Lilowy westchnął przeciągle, dość głośno.
- Nie twoja już w tym główka, jak będziesz tak myśleć to w końcu się przegrzeje, co ty tak smęcisz ciągle nad tym? - odparł - Ciesz się, że jest jak jest. Widzisz, mamy tu w teorii dbającą o siebie grupę, teoretyczne bezpieczeństwo i teoretyczne zapiewnienie posiłków, kto by się nie zgodził? I nie jęcz już tak nad tym, bo nic ci nie zrobimy - Kiwnął się raz w tył raz w przód, z jakąś dziecięcą pokusą - Ty mi lepiej powiedz o tym Betonowym Świecie. Jak tam jest?
- S-s-strasznie. Bardzo głośno. D-dużo potworów i Wy-wyprostowanych Istot, które je kontrolują. Masa złych kotów, które t-tworzą gangi. J-jeden z nich spa-spalił moją siostrę i tatę. O-ocalałem ja, mama i Jad, a-ale... wy-wyglądała strasznie. Nic nie widziała. N-nie wiem co się z nią stało. Rano była, a potem... potem już zniknęła. Ciężko było też znaleźć pokarm. T-to życie w ciągłym strachu... I gdy tu do-dołączyliśmy, t-to bałem się, że b-będzie tak jak tam. Że b-będę waszym niewolnikiem, który ma wa-walczyć z innymi gangami o wasz teren…
Szept parsknął krótko.
- No, z tymi gangami to nie jesteś jakoś bardzo daleko. Też się czasem musimy bić o nasze tereny jak jakiś Wilczak nam na granicę nadepnie bo się rozpędzi za wiewiórką. Ale nah, niewolnictwo? To chyba jakiś przeżytek nie? Poza tym hej, ja też straciłem dwójkę rodzeństwa! Patrz, jak się dobraliśmy - zagderał, z jakimś dziwnym uśmiechem, zaraz kontynuując - Sporo tych gangów było? I ten, no, mówisz, że w tych potworach to dwunożni siedzą? Potwory ich nie jedzą? W takim razie co innego? Wyglądają w sumie trochę jak nasz potwór leżący na polach, ale tamten jest martwy i wygląda inaczej, ale podobnie się błyszczy. Może to jakiś ich dom, ten Betonowy Świat, a dwunożni to ich jakby właśnie niewolnicy?
- Straciłeś rodzeństwo? - zapytał Smark zdumiony, posmutniając bardziej. - P-przepraszam. To takie straszne. Rozumiem cię. A p-potwory... nie. - Pokręcił łbem. - To one służą tym istotą. T-to one są niewolnikami Wyprostowanych. P-poruszają się tylko i wyłącznie, gdy są w ich wnętrzu, a tak g-grzecznie śpią. Często zabijają koty na cz-czarnej drodze. N-nie jedzą, ani się im nie b-buntują, bo jak się b-buntują, to Wyprostowani ich k-kopią łapami albo wymieniają - podzielił się ze srebrnym swoją wiedzą z tamtego miejsca. - W-widziałem tego martwego p-potwora co u was l-leży. S-straszny.
- Taaa, takie tam. Nie musisz się przejmować, dawno było - mruknął trochę niezręcznie, ciesząc się, że Smark przeszedł zaraz do kwestii dwunogów - O kurde. Ja bym się na ich miejscu zbuntował masowo. W końcu wątpię, by nie byliby w stanie pokonać dwunogów - mruknął, nieco zdziwiony ich bezczynnością - A może lubią być popychani? Bheh, nie zrozumiem tego. A ten u nas wcale nie jest taki zły! Zaglądałeś do środka? Śmiesznie tam - rzucił z uśmiechem - Może udałoby się zrozumieć jak dwunożni nimi sterują!
Zasmarkana Łapa zrobił olbrzymie oczy, po czym zaczął panicznie kręcić łbem.
- J-ja się nie z-zbliżam do nich! N-nie wejde tam! Nigdy! - czarny zapłakał, dygocząc coraz bardziej, widocznie zestresowany tą wizją.
- Ej, ej, spokojnie - rzucił zaraz w odpowiedzi, lekko zestresowany - Żartowałem, dobrze? I na pewno nikt ci nie każe do nich wchodzić - dodał uspokajająco, chociaż sam osobiście miał zamiar dogłębniej potwora zwiedzić.
Byłego samotnika te słowa jednak nie uspokoiły. Zapłakany, wtulił się w futro Szepczącej Łapy, szukając w nim ukojenia. Raz po raz pociągał nosem, pozostawiając gluty na nowo poznanym koledze.
- B-boje się. P-pewnie b-będę do kitu wo-wojownikiem i mnie za-zabijecie... - wymamrotał, przełykając łzy.
- Ej chłopie, nikt cię nie będzie zabijał - zapewnił, klepiąc czarnego po plecach - No i wojownik nie jest jedynym zajęciem jakie możesz wykonywać - dodał, po czym zagryzł zęby, tworząc dosłownie moment przerwy na niezręczną ciszę - ...Smark? ... Osmarczasz mnie.
- P-przepraszam. - Uczeń pociągnął nosem, zaraz wycierając gluty w swoje futro. - A... A co jest poza wojownikiem? — zapytał zaciekawiony.
- Medyk i wieczna matka - odparł zaraz - i coś tam jeszcze mama mówiła o przewodnikach na moim mianowaniu, ale szczerze nie wiem jak to działa - przyznał, podczas gdy młodszy zrobił wielkie oczy.
- M-medyk? T-taki uzdrowiciel? O-oni grzebią zmarłych! J-ja bym chyba nie dał rady... A to d-drugie... przecież jestem kocurem... N-na wieczną matkę się nie n-nadaje... A czym jest ten przewodnik? - Zagadnął zainteresowany.
- Czemu niby nie, wystarczy się opiekować kociakami, nie trzeba ich rodzić - zdziwił się lilowy na odmowę w tej kwestii. Znaczy jasne, on by na matkę nie poszedł, komu by się chciało bachorami zajmować? Ale ten Smark to na takiego wyglądał. - A z tymi przewodnikami... uh, słyszałeś o tunelach pod ziemią u nas? No, to oni jakby, e.... znają je wszystkie? Chyba? I się nimi poruszają... i nie wiem. Chyba wchodzą w te bardziej niedostępne - Wytłumaczył jak umiał, bez większego entuzjazmu.
Zasmarkana Łapa zamrugał zaskoczony, otwierając i zamykając przez moment pysk.
- Och... B-brzmi strasznie. Myślisz, że pod z-ziemią są potwory? J-ja zwykle spałem w norkach i żadnego nie wi-widziałem. Mama mówi, że po-potwory nie istnieją, ale ja i tak się b-boję.
- O tak, taka Lew na przykład. Należy do gatunku Lwistych, jednak zamieszkujących powierzchnię. Nie daje sobie jednak powiedzieć, że nie należy do rodzaju kociego, a kreciego. Strasznie ciężko przemówić jej do rozsądku w tej kwestii - pokręcił smutno głową - A w tunelach nic podobno nie ma. Może tylko dżdżownice. Chcesz sprawdzić?
Kiedy czarny usłyszał imię kotki, poderwał szybko łeb i zaczął rozglądać się, jakby ta właśnie znajdowała się w okolicy. Nie wyglądał przy tym na przestraszonego, a bardzo zaciekawionego, na co lilowy musiał powstrzymać wywrócenie oczu. Eh, co oni z tą Lew mają?
- Mi wydaje się kotem - skomentował jego słowa, zbierając się na łapy. - W sumie... Chętnie sprawdzę. M-może lepiej mi tam p-pójdzie niż na górzę.
- O! Chcesz teraz? Dajesz, wiem gdzie jest jedno wejście - Szept poderwał się na równe łapy - A co do Lew, to wszyscy chyba macie problemy ze wzrokiem. - mruknął marudnie, chcąc iść do wyjścia z obozu.
- Cz-czemu? Jest... ładna - przyznał pesząc się i patrząc wszędzie byle nie na swojego kolegę. - T-to chodźmy. P-pokaż mi t-to wejście - poprosił, kierując za nim kroki niczym kocię za swoją matką.
- Ładna to jest moja wylizana dupa i tęcza na niebie, a Lew przy nich ze swoim zepsuciem to ryje mordą po ziemi. - Rzucił, niemal wznosząc oczy ku niebu, nie patrząc wcale na Smarka. - Się wie - rzekł jeszcze luźno na ostatnie zdanie, dreptając poza obóz.
- W-wcale nie... - pisnął cichutko młodszy. Rzucał liliowemu raz po raz niepewne spojrzenia, kiedy tak za nim dreptał. Praktycznie wchodził mu na ogon, jakby bojąc się, że zaraz zniknie i go tu zostawi.
- Tak, tak, jasne - rzucił od niechcenia, już przeciskając się na zewnątrz.
。·◦⌟‒▾♞▾‒⌞◦· 。
Czarny zbliżył się i ostrożnie zajrzał do nory.
- Wy-wydaje się przytulna - ocenił ją, węsząc. - Nie cz-czuje zapachu zwierząt.
- No, bo nie wyczujesz! To my tam mamy wleźć. A jak tam się znajdzie jakiegoś królika, to tylko dodatkowe jedzenie, nie? - rzucił z luźnym tonem. - To jak? Panie przodem? - Tu wskazał łapą na dziurę, zachęcając Smarka żeby zszedł jako pierwszy. Nie robiło mu to większej różnicy kto będzie prowadzić, ale może da czarnemu tą szansę?
<Smark?>
[1256 słów]
[1256 słów]
[Przyznano 25%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz