Po wydarzeniu nad rzeką, z trudem była w stanie spojrzeć w oczy Szyszkowemu Zagajnikowi, który ilekroć się mijali, spoglądał na nią z wyrzutem. Nie raz cicho szeptał, że mogła Jagódka zatrzymać i nie pozwolić mu opuścić klanu. Przez pewien czas te ciche docinki i spojrzenie łamało jej serce. Przynajmniej Trzcinowa Sadzawka pogodził się z decyzją podjętą przez swojego syna, nie wypytywał o nic. Dał Kawczemu Sercu spokój, dzięki czemu wyrzuty sumienia, aż tak bardzo ją nie nękały w nocy.
Księżyce mijały, a Pszczela Duma wydała na świat kocięta. Ich klan ponownie zwiększył swoją ilość, tym razem o dwie koteczki. Była ciekawa jak nowe członkinie wyglądają, więc postanowiła złożyć wizytę w kociarni świeżo upieczonej mamie, czy też matkom. Mak nie opuszczała prawie, że wcale boku Pszczelej Dumy, odkąd na świecie pojawiły się dwie koteczki. Wstrzymała się jednak z tym, aby już od razu złożyć im wizytę, tak by matki w spokoju mogły się nacieszyć swoimi pociechami.
Przynajmniej dwie dobre rzeczy wyniknęły od czasu zniknięcia brata srebrnej — to, że Makowe Pole i Pszczela Duma zostały partnerkami, oraz fakt, że razem będą mogły tworzyć szczęśliwa rodzinę.
Powoli wkroczyła pomiędzy sumaki, które to stanowiły ochronę dla młodych i królowych. Już na dzień dobry powitała ją urokliwa scena, w bok z każdej kotki wtulone było jedno kocię.
— Poznaj proszę Rusałkę i Biedronkę. — Wskazała na dwie koteczki, które leżały wtulone w ich boki.
Zbliżyła się nieco bardziej, chcąc dokładnie się przyjrzeć przyszłym wojowniczką. Obie były prześliczne. Nawet ten pogardzany przez zastępczynię kolor, który w niektórych miejscach zdobił rudawe futerko jednej córki kotek, nie był w stanie odebrać jej uroku.
— Są... przepiękne. — wyznała, a na jej pysku zagościł szczery uśmiech. Kocięta wtulone w bok obu dumnych i uśmiechniętych kotek. Tylko takie obrazy powinno się widywać w żłobku, przedstawiającą szczęśliwa rodzinę. — Wyrosną na wspaniałe wojowniczki. Jeśli coś trzeba będzie wam przynieść, możecie się z tym zwrócić do mnie. Z przyjemnością wam pomogę. — zaproponowała bez namysłu.
W końcu pomocą w żłobku i dbaniem o dobrostan królowych, jak i jej kociąt zajmowali się przede wszystkim uczniowie, ale zamiast nich to właśnie Kawcze Serce wołała brać udział codziennym życiu małych szylkretowych kulek i doglądać ich, aby wyrosły na silne kotki. Jakby nie patrzeć, zyskała kolejne dwie małe kuzynki. I nawet jeśli nie łączyła jej z nimi krew, będzie o nie dbać. Musiała pilnować, aby nic złego im się nie stało. Na pewno uda jej się wcisnąć i ten obowiązek w plan dnia, poza patrolami i treningiem z Wirującą Łapa.
***
Po śmierci Morelowej Łapy w każdej wolnej chwili starała się zaglądać do kociarni. Nawet dosłownie na chwilę, by móc przyjrzeć się nowemu życiu, które to z każdym minionym księżycem rosło w oczach. To koiło jej serce, tak samo fakt, że udało jej się wytrenować uczennice, która otrzymało dumne miano brzmiące Wirująca Lotka.
Dzisiaj również zawitała do żłobka. Przyglądała bawiącej się Rusałce i Biedronce, które rozrabiały na środku kociarni. Niegdyś maleństwa wielkości nornicy, a teraz prawie, że uczennice. Raz za razem jedna z nich chciała przyszpilić drugą do podłoża. Jednak ilekroć jedna miała wygrać ten kocięcy sparing, drugiej udawało się wykorzystać moment triumfu wygranej, by już po chwili górować nad przeciwniczką. I tak zamieniały się miejscami chyba z pięć razy jak nie więcej, po pewnym czasie Kawka przestała liczyć.
Swoje spojrzenie przeniosła na rozgniewaną Mak, która z odrazą spoglądała na kocięta Śnieżnego Wspomnienie, będące w tej chwili karmione przez Pszczelą Dumę.
— Może, nie są wasze, jednak będziecie w stanie zadbać o to, by wyrosły na porządne koty, a nie na kogoś takiego jak ich ojciec. Zdrajcę. — mówiąc to słowo czuła jak piecze ją język. Osobiście nie uważała syna Śnieżnej Toni za zdrajcę. Rozumiała go i to, że po prostu się zakochał. Tylko postąpił głupio, bezmyślnie. Mógł z tamtą kotką inaczej to rozegrać, a kto wie, może dane byłoby im razem wychowywać kocięta, a Klan Nocy zyskałby nie dwóch członków, a trzech nowych. — Mają śliczny kolor oczu. Jak morze. — zagadnęła, imię czarnej pointki idealnie do niej pasowało. Tak właściwe, córka Nastroszonego Futra zaczęła się zastanawiać czy mała koteczka była czarna, czy jednak brązowa, bo oba kolory zdobiły jej futerko. Kolor jej sierści zdawał się ciemnieć i rozjaśniać w zależności od światła, co sprawiało, że trudno było dokładnie określić, jaki dokładnie oni jest. — Gdyby nie to, że potrzebują mleka, odciążyłabym was i sama się nimi zajęła.
— Porządne koty? Czy ty siebie słyszysz? Dali nam pod opiekę kocura! Obrzydlistwo. — Skrzywiła swój pysk, mordując wzrokiem kociaka, a pazury już jej się wysuwały, aby pozbawić go głowy. — Ja tak tego nie zostawię! Po moim trupie! Po co w ogóle odbierali te młode? Mogła je sobie wziąć ta cała samotniczka. Nie byłoby problemu!
— Mak, spójrz na to z inne strony... Może i jest kocurem, ale to jeszcze kocię. W połowie jest Nocniakiem, więc nic dziwnego, że Mglista Gwiazda oraz Sroczy Lot podjęły taką decyzję, a nie inną. — Przyglądała się kocurkowi. Biedak nie widział jeszcze jaki los mu Śnieżne Wspomnienie zgotował sprowadzając go na ten świat. Gdyby tylko urodził się kotką.
— Jak tak ci się podoba, to go sobie weź! Mdli mnie na jego widok! — W ich rozmowę wtrąciła się mała szylkretka marszcząc swoją małą mordkę i wystawiając w stronę Kawczego Serca język, a po chwili wróciła do zabawy ze swoją siostrą
Czarna zamrugała zaskoczona. Cóż, nauki matek kocięta chłonęły jak gąbki, więc nic dziwnego, że i niechęć do kocurów przejęły po Makowym Polu. Byłoby to dziwne, gdyby tak nie było.
— To tylko kocię. — powtórzyła, mając nadzieję, że chociaż to trochę uspokoi srebrną. — Jest niczego nieświadomy, zależny od was. — kontynuowała wracając spojrzeniem na swoją ciotkę. — Poza tym kodeks mówi...
Umilkła. Położyła po sobie uszy. Nie miała prawa powoływać się na kodeks, kiedy sama go złamała.
— To nim się zajmij skoro taka z ciebie bogobojna — prychnęła, unosząc malucha i rzucając jej go pod łapy. — Siedź z nim i go wychowuj, Pszczółka będzie karmić, ale nic ponad to. Jak będzie wołał do nas mamo, zginie — przestrzegła kotkę jaki los czeka dziecko, jeśli z nimi zostanie.
Nachyliła się do kociaka, chcąc się upewnić, że nic mu się nie stało, lekko szturchając go pyskiem. Malec na szczęście już po chwili otworzył oczka, wlepiając spojrzenie w Kawcze Serce, z błyskiem w swych małych morskich oczach. Następnie rozdziawił pyszczek, ziewając przeciągle. Nie wyglądało na to, by cokolwiek jeszcze rozumiał z tego co tu właśnie zaszło. Kawka również nie bardzo to rozumiała. Wychodziło na to, że stając w obronie kocurka została jego drugą mamką? No pięknie.
— Nie musisz się o to martwić, Makowe Pole. Dopilnuję, aby nie zwracał się do was "mamo".
Polizała syna Śnieżnego Wspomnienia po policzku, po czym uniosła go za kark.
Zajęła miejsce kawałek dalej od kocic, nie chcąc kusić losu, a żeby to Piórolotek był wystawiony na kolejne niedelikatne traktowanie przez srebrną. I to tylko ze względu na swoją płeć.
Otuliła srebrnego ogonem, nie chcąc, aby ten się zbytnio wychłodził. Naprawdę, nie został potraktowany ulgowo przez los.
— Obym nie żałowała tej decyzji — westchnęła cicho spoglądając na wyjście z kociarni, a następnie znowu zerknęła na kociaka, który upatrzył sobie jedno z jej piórek włożone w sierść, jako przedmiot zabawy. Raz za razem lekko muskał je swymi małymi łapkami.
Pozostawało jej poinformować jeszcze liderkę, o chwilowej zmianie jej stanowiska. Na te parę księżyców. Nie było mowy, aby tylko wpadała w odwiedziny, sprawdzając czy Mak pozbawiła życia nic niewinnego malca czy też nie. Nie pozwoli ciotce na to.
<Maczek?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz