Miała ochotę walić łbem o drzewo w nieskończoność. I w sumie właśnie to robiła.
Jej córka zaszła w ciążę z jakimś włóczęgą, który dał dyla. Jej brzuch rósł z każdym dniem, a teraz wyglądała już jak baryłka. Nie dość, że Pierwiosnek ledwo cokolwiek była w stanie upolować, to teraz jeszcze Świetlik nie mogła ze względu na swój stan łapać zwierzyny. Sama Nocna miała już więcej niż sto księżycy na karku i czuła, jak wiek coraz bardziej daje jej się we znaki. Stawy ją częściej bolały i choć dalej była sprawna, mogła polować, nawet w miarę dobrze walczyć, to po prostu ją to przerastało. Musiała utrzymywać siebie i dwie pozostałe kotki, w takim wieku i do tego w warunkach pozostawiających wiele do życzenia. Pora Opadających Liści przyniosła ze sobą głód i chłód, a ryzyko na to, że ktoś odbierze im zwierzynę było ogromne. Dlatego też Nocna zabierała ze sobą na większość polowań Pierwiosnek – może i ta nie umiała praktycznie walczyć, ale za to mogła odstraszać. Samotnicy byli jednak zdesperowani, podobnie jak ona. Dlatego też raz ktoś kradł zwierzynę im, a raz one napadały na kogoś. A teraz jeszcze nadeszła pora Nagich Drzew – mroźna, jeszcze bardziej uboga w zwierzynę.
A do tego jeszcze te kocięta – nie wiedziała, ile będzie miała wnuków – mogło być ich, jakby mieli pecha, nawet pięć czy sześć! Miała ochotę wskoczyć do rzeki, ale była skuta lodem, więc i tak się nie dało. A poza tym, nie mogła ich tak zostawić. Wiedziała, że córki bez niej nie przetrwają, tym bardziej małe oseski, które miały już niedługo przyjść na świat.
Swoją drogą, potrzebowali medyka. Kogoś, kto odbierze poród. Może i ona sama swój przeżyła bez pomocy medyka, ale to było szczęście. Nie mogła wiedzieć, co stanie się tym razem. Dlatego też wyruszyła na poszukiwania uzdrowiciela. Ale żadnego nie mogła znaleźć. Spotkała jednego samotnika, ale ten tylko na nią nasyczał.
Niespodziewanie usłyszała kaszlnięcie, które miało najpewniej zwrócić jej uwagę. Zaprzestała więc walenia głową w korę po czym zwróciła łeb w stronę czarnego kota, który miał na jednej z łap…
Opatrunek.
Bingo.
Już miała do niego podbiec, jednakże zakręciło jej się w głowie od tego walenia nią w drzewo, więc nieomal się wywaliła.
— Em… wszystko dobrze? — spytał niebieskooki samotnik, mrużąc oczy i wykrzywiając się lekko, jakby z jednej strony nie chciał w ogóle z nią rozmawiać, a z drugiej sumienie nie pozwalało mu zostawić starszej pani, która wyraźnie przestała dbać o swoje zdrowie.
— Kto ci zrobił ten opatrunek? — spytała, dalej ledwo utrzymując się na łapach.
— Uzdrowiciel, a kto, duch? — spytał ironicznie.
— Szukam uzdrowiciela. Gdzie go znajdę? — spytała.
— Widać że ci się przyda… — burknął samotnik — Jeśli pójdziesz wzdłuż drogi grzmotu, znajdziesz go. Będzie po tej stronie, z której są tereny tych całych owocniaków, czy jak się tam oni nazywają.
Skinęła głową, rzucając kilka słów podziękowania, po czym odbiegła w te pędy.
— To nie w tę stronę! — usłyszała za sobą wrzask, ale już nie słuchała.
***
Już następnego dnia zaczęły podróż. Nie było co zwlekać. Może i Noc chciała unikać tamtych terenów, bo były stanowczo zbyt blisko wilczaków jak na jej gust, tak nie chciała by coś stało się jej córce. Tak też wyruszyły po południu. Patrol owocniaków powinien był już przejść, więc raczej nie będzie z nimi problemu. Musieli jak najszybciej się tam dostać.
Widziała, jak bardzo ta cała wyprawa stresowała Świetlik. Przejeżdżające tuż obok nich potwory to nie było przyjazne środowisko. Ale Noc nie miała zamiaru tracić czasu i okrążać Owocowego Lasu, ani wchodzić im na teren.
— Słyszałaś o tym upiorze, który tędy podąża? — usłyszała szept Pierwiosnek z tyłu.
— Jakim upiorze? — spytała Świetlik.
— No tym co podobno raz na jakiś czas podąża wzdłuż drogi grzmotu. Podobno wygląda niczym szkielet pokryty skórą i ma świecące, zielone ślipia. Przy każdym kroku jego kości robią klik! Klik! — czarna zbliżyła się do siostry, imitując dźwięk — A jak go spotkasz to ci biaaada!
— Gdzie usłyszałaś te historię — spytała Nocna, obracając głowę.
Pierwiosnek położyła po sobie uszy, cofając się.
— Przecież cię nie zjem za rozmawianie z kimś obcym — mruknęła pointka, kierując spojrzenie z powrotem na trasę.
Niedługo potem udało im się przekroczyć odcinek drogi grzmotu, który przechodził nad rzeką. A potem skierowały się głębiej w las.
***
— Mamo… już… nie… mogę… — wysapała Świetlik, idąca na samym końcu pochodu.
— Dobrze. Zrobimy postój. A jak później znajdziemy jakąś kryjówkę, pójdę szukać tego uzdrowiciela — stwierdziła Nocna.
Kotki rozsiadły się pod bukiem, którego korzenie stanowiły jakąś tam ochronę przed wiatrem. Nim usiadły Pierwiosnek zgarnęła śnieg z ziemi, aby nikt, a szczególnie Świetlik, się nie przeziębiła. Przynajmniej tyle mogła zrobić.
Usiadła, lustrując otoczenie spojrzeniem morskich ślipi. Okolica była całkiem spokojna. Ostatecznie usadowiła się więc w pozycji bohenkowej. Musiała przyznać, że stawy bolały ją jak diabli po tej całej wyprawie. Nie chciała nawet myśleć, co będzie, jeśli nie znajdą uzdrowiciela. Wszystko pójdzie na marne, a do tego niepotrzebnie zmarnuje siły swoje i swoich córek, które i tak już były ograniczone przez niedobory pożywienia.
Po jakimś czasie względną ciszę przerwał szmer z pobliskich krzewów. Kotki wyczuły na sobie czyjś wzrok, a Nocna Tafla od razu uniosła się na łapy, lustrując otoczenie. Gdy tylko zlokalizowała, skąd doszedł dźwięk, miauknęła:
— Kimkolwiek jesteś, nie szukamy kłopotów.
Po chwili zza krzaków wyłonił się liliowy samotnik o niebieskich oczach. Obcy zmierzył zmęczoną Świetlik wzrokiem.
— Coś jej dolega? Wygląda na wycieńczoną... Och! Jest w ciąży! Jak długo?
— Jesteś uzdrowicielem? — spytała kocura, nim nie odpowiedziała na jego pytanie — Dwa księżyce.
— Tak, jestem. Dwa? To chyba zaraz poród! Chodźcie do mnie! Mam niedaleko jamę. Lepiej, aby nie rodziła na otwartej przestrzeni.
Mieli wprost niesamowite szczęście. Dopiero co dotarli, a już znaleźli tego, kogo szukali.
— Bogom dzięki — odetchnęła z ulgą Nocna, pomagając wstać Świetlik, po czym ruszyli za uzdrowicielem.
Zaprowadził ich do swojej jamy, gdzie powitały ich dwa inne kocury, jeden z paskudną blizną przechodzącą przez cały pysk, drugi kremowy, wyglądający zdrowo. Ten pierwszy zmierzył ich nieufnym spojrzeniem strosząc sierść.
— Spokojnie Kłosiku to damy w potrzebie. Zapraszam tędy — Wrzos zaprowadził obie kotki do środka.
Nie zwracając większej uwagi na dwójkę obcych, Nocna Tafla przepuściła Świetlik przed siebie, a Pierwiosnek cichutko podążyła za nimi.
— Przyszliśmy aż z terenów między Klanem Nocy a Owocowym Lasem, szukając uzdrowiciela. Tam żadnego nie ma. — stwierdziła.
— Cóż ciężko o dobrego w tych stronach. Niech się położy. — Liliowy wskazał ciężarnej mech. Ta ułożyła się na mchu, a tuż obok niej usiadły Noc i Pierwiosnek. Obcy dał im wytchnąć po podróży, wychodząc, aby zająć się swoimi towarzyszami.
— Trudno uwierzyć, że to się udało — stwierdziła zmęczonym głosem Świetlik, opierając się o matkę.
— To prawda. Bogowie się nad nami zlitowali — stwierdziła, po czym wypowiedziała cicho krótką modlitwę.
Teraz wszystko powinno pójść dobrze. Przynajmniej taką miała nadzieję.
***
Świetlik zaczęła rodzić. Nocna martwiła się o nią. Jej córka nie była tak silna, jak przed tym całym wielkim głodem. Czarna pointka chodziła więc w te i we wtę, czekając na to, co miało nadejść. Nawet ze swojej obecnej pozycji słyszała krzątającego się przy liliowej medyka. Potem słychać było jęki a nawet krzyki, aż Nocna Tafla położyła po sobie uszy.
A potem wszystko tak jakby ustało, zamarło. Pierwsze uderzenia serca, potem kolejne nic nie było słychać, a strach w klatce piersiowej starszej kocicy narastał. No bo w końcu czemu było aż tak cicho? Co się stało? Nie trwało to tak długo, jak jej własny poród. Czyżby coś poszło nie tak? Nie mogła wytrzymać tej niepewności, więc w końcu zniecierpliwiona, cała w nerwach i bardzo zmartwiona weszła do środka.
— Wszystko tam u was w porządku? — spytała, a gdy dostrzegła jedną, małą kulkę u boku córki, jakby kamień spadł jej z serca. A z drugiej strony była zszokowana. Wyszedł tylko jeden?
— Tak. Dziewczynka. Gratulacje — powiedział Wrzos do świeżoupieczonej babci. Ta z ulgą podeszła bliżej córki, po czym owinęła się wokół, mrucząc uspokajająco.
— Dziękuję — miauknęła po chwili do uzdrowiciela. Bez niego mogło być nieciekawie.
— Możecie przez pewien czas tu zostać. Nierozważnym byłoby wędrować z takim maleństwem. Niech matka odpocznie.
Mądrze gadał, ale sama Nocna nawet o tym wiedząc nie spytałaby o to. Na szczęście obcy kocur okazał się bardzo wyrozumiałym i gościnnym. Skinęła głową z wdzięcznym spojrzeniem.
— Wygląda podobnie do ciebie — do jej uszu dotarł głos zmęczonej Świetlik.
— Prawda — nie wierzyła, że mieli takie szczęście, iż było tylko jedno kocię, a nie cała banda małych pyszczków do wykarmienia. Czuła się, jakby to był jakiś sen, ale nie był. Uzdrowiciel zaczął zbierać rzeczy i ogarniać przestrzeń, a następnie wyszedł dając im odsapnąć po tym całym stresie. Na szczęście wszystko poszło dobrze. Tym razem.
Teraz tylko… jakoś przetrwać tę porę nagich drzew.
BLOGOWE WIEŚCI
BLOGOWE WIEŚCI
W Klanie Burzy
Po śmierci Różanej Przełęczy, Sójczy Szczyt wybrała się do Księżycowej Sadzawki wraz z Rumiankowym Zaćmieniem. Towarzyszyć im miała również Margaretkowy Zmierzch, która dołączyła do nich po czasie. Jakie więc było zaskoczenie, gdy ta wróciła niezwykle szybko cała zdyszana, próbując skleić jakieś sensowne zdanie. Z całości można było wywnioskować, że kotka widziała, jak Niknące Widmo zabił Sójczy Szczyt oraz Rumiankowe Zaćmienie. W obozie została przygotowana więc zasadzka na dymnego kocura, który nie spodziewał się dziur w swoim planie. Na Widmie miała zostać wykonana egzekucja, jednak kocur korzystając z sytuacji zdołał zabić stojącą nieopodal Iskrzącą Burzę, chwilę potem samemu ginąc z łap Lwiej Paszczy, Szepczącej Pustki oraz Gradowego Sztormu, z czego pierwszą z wymienionych również nieszczęśliwie dosięgły pazury Widma. Klan Burzy uszczuplił się tego dnia o szóstkę kotów.W Klanie Klifu
Plotki w Klanie Klifu mimo upływu czasu wciąż się rozprzestrzeniają. Srokoszowa Gwiazda stracił zaufanie części swoich wojowników, którzy oskarżają go o zbrodnie przeciwko Klanowi Gwiazdy i bycie powodem rzekomego gniewu przodków. Złość i strach podsycane są przez Judaszowcowy Pocałunek, głoszącego słowo Gwiezdnych, i Czereśniową Gałązkę, która jako pierwsza uznała przywódcę za powód wszystkich spotykających Klan Klifu katastrof. Srokoszowa Gwiazda - być może ze strachu przed dojściem Judaszowca do władzy - zakazał wybierania nowych radnych, skupiając całą władzę w swoich łapach. Dodatkowo w okolicy Złotych Kłosów pojawili się budujący coś Dwunożni, którzy swoimi hałasami odstraszają zwierzynę.W Klanie Nocy
Świat żywych w końcu opuszcza obarczony klątwą Błotnistej Plamy Czapli Taniec. Po księżycach spędzonych w agonii, której nawet najsilniejsze zioła nie były mu w stanie oszczędzić, ginie z łap własnego męża - Wodnikowego Wzgórza, który został przez niego zaatakowany podczas jednego z napadów agresji. Wojownik staje się przygnębiony, jednak nadal wypełnia swoje obowiązki jako członek Klanu Nocy, a także ojciec dla ich maleńkiego synka - Siwka. Kocurek został im podarowany przez rodzącą na granicy samotniczkę, która w zamian za udzieloną jej pomoc, oddała swego pierworodnego w łapy obcych. W opiece nad nim pomaga Mżawka, młodziutka karmicielka, która nie tak dawno wstąpiła w szeregi Klanu Nocy, wraz z dwójką potomków - Ikrą oraz Kijanką. Po tym wydarzeniu, na Srebrną Skórkę odchodzi także starsza Mrówczy Kopiec i medyczka, Strzyżykowy Promyk, której miejsce w lecznicy zajmuje Różana Woń. W międzyczasie, na prośbę Wieczornej Gwiazdy, nowej liderki Klanu Wilka, Srocza Gwiazda udziela im pomocy, wyznaczając nieduży skrawek terenu na ich nowy obóz, w którym mieszkać mogą do czasu, aż z ich lasu nie znikną kłusownicy. Wyprowadzka następuje jednak dopiero po kilku księżycach, podczas których wielu wojowników zdążyło pokręcić nosem na swoich niewdzięcznych sąsiadów.W Klanie Wilka
Po terenach zaczynają w dużych ilościach wałęsać się ludzie, którzy wraz ze swoją sforą, coraz pewniej poruszają się po wilczackich lasach. Dochodzi do ataku psów. Ich pierwszą ofiarą padł Wroni Trans, jednak już wkrótce, do grona zgładzonych przez intruzów wojowników, dołącza także sam Błękitna Gwiazda, który został śmiertelnie postrzelony podczas patrolu, w którym towarzyszyła mu Płonąca Dusza i Gronostajowy Taniec. Po przekazaniu wieści klanowi, w obozie panuje chaos. Wojownikom nie pozostaje dużo możliwości. Zgodnie z tradycją, Wieczorna Mara przyjmuje pozycję liderki i zmienia imię na Wieczorną Gwiazdę. Podczas kolejnych prób ustalenia, jak duży problem stanowią panoszący się kłusownicy, giną jeszcze dwa koty - Koszmarny Omen i Zapomniany Pocałunek. Zapada werdykt ostateczny. Po tym, jak grupa wysłanników powróciła z Klanu Nocy, przekazując wieść, iż Srocza Gwiazda zgodziła się udzielić wilczakom pomocy, cały klan przenosi się do małego lasku niedaleko Kolorowej Łąki, który stanowić ma ich nowy obóz. Następne księżyce spędzają na przydzielonym im skrawku terenu, stale wysyłając patrole, mające sprawdzać sytuację na zajętych przez dwunożnych terenach. W międzyczasie umiera najstarsza członkini Klanu Wilka, a jednocześnie była liderka - Stokrotkowa Polana, która zgodnie ze swą prośbą odprowadzona została w okolice grobu jej córki, Szakalej Gwiazdy. W końcu, jeden z patroli wraca z radosną nowiną - wraz z nastaniem Pory Nagich Drzew, dwunożni wynieśli się, pozostawiający po sobie jedynie zniszczone, zwietrzałe obozowisko. Wieczorna Gwiazda zarządza powrót.W Owocowym Lesie
Społeczność z bólem pożegnała Przebiśniega, który odszedł we śnie. Sytuacja nie wydawała się nadzwyczajna, dopóki rodzina zmarłego nie poszła go pochować. W trakcie kopania nagrobka zostali jednak odciągnięci hałasem z zewnątrz, a kiedy wrócili na miejsce… ciała ukochanego starszego już nie było! Po wszechobecnej panice i nieudanych poszukiwaniach kocura, Daglezjowa Igła zdecydowała się zabrać głos. Liderka ogłosiła, że wyznaczyła dwa patrole, jakie mają za zadanie odnaleźć siedlisko potwora, który dopuścił się kradzieży ciała nieboszczyka. Dowódcy patroli zostali odgórnie wyznaczeni, a reszta kotów zachęcana nagrodami do zgłoszenia się na ochotników członkostwa.Patrole poszukiwacze cały czas trwają, a ich uczestnicy znajdują coraz to dziwniejsze ślady na swoim terenie…
W Betonowym Świecie
nastąpiła niespodziewana zmiana starego porządku. Białozór dopiął swego, porywając Jafara i tym samym doprowadzając swój plan odwetu do skutku. Wieści o uwięzionym arystokracie szybko rozeszły się po mieście i wzbudziły ogromne zainteresowanie, powodując, że każdego dnia u stóp Kołowrotu zbierają się tłumy, pragnąc zmierzyć się na arenie z miejską legendą lub odpłacić za dawno wyrządzone szkody. Białozór zdołał przekonać samego Entelodona do zawarcia z nim sojuszu, tym samym stając się jego nowym wasalem. Ci, którzy niegdyś stali na czele, teraz są ścigani – za głowy Bastet i Jago wyznaczono wysokie nagrody. Byli członkowie gangu Jafara rozpierzchli się po całym mieście, bezradni bez swojego przywódcy. Dawna potęga podzieliła się na grupy opowiadające się po różnych stronach konfliktu. Teraz nie można ufać nawet dawnym przyjaciołom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz