było mowy, aby w przyszłości Klan Burzy pozwolił sobie na podobne sytuację, gdy to jej brat będzie liderem. Ona z przyjemnością będzie mu pomagać zarządzać klanem tak, aby księżyce podczas, których to jej brat rządził, był najlepszymi księżycami w całym jej życiu.
— Już myślisz o dzieciach? — zdziwił się, wpatrując się w siostrę zaskoczony.
— Tak. — odparła nieco zmieszana, widząc zaskoczony wyraz pyska brata — A ty co, nie? — tym razem to ona się zdziwiła
— Nie... Bo... Bo jesteśmy jeszcze młodzi. To dziwne mieć młode. Takie... nierealne. No bo z kim?
— Oh, Piasku, Piasku. Na rozmyślanie o przyszłości nigdy nie jest za wcześnie. Trzeba sobie zdawać sprawę z kolei rzeczy. — Pokręciła głową. — Ty na przykład mógłbyś się związać w przyszłości z Tajemnicą, o ile do pięćdziesięciu księżyców nie będzie uczennicą — Wywróciła oczami na samo wspomnienie kotki. Naprawdę, nie wiedziała co o niej myśleć, pomimo upływu księżyców, ta wciąż była uczennicą. — Wasze dzieci na pewno byłyby urocze. No i przede wszystkim rude. A ja z Iskierką rozpieszczała bym je i pilnowała, aby nic złego im się nie stało.
Rozejrzał się na boki, kładąc po sobie uszy, gdy to usłyszał.
— Ja? I Tajemnica? Wiesz... Um... To tylko moja znajoma. Nic nas nie łączy i eee... Raczej nie widzę w tym sensu. Znaczy... Nie podoba mi się... To znaczy... — zaczął się motać. — Jest ruda, to się ceni, ale związek? — Pokręcił łbem. — Nie pasujemy do siebie.
— No to wcale nie musicie być w związku. Wystarczy, że będziecie mieli kocięta. Tak jak to miało miejsce z naszymi rodzicami. I nie tylko z nimi. — zauważyła marszcząc mordkę, widząc, że jej brat znowu coś kręci — Naprawdę ci się nie podoba? Ja uważam, że jest śliczna. Ma piękną rudą sierść w tygrysie pręgi. Nie ma lepszej kandydatki dla ciebie na tę chwilę.
— Tak... A-ale wiesz Lewku... Jakoś jak tak na nią patrzę... Nie twierdze, że jest brzydka, ale... Wyglądowo przypomina mi ciebie i Iskierkę. I czułbym się źle ze świadomością, że miałbym kocięta z kimś kto przypomina mi siostry... — wyznał z trudem. — I być może um... być może lubię już kogoś innego... — Zaszurał łapą w ziemi.
— Chyba nie masz na myśli Rumianka? — spytała zaskoczona słysząc wyznanie brata, o Gradowym Sztormie nawet nie miała zamiaru wspomnieć. — Bo wiesz, teraz uważa się za kocura... No i jest medykiem. — westchnęła, jeśli faktycznie tak było, że Piaskowi spodobał się Rumianek to żałowała dnia, w którym wspomniała kociakowi o pójściu drogą medyka — Chyba, że to ktoś z innego klanu. — zagadnęła, bo nie widziała żadnej innej potencjalnej partnerki dla jej brata w Klanie Burzy — No już Piasku, wykrztuś kim jest ta szczęściara. Nie widziałam, żadnych innych rudych kotek w naszym wieku na zgromadzeniu, ale było kilka ładnych szylkretek. Lepsze to niż nic. To któraś z nich?
— Nie! Nie, Klanie Gwiazdy uchroń! — zaprzeczył gorliwie. — To nie Rumianek. Stosuje się do kodeksu, nie mógłbym czuć coś do medyka, ani być z obcym z innego klanu — zamilkł, czując jak czerwieni się po koniuszki uszu. — Znaczy... Ja jeszcze nie jestem pewien. Bo to... to skomplikowane — westchnął ciężko. — Musisz mi obiecać, że nie będziesz krzyczeć i nie powiesz mamie... — głos mu zadrżał.
— Nie podoba mi się to Piasku. — wyznała niemal natychmiast, jak jej brat poprosił, aby nie krzyczała, jak i również nie mówiła nic mamie. Starała sobie przypomnieć wszystkie koty, z którymi jej brat spędzał stety lub niestety czas, będąc narażony na przejmowanie ich zachowań i sposobu myślenia, czy też jego brak. Najwięcej czasu przyszło im spędzić jak na złość z dziećmi Róży, a ostatnio jej brat również wyznał jej coś podobnego, co o mały włos nie spowodowało tego, że Lew do uderzyła za te bluzgi — To chyba nie jest... — imię kota nie było w stanie przejść jej przez gardło. Mimo to poderwała się na łapy, spoglądając na brata z wyrzutem. — Nie Piasku. Nie! — uniosła nieco głos. Czuła jak ją siły opuszczają, ponownie padła na legowisku tuż obok brata — Proszę, powiedz mi, że tylko żartujesz i tak naprawdę ci się nikt nie podoba — uniosła na brata błagalne spojrzenie, mając nadzieję, że on tylko sobie z niej żartuje w tej chwili, przez to że zaczęła ten temat, który niekoniecznie mu przypadł do gustu
— J-ja... nie wiem... — Skulił się słysząc jej reakcje. — Rozmawiałem o tym z dziadkiem, bo w końcu zna się na tym lepiej i... I powiedział, że to możliwe, że mogę być jak on i tata. Dlatego nie ciągnie mnie do partnerstwa z kotkami, bo... bo chyba wole kocury... Przepraszam. Po prostu... tak wyszło...
Nie widziała co ma o tym myśleć. A tłumaczenie się dziadkiem w tej chwili nie było na miejscu, oj nie. Biedak, powinien dać starszemu spokój i nie denerwować go niczym na stare lata. Wątpiła czy starszemu zasugerował kto mógłby mu się podobać, czy tylko wspomniał bez zagłębiania się w szczegóły. Wtedy jak nic padłby na zawał już wcześniej. A tak żył w nieświadomości, że Piaszczysta Zamieć to było chodzące rozczarowanie.
— Klanie Gwiazdy miej w opiece naszą rodzinę. — westchnęła ciężko, nie chcąc zwracać na siebie większej uwagi. Już i tak przez to, że się poderwała z legowiska sprawiło, że ciekawskie spojrzenia spoczęły na potomkach Piaskowej Gwiazdy. Nie mogła dopuścić do myśli, że jej brat chciałby się związać z jakimś kocurem. No dobrze, gdyby był rudy to może i by inaczej na to zareagowała, ale nie było żadnego rudego kocura w ich wieku. No pięknie. — Tak wyszło? Co za katastrofa. — biadoliła, że też jej się nie udało uchronić jej brata przed zepsuciem — Może jeszcze to ci się odwidzi, bo jak mówiłeś młodzi jesteśmy. A ty młody i głupi, wciąż dużo rzeczy jak widać nie rozumiesz. I nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiesz... — dodała ciszej, sama do siebie, obawiając się czy jej brat to tak naprawdę jej brat, a nie jakiś podrzutek, podmieniec, bo co rusz zaskakiwał ją coraz to nowymi rzeczami. Naprawdę, skąd on to brał? Nie mógł być idealny jak ona? To naprawdę było takie trudne, aby nie zawieść rodziny? W końcu to ona powinna być na pierwszym miejscu i nic poza nią. — Mama na pewno coś na to zaradzi. Tak Piasku, powinna o tym wiedzieć. — podjęła widząc jego reakcje, gdy wspomniała o Ziębim Trelu — Może i będzie zła, ale to dlatego, że nas kocha i zależy nam na nas. Nie chce, aby nam coś złego się stało. Takie są w końcu matki. — W matce widziała tylko ratunek na tę katastrofę, która miała miejsce. — Iskierka o tym wiedziała wcześniej? — Jeśli tak było, to musiała porozmawiać z siostrą, dlaczego jako ostatnia się dowiedziała o tym. Nie powinno się mieć przed rodziną tajemnic.
— Nie! — powiedział to z mocą i rozkazem, a w oczach mu pociemniało, gdy zawiesił wzrok na siostrze. — To nie jest coś złego. Dziadkowi, naszemu ojcu, a nawet Piaskowej Gwieździe podobała się ta sama płeć! To rodzinne i matka nic na to nie zaradzi! Siłą we mnie nie wtłucze, bym nagle związał się z Tajemnicą czy inną kotką. Nic dziwnego, że nasz tata wolał dzikusa z dołu od niej. Teraz go rozumiem. Lepiej być z osobą, którą się kocha prawdziwie, a nie żyć w fałszywej relacji. — Podniósł się z bólem. — Nie. Iskierka nie wiedziała. Jedynie dziadek. I on mnie rozumie! Nie to co ty! On umie dochować sekretu! Nie zależy mu na mojej krzywdzie, a tobie najwyraźniej tak! Wiesz dobrze, że matka ma wizję naszej przyszłości i nie cierpi, gdy coś nie idzie po jej myśli. Jeżeli jej o tym powiesz, moje życie zamieni się w koszmar! Sądziłem, że mnie zrozumiesz, bo w końcu też dużo czasu spędzasz z dziadkiem. — W jego oczach zalśniły łzy. — Ale najwyraźniej nie mogę na ciebie liczyć.
Zabolały ją słowa brata.
— Możesz Piasku liczyć. Jak na nikogo innego. Zawsze jestem po twojej stronie. — podjęła wstając, kładąc ogon w geście pocieszenia na plecach brata — Tylko to co teraz czujesz to na pewno nie jest miłość. Na pewno nie. Jak już sam mówiłeś jesteś młody. Oboje jesteśmy. Co my możemy wiedzieć o miłości. — podjęła starając się obrać tę całą ich rozmowę w jakiś żart, a żeby jej brat tu się zaraz nie rozryczał przy wszystkich.
— Ale... Jak wytłumaczyć, że nie interesuje się kotkami? Traktuje je tylko jak znajome, a myśl o partnerstwie z nimi mnie odrzuca. A koledzy... z nimi czuje się lepiej. Taki szczęśliwy. — Nie wspomniał z kim dokładnie, by nie kusić losu bardziej. — To coś innego, nowego. Z żadną kotką nie czułem takiej relacji. Nigdy mnie żadna nie uszczęśliwiła...
— Może po prostu nie trafiłeś jeszcze na tę właściwą. I stąd takie przekonanie, że jesteś jak nasz tata i dziadek. — Przekrzywiła głowę w zamyśleniu. — Tak, to na pewno dlatego. Wróćmy do tej rozmowy za parę księżyców, dobrze Piasku? Jeśli nic się nie zmieni, to nie będę miała do ciebie pretensji o to. A na razie zamiast na budowaniu relacji z kotami skup się zdobywaniu wpływów i zaprzyjaźnieniu z Sójczym Szczytem. To priorytet. Może... zgłoś się na ochotnika do poszukiwania ziół? Parę kotów tak wyruszyło na poszukiwania, więc czemu i ty nie miałbyś zrobić czegoś podobnego. Na pewno to zostanie docenione przez zastępczynię, a nawet może i przez samą Różaną Przełęcz.
Nieco się uspokoił, ale napięcie go nie opuściło.
— Dobrze. Pójdę — rzekł cierpiętniczo, szukając wzrokiem zastępczyni. Gdy ją dostrzegł, skierował się w jej stronę.
***
Nastała pora nowych liści. Lwia Paszcza z przyjemnością przyglądała się temu topniejącemu paskudztwu, którym był śnieg. Jak dobrze, że przez kolejne księżyce do czasu kolejnej pory nagich drzew nie będzie go. Niestety wraz z końcem pory nastała tragedia w klanie. Poraz kolejny ród Piaskowej Gwiazdy się uszczuplił, co powodowało smutek u Lew. Może i niektórzy z jej bliskich pobłądzili, jak siostra dziadka, Blady Zmierzch, ale nie zasługiwała na tak okropną śmierć spowodowaną przez męczący kaszel. Wyrwana Dusza również. I Falująca Tafla też.
Stojąc na wzgórzu, spoglądała na polanę, która to powoli zaczęła się zielenić, na nowo wracając do życia. Porą nagich drzew ani trochę nie wyglądała ładnie, była niczym biała pustka.
Niektóre kwiaty zaczęły kwitnąć pomiędzy zalegającymi resztkami śniegu. Przebiśnieg, krokus, zawilec, a nawet hiacynt. To były niektóre z nich, które troje prawnucząt byłej liderki znalazło na polanie. Czekało ich nie lada wyzwanie, aby zebrać te najładniejsze kwiaty. Nie mogli przecież zebrać jakiś ochłapów, bo te kwiaty były dla ich przodków. Poza tym rodzeństwo nawzajem sobie wplotło również kwiaty w sierść, a żeby celebrować to wydarzenie jak najbardziej ze wszystkich kotów. Musieli się dobrze prezentować, skoro poza nimi również inne koty postanowiły puścić kwiaty na rzece.
Trzymając w pyskach po kilka sztuk darów dla przodków w podzięce, skierowali się powoli w stronę rzeki, przy której znalazło się również kilka innych kotów, wśród nich dostrzegła bure futro należące najprawdopodobniej albo do Kurzej Pogoni, albo klanowego błazna – Tropiącego Szlaku. Jedno do drugiego tak było podobne, że aż dziwne, że oni rodziną nie byli. Córka Leśnego Pożaru przelotnie obrzuciła spojrzeniem otaczające ich koty, powoli zbliżając się do tafli wody. Poza plebsem, dostrzegła Malwowy Rozkwit, który zebrał z wszystkich kotów chyba najwięcej kwiatów, każdy ostrożnie układał na tafli wody. Za kremowym kocurem dostrzegła jego osobistego ochroniarza w postaci brata, który najwidoczniej nie miał zamiaru brać udział w tej dziecinadzie. Stał z tyłu, przyglądając się temu co wyprawia Malwinek, najpewniej pilnując, aby właśnie ktoś taki jak Lwia Paszcza się do kremowego nie zbliżył. Kiedy to udało jej się przywołać starszego spojrzeniem, uniosła pysk ku górze, aby rudy miał możliwość przyjrzenia się kwiatu, który trzymała, mając nadzieję, że wyłapie aluzję. Dla zdrajców krwi takich jak on znajdowało się specjalne miejsce na dnie rzeki. A jednak jak na złość, ten dalej chodził po lądzie.
Wypuściła kwiat hiacyntu z pyska, mając nadzieję, że ten dotrze do samej Piaskowej Gwiazdy, a prababka przyjmie ten skromny dar i wysłucha próśb prawnuczki. Następnie jeszcze złożyła w podzięce kwiat pierwiosnku oraz narcyzu, które mogły również trafić do babki, jak i reszty jej zmarłych przodków.
Iskrząca Burza oraz Piaszczysta Zamieć również puścili kwiaty na wodzie, które zostały porwane przez nurt wody. Jej brat postawił na puszczenie małego bukietu z kwiatów przebiśniegu, krokusa i szafirka.
— Jak zostaniesz liderem musisz wprowadzić więcej takich zwyczajów. To piękne. — oznajmiła cicho przyglądając się kwiatom, które z każdym uderzeniem serca powoli kierowały się ku terenom Klanu Nocy. — Cieszę się, że jesteśmy tu razem. — posłała uśmiech bratu i siostrze, dawno nigdzie tak w trójkę się nie wybrali, a tu proszę nadążyła się do tego idealna okazja. Gdyby nie reszta członków Klanu Burzy wokół nich, byłoby idealnie.
<Piasku?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz