Płatek śniegu niespodziewanie wylądował na nosie Lawendy, zmuszając ją do otrzepania się i wycofania o kilka kroków, tak, by znaleźć się w bezpiecznym zasięgu krzewu będącego żłobkiem Klanu Wilka. Zima była ładna i fascynująca, ale tak długo, jak długo Lawenda mogła oglądać ją z daleka i nie musiała marznąć. Dlatego myśl o zbliżającej się samotnej nocy w lesie napawała ją lękiem. Przez całe swoje krótkie życie kotka nie spędziła ani jednej nocy poza kojącym legowiskiem w objęciach matki, a teraz nie dość, że musiała ją spędzić na nieznajomym, nieprzyjemnym terytorium, to jeszcze w samotności. A jeśli nie da rady, zostanie naznaczona wieczną hańbą, na co przecież nie mogła sobie pozwolić. Biedna, mała Lawenda jeszcze nigdy w swoim życiu nie była czymś tak przejęta.
– Lawciu? Musimy porozmawiać. – Za jej plecami rozległ się nagle dobrze znajomy głos. Gryka.
Lawenda przekrzywiła pytająco główkę. Jej siostra, wyglądająca na bardzo przejętą, podeszła bliżej i spojrzała się na nią ze śmiertelnie poważnym wyrazem pyszczka.
– Za dwa dni mamy spędzić sami noc w lesie, prawda? – zaczęła, po chwili wypluwając z siebie potok słów, nawet nie dając siostrze czasu na przytaknięcie. – To będzie bardzo niebezpieczne! Co jeśli ty albo Śnieżek się zgubicie, zmarzniecie, coś sobie zrobicie, albo co gorsza… co gorsza jakieś zwierzę was zaatakuje? Musimy spędzić tą noc razem.
Lawendzie chwilę zajęło przyjęcie tego natłoku informacji. Intensywnie zamrugała. Siostrzyczka właśnie odpowiedziała na jej największe wątpliwości. Jej plan był przecież idealny, no, może oprócz włączania w niego Śnieżka… ale…
– Jeśli wojownicy się dowiedzą, to nic nam nie zrobią? Nie uznają tego za niezdanie testu? – zapytała ze szczerą obawą w głosie. Za nic nie chciała spędzić sama nocy w obcym, zimnym lesie, ale chyba jeszcze bardziej nie chciała nosić karnego imienia i być zawodem mamusi.
– Nie wiem – przyznała zakłopotana Gryka. – Nie powinni. Ale najważniejsze jest wasze bezpieczeństwo!
…
– Dobrze, to spróbujemy znaleźć się w lesie – miauknęła po chwili milczenia. – Ale naprawdę musimy mieszać w to Śnieżka? Będzie tylko przeszkadzał.
– Lawciu, wiesz, że kocurki są głupiutkie, więc on tym bardziej nie da sobie rady sam. Proszę, bądź dla niego miła.
– Akurat to, czy on sobie poradzi czy nie mnie nie interesuje.
– Lawciu…
– Niech ci będzie – westchnęła teatralnie. – To… zawołaj go tu i opowiedz plan.
Gryce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili wróciła ze Śnieżkiem, zaskoczonym i zdenerwowanym, że został zaciągnięty na rozmowę, w której uczestniczyła też Lawenda. Gryka jeszcze raz przedstawiła swoje obawy i pomysł na ich rozwiązanie. Brat obserwował ją skupionym wzrokiem. Gdy skończyła, przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu.
– Nie – mruknął w końcu. – Dam sobie radę sam, nie będę tchórzem.
Lawenda cichutko odetchnęła z ulgą. Problem rozwiązał się sam.
– Ale to nie bycie tchórzem! Jest środek zimy i będzie bardzo zimno, może też padać śnieg. Wiem, że jesteś dzielny Śnieżku, ale to niebezpieczne. Kocurki, zwłaszcza takie małe, nie poradzą sobie same na nieznanym terenie – zaprotestowała Gryka, wyraźnie zmartwiona.
– …no dobra – odpowiedział w końcu, znowu po dłuższej chwili ciszy. – Ale ona się do mnie nie zbliża – dodał, koniuszkiem ogona wskazując na Lawendę.
– Nie mam zamiaru się do ciebie zbliżać.
Gryka zaśmiała się nerwowo.
– Dobrze. Gdy wojownicy odprowadzą nas już do lasu, wy będziecie czekać na swoim miejscu, a ja po was przyjdę i znajdziemy jakąś kryjówkę, w której zaśniemy. Nie wolno wam się ruszać, bo jeszcze się zgubicie! I od razu po opuszczeniu obozu musicie ciągnąć ogonem po ziemi żeby zrobić ślad w śniegu, dzięki temu łatwiej was znajdę.
Obydwoje pokiwali łebkami na zgodę, Śnieżek z lekkim ociąganiem się. Lawenda zerknęła na siostrę z ulgą. Ta noc nie będzie jednak tak straszna, jak wydawała się być.
***
Lawenda odprowadziła wzrokiem wojownika, który zostawił ją samą w samym środku lasu. Gdy ten zniknął z jej pola widzenia, uważnie się rozejrzała. Dookoła niej były same wielkie drzewa, skutecznie utrudniające widoczność. Na szczęście nie zdążyło się jeszcze zrobić całkowicie ciemno, a i pogoda wyjątkowo dopisywała – nie padał śnieg ani nie było jakoś bardzo zimno. Kotka usiadła więc pod jednym z drzew, owinęła łapy ogonem i zaczęła czekać.
I czekać.
I czekać…
Czas zdawał się ciągnąć w nieskończoność, a Lawenda zaczęła się powoli denerwować. Co chwilę rozglądała się nerwowo w poszukiwaniu znajomego, czarnego czy nawet białego futra, jednak nikogo nie było w pobliżu. Odetchnęła głęboko. Pora na plan B.
– TUTAJ JESTEM! – wrzasnęła swoim wysokim głosikiem.
Gryka postanowiła, że gdyby nie mogła długo znaleźć swojego rodzeństwa, mają oni zacząć krzyczeć. Na szczęście Lawenda nie musiała długo czekać na odpowiedź.
– LAWCIU?
– TUTAJ GRYKO – powtórzyła, gorączkowo wypatrując siostrę wśród pieni drzew.
W końcu czarne futro mignęło między drzewami i uradowana Lawenda wybiegła na spotkanie siostrze…
…i Śnieżkowi.
– Bardzo szybko znalazłam Śnieżka, ale z tobą było trudniej. Dobrze, że się odezwałaś – miauknęła z ulgą Gryka, przerywając swoją wypowiedź szybkimi oddechami. Musiała biec naprawdę szybko po tym, gdy usłyszała głos siostry.
Las został już całkowicie spowity mrokiem i gdyby nie księżyc przebijający się przez chmury, ujrzenie czegokolwiek byłoby niemal niemożliwe.
– Dobrze kochani, teraz musimy znaleźć jakieś miejsce, w którym spędzimy noc. Damy radę! – oznajmiła optymistycznie Gryka i ruszyła przed siebie dziarskim krokiem. Zatrzymała się jednak po chwili, zorientowawszy się, że w przeciwieństwie do Lawendy, Śnieżek nie idzie za nią. – Śnieżku? Na co czekasz?
– Idźcie same.
– Jak to?! Nie ma mowy! Co jeśli stanie ci się krzywda?
– Nie stanie, jestem już duży.
– Daj mu iść – wtrąciła się Lawenda, dostrzegając w tym szansę na spokojną noc, bez udziału znienawidzonego braciszka.
– Zobaczysz Gryko, poradzę sobie, mówiłem, że nie jestem tchórzem.
Przejęta kotka spoglądała to na brata, to na siostrę. W końcu westchnęła i odezwała się.
– Ale nie odchodź za daleko i jeśli cokolwiek by się stało, krzycz, a my przybiegniemy ci pomóc.
Śnieżek przewrócił oczami, czego Gryka, stojąca dalej od niego niż Lawenda prawdopodobnie nie zauważyła, ale pokiwał głową.
– To cześć. Nie martw się o mnie, Gryko –miauknął na odchodnym, wkrótce znikając w gęstwinie lasu.
– Chodź, musimy znaleźć jakąś norę – miauknęła nagląco Lawenda, wyrywając z myśli siostrę dalej wpatrującą się w miejsce, w którym zniknął Śnieżek. Miała nadzieję, że ta nie będzie myśleć i gadać o nim przez całą noc.
Gryka odwróciła się w jej kierunku i pokiwała łebkiem. Idąc obok siebie, tak blisko, że niemal ocierały się swoimi długimi futrami, siostry ruszyły przez obcy las.
***
Z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. Z każdą chwilą padało coraz to bardziej intensywnie.
Lawenda wyjrzała niepewnie z ciepłego zacisza niewielkiego zagłębienia w ziemi pod korzeniami drzewa, które nie tak dawno znalazły. Jak dobrze, że miały gdzie się schować. Kotka znowu poczuła się jak wtedy, gdy obserwowała śnieg z wejścia do żłobka. Było ciekawie, ale i bezpiecznie.
– Musimy iść – odezwała się niespodziewanie Gryka.
Lawenda aż rozdziawiła pyszczek z zaskoczenia i spojrzała na nią pytająco. Ale że co?
– Iść gdzie?
– Odnaleźć Śnieżka oczywiście! Nie może być sam w tej śnieżycy.
– Sam chciał się rozdzielić. Mówiłaś mu, że ma krzyczeć, gdyby coś się działo, a nic nie słychać – mruknęła niewzruszona, gotowa do ponownego ułożenia się na swoich łapkach. Właściwie, mogłaby już iść spać.
– …to prawda, ale to nie znaczy, że mamy go teraz zostawić samego. Proszę…
…
– To ostatni raz, gdy za nim łażę. I robię to tylko dla ciebie – burknęła grożąco. – Ale jeśli go szybko nie znajdziemy, wracamy tutaj!
– Dziękuję Lawciu! No już już, chodź.
Gryka wyprysnęła z ich norki niczym strzała. Jej siostra ruszyła za nią trochę bardziej mozolnie i zatrzęsła się, gdy tylko poczuła na sobie chłód wiatru i spadającego śniegu. Było jej bardzo nieprzyjemnie i chciała natychmiast wrócić do schronienia. Jedynym, co ją zatrzymywało była siostra. To dzięki jej pomysłowi Lawenda nie była teraz przerażona i samotna, więc uznała, że dotrzymanie jej towarzystwa, nawet w takiej sprawie nie będzie aż tak złe. Kto wie, czy Gryka nie ruszyłaby sama na poszukiwania Śnieżka i nie zostawiłaby biednej siostry na pastwę losu. Tak więc Lawenda wraz z Gryką nawoływały brata i powoli szły dalej i dalej wgłąb lasu. Śnieżka jednak jak nie było, tak nie ma, a kotka zaczęła coraz bardziej marznąć. Jej długie futro było przemoczone od padających non-stop białych płatków. Nie wytrzyma tego dłużej. Otworzyła już pyszczek, by oznajmić to siostrze. Została jednak uprzedzona.
– To chyba zapach Śnieżka – miauknęła, rozemocjonowana. – I… jakiś dziwny, nieznany zapach… – dodała niepewnie po chwili.
Lawenda wciągnęła mocniej powietrze nozdrzami. Niezbyt wiele wyczuła, ale to może kwestia zmęczenia. Nie pozostało jej nic innego, jak uwierzyć Gryce i podążyć za nią. Jeśli trop będzie fałszywy, powie jej, że mają zawrócić, bo inaczej nie da rady. Myśląc zbyt intensywnie o wyczekiwanym odpoczynku, by przejąć się mocniej słowami o dziwnym, nieznanym zapachu, ruszyła z siostrą. Zmrużonymi oczami wypatrywała potencjalnych śladów obecności brata.
Nie musiała czekać długo. Wkrótce kotki stanęły przed Śnieżkiem.
…i lisem.
Kocur, z najeżonym futrem, napiętymi wszystkimi mięśniami i wysuniętymi pazurami stał nieruchomo, jak gdyby był gotowy do zaatakowania stojącej przed nim bestii. Lawenda widziała ją pierwszy raz w życiu. Była straszna. Żadne z trójki rodzeństwa nigdy nie uczyło się profesjonalnie walki przeciwko drugiemu kotu, nie mówiąc już o takiej przeciwko dzikiemu zwierzęciu. Śnieżek nie miał szans. Lawenda zastygła bez ruchu. Nawet nie zorientowała się, kiedy każdy pojedynczy włosek na jej skórze stanął dęba, a wszystkie mięśnie napięły się. Jednak w przeciwieństwie do Śnieżka, jej ciało nie było gotowe do ataku. Było gotowe do ucieczki.
– ŚNIEŻKU, UCIEKAJ – wrzasnęła Gryka, przywracając Lawendę do rzeczywistości.
To koniec. Lis zaalarmowany głosem kotki, skierował swoje świecące ślepia prosto na nie dwie. Instynkt samozachowawczy wziął górę nad jakąkolwiek troską o rodzeństwo. Przed chwilą wykończona Lawenda odnalazła w sobie nową siłę i rzuciła się w bieg tak szybki, jak nigdy dotąd.
Zatrzymała się dopiero, gdy łapki zaczęły odmawiać jej posłuszeństwa. Wtedy też zorientowała się, że nikt ani nic jej nie goni. Ledwo łapiąc oddech, przewróciła się na ziemię, pozwalając, aby zimny, śnieżny puch ją otoczył. Nigdzie nie było śladu ani lisa, ani Gryki, ani Śnieżka. Czy jej rodzeństwo pobiegło za nią? Czy dopadł ich lis? Nie wiedziała. Nie chciała wiedzieć. Jeszcze nigdy w całym swoim krótkim życiu nie była tak przerażona, tak zmęczona, tak zmarznięta. Gdy po dłuższej chwili jej oddech się uspokoił, ociężale podniosła łebek z nadzieją, że wypatrzy jakąkolwiek kryjówkę. Odkryła wtedy jednak, że nie tylko spadający śnieg zasłania jej widoczność, ale także łzy strumieniami sunące po jej policzkach. Poczuła, że robi się jej jeszcze zimniej. Do tego w zasięgu jej wzroku nie znajdowało się żadne potencjalne schronienie. Ponownie opuściła głowę, czując, jak śnieg powoli zaczyna okrywać jej ciało. Nie pozostało jej nic innego, jak czekać tu do rana…
– Lawendo… Lawendo! LAWENDO!
Z początku nie zareagowała na dźwięk swojego imienia, myśląc, że jej się przesłyszało. Dopiero, gdy nawoływanie stało się bliższe i głośniejsze, otworzyła opuchnięte oczy i z trudem rozejrzała się dookoła. Jej wizja była zamazana, więc z początku widziała tylko dwa niejasne kształty, jeden czarny i drugi biały, zbliżające się do niej w zatrważającym tempie. Dopiero, gdy kształty te pojawiły się tuż przy niej i zaczęły gorączkowo odkopywać ją ze śniegu, zrozumiała, że to nikt inny, jak jej rodzeństwo.
– …Gryka? Śnieżek? – mruknęła cichutko.
Gryka właśnie skończyła otrzepywać ją ze śniegu i przytuliła ją tak mocno, że Lawenda myślała, że chce ją udusić.
– Lawendo! Tak bardzo się martwiłam! Nigdy więcej nie rób mi czegoś takiego! Nic ci nie jest? Jesteś strasznie zimna… możesz chodzić? Szybciutko, znaleźliśmy norę niedaleko, zaprowadzimy cię tam. Albo raczej powinniśmy zaprowadzić cię do obozu! Wyglądasz strasznie.
– Nie wracam do obozu. Dam radę – wydukała druga kotka.
– …na pewno?
– Na pewno. Zaprowadźcie mnie do tej nory.
Gryka poluźniła uścisk i Lawenda powoli stanęła na równe łapy. Jej wizja powoli zaczęła być coraz bardziej spójna i mniej rozmazana. Czarna kotka jednak dalej nie opuszczała jej na krok, podpierając ją z jednej strony, jak gdyby bała się, że ta się zaraz przewróci.
– Śnieżku, pomóż mi, złap ją z drugiej strony – miauknęła, przerywając słowa pociągnięciami nosem. Śnieg, mróz i kociak nie były najlepszym połączeniem.
Śnieżek spojrzał na nie ogłupiały, jednakże widząc, że Gryka jest całkowicie poważna, podszedł do nich i pozwolił Lawendzie się na nim oprzeć. Normalnie kotka na pewno by na niego nakrzyczała, jednak obecnie nie mogła myśleć o niczym innym niż o cieple, które dawała jej bliskość rodzeństwa. Po spędzeniu nie wiadomo ile czasu wystawiona na śnieg i wiatr nie marzyła o niczym innym.
Choć zajęło im to więcej czasu, niż zajęłoby normalnie, trójka kociaków w końcu dotarła do wspomnianej przez Grykę nory. W środku leżały nawet pojedyncze suche liście, które jakimś cudem musiały się tu zachować przed śniegiem. Gdy Lawenda tylko weszła do środka, natychmiast się położyła. Daleko było temu do wygody i komfortu znanej jej ze żłobka, ale było to sto razy lepsze, niż to, czego doświadczyła, zanim Gryka i Śnieżek ją znaleźli. Zresztą, była zbyt zmęczona, by narzekać.
– Teraz będę spać tak długo, aż ci wojownicy nas nie znaj- – nie skończyła wypowiedzi, bo zaniosła się kaszlem.
Gryka rozszerzyła oczy i przykucnęła przy niej, okrywając ją ogonem.
– Gdy tylko nas znajdą, powiem im, że muszą zabrać cię do Kuniej Norki. Mam nadzieję, że to nic poważnego – wymruczała z troską. – Ale masz rację Lawciu, teraz pora na sen. Mi też jest zimno. – Choć była widocznie zatroskana, nie wspominała już o powrocie do obozu, wiedząc, jak stanowcza w tej kwestii była jej siostra. Zresztą, kociaki nawet nie wiedziały, jak tam dojść, a przy ich obecnym stanie i obecnej pogodzie i tak nie zaszłyby daleko.
Słysząc jej słowa, zrelaksowana Lawenda zamknęła oczy, wtulając się w siostrę. Ledwo usłyszała, jak ta każe Śnieżkowi położyć się razem z nimi i wyjątkowo nie protestowała, gdy jej futro zetknęło się z jego futrem
I tak trójka zmarzniętych kociaków zasnęła wtulona w siebie, w akompaniamencie szalejących na zewnątrz wiatru i śniegu.
[2223 słowa]
[Przyznano 40%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz