*przed zgro, Pora Zielonych Liści*
— Nie, oczywiście, że nie — odpowiedział kociak, ku jej częściowej uldze, i po chwili spytał — A czemu klan cię nie lubi?No, to walnął z grubej rury. Takiego pytania na pewno się Jutrzenka nie spodziewała usłyszeć.
— B-b-bo... — przerwała, by wziąć wdech — B-b-bo j-j-je-jestem st-stra-strachliwa... i ni-nie wi-widzą w-w-we m-mni-mnie ż-żadn-żadnego m-ma-materiału n-na wo-wojow-wojownika — bąknęła w końcu smutna, siadając. Kociak Ważkowego Skrzydła spojrzał na nią, przechylając łeb.
— To dlaczego nie będziesz mniej strachliwa? — spytał. To pytanie również ją zdziwiło. Myślała, że to oczywiste. Ale cóż, to był kociak, a do tego nikt nie był wszechwiedzący czy w lot rozumiał, jak działa świat.
— B-bo ni-ni-nie u-um-umiem b-by-być m-mni-mniej s-stra-strachliwa... — wyjaśniła mu krótko kładąc po sobie uszy jeszcze mocniej. Bardzo by chciała, by to było takie proste, jak zdawało się w większości białemu kocięciu. Nie chcesz być strachliwy? Bum, chciej a nie będziesz! Niestety, nie była ona w stanie tego strachu pokonać, mimo chęci. Ciągnął ją on na dno odkąd była kociakiem. Była fajtłapą, nic nie wartym pośmiewiskiem. Codziennie czuła na sobie pogardliwe spojrzenia. Chciałaby być inna. Taka jak jej rodzeństwo. Ale niestety… nie była. Van lekko się cofnął. Nie dziwiła mu się. Kto by w końcu chciał stać przy takim dziwadle jak ona. Myślała, iż ten zaraz odejdzie, uznając, że nie jest warta jego czasu - może nawet bez pożegnania, ale stało się inaczej.
— Hmm... Wiesz... Ja nie umiem, zrozumieć czego taka jesteś. To przecież bardzo łatwe niczego się nie bać! — powiedział. Kotka jeszcze bardziej się spięła — Znaczy, emm... Każdy jest inny?
A chciałaby być nie-inna, przynajmniej nie w tym aspekcie… taka jak reszta… Śnieżek lekko zjeżył sierść.
Cóż, i na tym ich rozmowa się skończyła, ponieważ jedno z rodzeństwa Śnieżka zawołało go. A gdy tylko ten odwrócił wzrok, Jutrzenka zmyła się najszybciej i najciszej, jak była w stanie.
***
Spała sobie spokojnie. Lubiła sen. Mogła się wyciszyć i ciągle nie wzdrygała się na każdy możliwy ruch. W jej śnie leżała sobie w legowisku starszyzny – nie wyglądało ono jednak do końca jak to prawdziwe. Bowiem na jego podłożu rosła trawa, a spomiędzy jej źdźbeł wystawały piękne, kolorowe kwiaty, których słodki zapach wraz z pyłkiem unosił się w powietrzu. Jutrzenka leżała wtulona w bok swej babki, z pyskiem zatopionym w jej złotym futerku. W tym śnie była pewna siebie, odważna i była dumą rodziny. To ostatnie było marzeniem, które czuła, że się nigdy nie spełni. Ale we śnie… we śnie mogło zdarzyć się wszystko.W tym nagłe głosy duchów.
Jednak coś było nie tak. Nie brzmiały one jak słowa, czy szepty wiatru, tylko niczym wycia. Po chwili jej babka zniknęła ze scenerii, a przerażona Jutrzenka zaczęła rozglądać się na boki. Odległe wyjście z legowiska starszyzny zniknęło, a trawa oraz kwiaty pożółkły, usychając. Po chwili rośliny, mimo swej śmierci, zaczęły stawać się coraz wyższe i wyższe, aż w końcu Jutrzenka niewiele wokół siebie widziała. Po chwili dostrzegła ruch w trawie. Nastroszyła futro, zamieniając grzbiet w łuk, a cała jej wyimaginowana pewność siebie zniknęła. Spomiędzy trawy wychynęły białe sylwetki o czarnych, pustych ślipiach. Ich wysunięte pazury błyszczały w ciemności, pośród traw i ciemnego, nocnego nieba. Podchodziły coraz bliżej i bliżej, a Jutrzenka obracała się w te i we wtę.
Obudziła się cała zlana potem.
Ale wycia nie ustały.
Przerażona skuliła się w swoim kącie, przybliżając się bardziej do ściany. Jej spojrzenie latało na wszystkie strony, a ona sama dygotała niczym osika na wietrze.
Gdy wycia jeszcze się natężyły, pękła.
— P-p-po-pomocy! — wydała z siebie zdławiony krzyk. Był on jednak na tyle głośny, że reszta uczniów natychmiast poderwała się na łapy. Skulona Jutrzenkowa Łapa, z łapami na oczach nie chciała nawet patrzeć na monstrum, które wydawało te przeraźliwe dźwięki.
— Kurwa, co wrzeszczys, Lisie Łajno! — warknęła Świtająca Łapa, wybudzona ze snu — Ej, a ty co tu robisz? — zdziwiła się czyjąś obecnością.
Dopiero po chwili wrzawy i głosów, jakie nastały w legowisku, Jutrzenka zrozumiała, że coś było nie tak.
— Wystraszyła się cholera kociaka! Ale faja — usłyszała pogardliwe słowa Brzaskowej Łapy.
Zaraz…
Kociaka?
Uniosła łapy znad oczu i wtedy dopiero zobaczyła Śnieżka, stojącego po środku kółeczka, jakie utworzyło się z pozostałych uczniów.
— D-dla-dlaczego? — spytała, a z jej ślipi popłynęły łzy, zamazując jej całą wizję.
— Może i nie popieram budzenia w nocy, ale należało ci się. Jesteś cholernym mysim bobkiem, ciesz się, że przynajmniej przydałaś się by mu radochę sprawić — syknęła do niej prześmiewczo złota siostra. Zaraz uaktywnił się Pierzasta Łapa, starający się bronić zapłakanej kotki.
Nikt nawet nie zauważył, jak Śnieżek gdzieś zniknął, a wszyscy skupili się tylko na kłótni. Kłótni, która jeszcze bardziej przeraziła i rozedrgała biedną Jutrzenkę.
***
Szła za Ostrą Kostrzewą przez gęsty las. Obserwowała ją uważnie, bo kocica nie szła w żadne miejsce, z tych, w których zazwyczaj trenowały. Nie dała także jej żadnej wskazówki, na to, co miały dzisiaj robić. Mróz szczypał Jutrzenkę w poduszki łap, a dodatkowy niepokój pogłębił fakt przypomnienia sobie czasów, gdy była kociakiem, a Świt wraz z Brzaskiem wrzucili ją w śnieg i obsmarowali ją nim całą. Było jej wtedy tak zimno i tak się bała…Po jakimś czasie jej pistacjowym oczom ukazały się dwie sylwetki przed nimi. Szybko rozpoznała Koszmarnego Omena, członka kultu, wnuka samego Mrocznej Gwiazdy, oraz jego ucznia – Śnieżną Łapę. Na samo wspomnienie tego, jak kociak kiedyś prawie doprowadził ją do zawału, spięła się. Co mieli robić? Przecież uczeń dopiero co zaczął trening. Nie wiem, wspólne polowanie? Wspinaczka na drzewa? Kostrzewa chyba wiedziała, że raczej młody nie będzie miał z nią w tym drugim szans – była w tym po prostu za dobra i za długo to praktykowała na treningach, żeby ten mógł się z nią mierzyć.
— Dzisiaj będzie trening walki. — Ogłosiła Ostra Kostrzewa, a futro na karku Jutrzenki nastroszyło się. — Mam nadzieję, że cokolwiek wyniosłaś z moich lekcji, poza unikami — dodała drugą część patrząc prosto na burą i świdrując ją swymi niebieskimi oczyma.
Pewnie matka mistrzyni myślała, że ta niewielka zmiana w zachowaniu Jutrzenki, ciut pewniejsza postawa, sprawią, iż była gotowa i może w końcu chociaż raz da komuś łapą po pysku. Jednakże Jutrzenka czuła, że nie jest gotowa – to nie był jej żywioł, mimo, iż wiedziała, że na niego kładło się nacisk w ich klanie, to po prostu za bardzo się bała. Przełknęła głośno ślinę, odwracając spojrzenie od mentorki i wbijając je w młodszego ucznia. Zastanawiała się, co musiał ten o niej myśleć, skoro dano ją do walki z tak młodym przeciwnikiem, który dopiero co zaczął szkolenie. Zajęczo pręgowana postawiła kilka kroków przed siebie, by stanąć przed Śnieżną Łapą i ustawić się w pozycji gotowej na ucieczkę lub atak. Wiedziała, że raczej nawet nie draśnie kocurka, ani nie spróbuje – nie tylko przez strach, ale także dlatego, że on był po prostu na to za młody. Mimo wszystko stawianie go przed uczniem, który miał o tyle więcej jakiegokolwiek doświadczenia, było niesprawiedliwe.
Czekała więc na to, aż van sam zacznie ich „walkę”.
Śnieżna Łapo?
[1124 słów, pojedynek z innym uczniem]
[Przyznano 27%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz