Bura była bardzo zdziwiona, słysząc to, co mówił kociak. Tak, Ważkowe Skrzydło była potomkinią Małej Róży, lecz nie spodziewała się, że nadal wyznaje te same wartości co jej matka. Nie powinna. Klan Wilka miał ten nieodpowiedni okres, choć zdecydowanie miły dla niej, dawno za sobą.
— Och, naprawdę? — rozejrzała się, upewniając się, że kotki nie ma na pewno w pobliżu. Nie chciała się sprzeczać z jej przekonaniami. Wiedziała jak koty potrafią być zaparte w swych poglądach, zwłaszcza jeżeli są już dawno dorosłe. — Nie powinna, dobrze o tym wiesz. Z płcią się rodzisz, nie możesz jej zmienić, a nawet jeśli to nie miałoby to sensu. Wszyscy jesteśmy tacy sami, nasza płeć na nic nie wpływa — przekonywała kocurka. Czuła żal, że musiał przez to przechodzić. Czarnobiały wbił wzrok we własne łapki.
— Pani jest bardzo miła — wymamrotał, na co Kuna się ciepło uśmiechnęła. Usiadła przy nim.
— Oczywiście, że jestem. Jako medyk muszę się troszczyć o każdego wilczaka po równo — przekręciła głowę. — Mówiąc o tym, jak się czujesz?
— Dobrze — odpowiedział krótko Śnieżek. — Gęsi Wrzask dał mi jakieś zioła.
Faktycznie, był tutaj, pomyślała bura. No cóż. W takim razie mogła się tylko cieszyć, że wszystko (w tym względzie) w porządku.
***
Zmrożona ziemia powoli odpuszczała skuty lód. Wyczekiwała zbliżającej się pory nowych liści zniecierpliwiona. Spomiędzy śnieżnych zasp wyrastały już pierwsze przebiśniegi. Przyroda zataczała znowu koło, powoli odradzała się. Miała nadzieję, że tym razem złagodnieje. Czekała już, gdy będzie mogła pójść na pierwsze w tym sezonie zbiory i odnowić zapasy, które jedynie zmniejszały i zmniejszały się z każdym kolejnym wschodem słońca. Nie pociągnęliby już długo, gdyby i ta pora była surowa i nieurodzajna. Niech Klan Gwiazdy ma ich w swojej opiece...
***
Nadeszła tak upragniona pora nowych liści. Nie mogła określić słowami swej radości i ulgi, którą poczuła, gdy tylko zauważyła pierwsze rodzące się na nowo pączki na cienkich gałązkach drzew i pojedyncze listki, nieśmiało witające ją z między grudek ziemi. Wszystko postępowało tak szybko, że nawet zdawało się Kunie, że z każdą następną godziną słońce grzało jakby mocniej. Witała jego promienie, spokojnie wylegując się niedaleko sterty ze zwierzyną. Obserwowała ją przymrużonymi oczami, jak tylko rośnie. Tego właśnie potrzebował Klan Wilka. Należnego im spokoju.
Od tego wszystkiego już rozsadzała ją głowa, która wręcz pękała w szwach. Zdążyła przyzwyczaić się do ciągłego bólu, który domagał się w jakiś sposób jej uwagi. Zagłuszały go nasiona maku, które znikały ze swojej kupki w zastraszającym tempie... nie chciała, by Gęsi Wrzask to zauważył. Spodziewała się jego reakcji, mało przyjemnej. A nadszedł czas na zbieranie, więc zaczęła się rozglądać za swoim przyszłym kompanem, lub kompanami. Lwia Grzywa nadal przeżywał i wolała dać mu czas na zrozumienie straty jego matki. Dwójka uczennic, Gryczana Łapa i Lawendowa Łapa leżały obok sterty ze zwierzyną, przekomarzając się i gadając tak uroczo, że postanowiła dać im spokój. Lekko zadrżała, gdy zobaczyła wilczy wzrok popleczników dawnego Mrocznej Gwiazdy, kiedy tylko obracała łeb w ich stronę. Nareszcie zauważyła odpoczywającego w kącie Śnieżną Łapę. Bura uśmiechnęła się i wstała ociężale, idąc w jego stronę. Bardzo lubiła uczniów, a zwłaszcza tego kocurka.
— Co tam? — spytała, podchodząc. Początkowo Śnieżek nie zauważył medyczki i wzdrygnął się, kiedy usłyszał czyiś głos. Szybko ją jednak rozpoznał.
— Dobrze — miauknął. — Trochę wyciskają na treningach, ale to nic. Dobrze mi idzie — pochwalił się, odwzajemniając uśmiech.
— Chciałbyś pomóc mi z poszukiwaniem ziół? — zapytała ucznia, próbując mówić tak ciepło, jak tylko była w stanie. — Jeśli już nic nie masz do roboty, oczywiście. Chętnie bym skorzystała z pomocnej łapy, by je nieść i ich szukać.
<Śnieżna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz