Jest zimno. Nawet bardzo. Nie mam pojęcia dlaczego, ale ziemia zmieniła kolor na…biały,
lub porosła jakimś dziwnym, białym mchem. Nie wiem co o tym myśleć. Moja matka, jak co dzień,
gdzieś zniknęła; ostatnio, odkąd nauczyłem się chodzić, codziennie znika, ale…jak na razie, zawsze
wraca.
Idę przez las, nieopodal miejsca, gdzie mieściło się nasze legowisko. Powinienem był zostać,
tam przynajmniej było trochę cieplej, ale nie mogłem już dłużej wytrzymać – jestem głodny. Nie
mam pojęcia o zdobywaniu pożywienia, wiem tylko, że matka zawsze gdy szła do lasu, wracała ze
zwierzyną. Oczywiście nie dla mnie, ale jednak. Jeśli chcę przeżyć, i ja muszę się tego nauczyć.
Tak więc teraz skradałem się po tym podejrzanym „białym mchu”, i wypatrywałem
zwierzyny. Ją trzeba złapać? Sama przyjdzie? A może trzeba złożyć jakąś ofiarę…? Nagle usłyszałem
cichy dźwięk łamanej gałązki. Zamarłem. Odwróciłem się powili, i wtedy dostrzegłem małe, szare
stworzonko – mysz. Stała pod drzewem, jakby nigdy nic. W porównaniu z tą zwierzyną, którą
czasem przynosiła Żuczka, ta mysz była jakaś…inna. Dziwna. Ona…ruszała się. To dobrze?
Teraz moja kolej. Powoli zrobiłem kilka kroków w jej stronę, ale wtedy mysz dostrzegła mnie
i szybko dała nura w norkę pod drzewem. Mogłem się tego spodziewać. Okazuje się, że łapanie
zwierzyny jednak nie jest takie proste. Co więcej – jest trudne. Ta mysz była zdecydowanie szybsza
ode mnie. To było oczywiste, że nie dam rady…ale jedno nie daje mi spokoju – jakim cudem w
takim razie moja matka to potrafi? Jest, jak wiadomo, kocicą w średnim wieku ze zmarnowanym
życiem i zdeptanymi marzeniami, więc mogłem się spodziewać, że mimo licznych wad ma również
ukryte talenty. Wielu rzeczy mogłem się spodziewać. Ale tego nie zrobiłem.
Wtedy dostrzegłem coś…innego. Po jednym z pni drzew, spacerował mały, granatowy,
błyszczący od słońca…żuk. Był dość powolny. Podszedłem ostrożnie do pnia. Nadal jestem głodny.
Chwila… Zwierzyna to zwierzyna, prawda? Tak. Dokładnie tak jest. Otworzyłem pysk i już miałem
upolować swoją pierwszą zwierzynę, kiedy…
Niespodziewanie, poczułem, że przewracam się na ziemię, a jedno uderzenie serca później,
nade mną stał jakiś biały kocur…przepraszam, kociak, i patrzy na mnie tym samym wzrokiem, co
matka – ciężko to określić, ale jest to mieszanka…czystej nienawiści z nutą…nienawiści. Tak.
- To twoja wina! – syknął ostro, ten biały. – Przez ciebie straciłem cały dzień!
Nie wiem, o co temu kociakowi chodzi. Biały wydaje się z jakiegoś nieznanego mi powodu
wyprowadzony z równowagi, może nawet…zły. Nadal jestem głodny.
***
Stał teraz naprzeciwko mnie. Ja siedziałem na ziemi, bo nie uznałem za odpowiednie wstać.
Stanie przed kimś to wyraz szacunku, a ja nie szanują kocu…kociaków, które zupełnie bez powodu
płoszą mi zwierzynę i obwiniają za jakieś niestworzone rzeczy. Tak to jest być obrażonym? Matka
ciągle taka jest.
- Jestem Szczypiorek. – miałknąłem, patrząc prosto w jego brązowe oczy. – Poluję.
Śnieżna Łapa zamarł na chwilę.
- Samotnikom nie wolno polować na terenach Klanów. – widać, że ledwo powstrzymywał się od
ponownego przygwożdżenia mnie do ziemi.
- Ja nie jestem „samotnikiem” – odparłem, spokojnym tonem. Nie wiem co to znaczy „samotnik”,
ale podczas mojego krótkiego życia nauczyłem się, że nie wolno okazywać słabości. – Jestem
Szczypiorek. Poza tym, to twoje „terytorium” to kwestia dość względna. Terytorium należy do
kogoś, jeśli uzna tak odpowiednia ilość osób. Ja uznaję, że to jest moje. I co mi zrobisz, kociaku?
Czy to było…bezczelne? Nie jestem pewien, aczkolwiek widzę, że moje dość ostre słowa wywarły
pewien efekt. Śnieżna Łapa spojrzał na mnie wrogo i wysunął pazury. Pozostałem niewzruszony,
choć wydaje mi się, że powinienem był się przestraszyć. Powinienem był?
- Nie jestem kociakiem! – warknął, dość piskliwie, jak na mój gust. – Jestem uczniem! Jestem
starszy od ciebie!
- Nie wiem, co to jest to „uczeń”, ale jak tam sobie chcesz. Przepłoszyłeś mi zwierzynę. Jestem
obrażony. Tak myślę. Przynajmniej wydaje mi się, że powinienem być. – odparłem, spokojnie.
Śnieżna Łapa rozejrzał się dookoła. Jego postawa stała się mniej wroga.
- Jaką „zwierzynę”? – miałknoł, zdziwiony „Uczeń Śnieżna Łapa” (tak ma na imię, prawda?). – Jest
pora nagich drzew, zwierzyna tak sobie po prostu nie biega po lesie… W ogóle nie biega.
Zamrugałem, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
- Żuk. – stwierdziłem beznamiętnie.
- Co? – spytał, biały kocu…kociak.
- Żuk. To zwierzyna.
- Żuk…to nie zwierzyna.
- A właśnie że tak.
- Jesz…żuki?
- Nie jem.
- Aha.
- Bo mi je przepłoszyłeś. Jestem obrażony.
- Jesteś…dziwny.
- Jestem obrażony.
Uczeń Śnieżna Łapa spojrzał na mnie, tak jak matka wtedy, gdy powiedziałem jej, że gdyby
las płonął, ona jako jedna z pierwszych by zginęła, bo ma długie futro i by się zajęła ogniem. I
dodałem, że jeśli jednak by przeżyła pożar, to już podczas następnego nie miałaby problemu, bo już
by nie miała futra. To ma sens, prawda? Nie wiem, dlaczego nikt tego nie rozumie.
Uczeń Śnieżna Łapa stał przede mną i wyglądał, jak matka, wtedy gdy…to znaczy, jakby
chciał coś powiedzieć. Po chwili wahania powiedział.
- Wiesz…mogę cię nauczyć…polować na prawdziwą zwierzynę. – biały zamarł. Wyglądał, tak jak
moja matka nigdy nie wyglądała – jakby żałował tego co powiedział i chciał się wycofać. Uczeń
Śnieżna Łapa, zdziwiony swoimi słowami, zaczął mówić.
- To znaczy… Nie, to zły pomysł… Ja nie…
Postanowiłem interweniować.
- Dobrze. Nauczysz mnie.
Odwróciłem się i zniknąłem między drzewami, zostawiając Ucznia Śnieżną Łapę w osłupieniu.
Dlaczego to zrobiłem? Ponieważ ten kociak wydaje się znać na zwyczajach normalnych kotów i ich
zachowaniach, a do tego zna różne intrygujące terminy, na przykład „Klan”, albo „Samotnicy”.
Muszę się wszystkiego nauczyć. Z moją matką nie ma na to szans. A do tego…matka nie ma
śnieżnobiałego futra. Ani czarnych uszu. Nie ma też brązowych oczu. I nie jest kociakiem. To znaczy
fizycznie. Umysłowo to inna sprawa. To było niemiłe. Chyba. Uczeń Śnieżna Łapa może i jest
drugim kotem jakiego poznałem w moim krótkim życiu, ale jak na razie jest chyba całkiem…dobry.
Tak się mówi? Jestem głodny.
<Śnieżna Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz