*Przed chorobą Jarząb, Pora Nagich Drzew*
Odkąd Sówka zabiła Świt minęło sporo czasu i od tamtej pory Fretka zachowuje się wobec Sówki jeszcze gorzej niż wcześniej. Bardziej nią gardziła i była zauważalnie bardziej wredna. Czekoladowa nie wiedziała dlaczego tak jest. Przecież nic złego nie zrobiła. No może nie licząc takich trochę ucieczek z obozu, czy nie wykonywania obowiązków, ale to tylko małe przewinienia, które nie powinny mieć wielkich konsekwencji. Sówka zauważyła, że zastępczyni tylko ją tak traktuje, co było jeszcze bardziej podejrzane. Postanowiła więc się tego dowiedzieć.
- Może ty jej coś zrobiłaś? - zapytała Jarząb, dokańczając ich rozmowę.
- No właśnie nie! Nie chcę, by ktoś mnie mieszał z błotem - powiedziała. Jarząb spojrzała na córkę, próbując wymyśleć jakieś wyjście z tej sytuacji. Nastała chwila ciszy.
- Musisz wziąć pod uwagę, że Fretka jest specyficzną osobą, w sensie nie dokońca miłą - mruknęła albinoska i spojrzała na liliową, która właśnie w tym momencie syczała na jakiegoś kota. Czekoladowa to rozumiała, ale i tak nie wyjaśniło to zachowania Fretki.
- Może z nią porozmawiaj?
- To super pomysł i już nawet mam plan... - miauknęła cicho - Dziękuję mamo! Kocham cię - powiedziała głośniej, wstając i biegnąc na środek obozu. Jej plan był prosty, wystarczyło tylko zaciągnąć Fretkę na patrol i porozmawiać sam na sam. "Tak będzie lepiej, niż w obozie pełnym kotów" - pomyślała i ruszyła w stronę zastępczyni. Ta siedziała przy stosie zwierzyny, a gdy zauważyła młodą kotkę, od razu zjeżyła sierść. - Czego chcesz? - warknęła, a jej brązowe oczy płonęły gniewem. Sówka lekko się odsunęła.
- Pomyślałam, że może wyszlibyśmy na patrol? Mamy mało zwierzyny - przypomniała i pokazała stos znajdujący się dokładnie obok - I wiesz, jesteś bardziej doświadczona niż ja, mogłabyś mnie jeszcze czegoś nauczyć, w końcu nie jestem taka mądra jak ty, a jako zwiadowca z tym zezem to niekoniecznie - miauknęła.
- Od nauki miałaś mentora, nawet dwóch - syknęła - Daj mi spokój - powiedziała Fretka i zaczęła wstawać. Plan czekoladowej wisiał na włosku.
- Nie, poczekaj - powiedziała szybko, stając przed liliową - Proszę, możesz ze mną pójść?
Zastępczyni jeszcze raz spojrzała na nią i na stos, na którym znajdowała się jedną, marna mysz. Westchnęła cicho.
- Idę tylko dlatego, że nie mamy jedzenia.
Sówka uradowana pobiegła za starszą kotką, która była już prawie przy wyjściu z obozu.
***
Nic nie udało im się znaleźć, oprócz kolejnej małej myszki. Pogoda była w miarę dobra, lecz zimne powietrze i śnieg nie dawały zapomnieć o Porze Nagich Drzew. Miały już wracać do obozu, więc Sówka postanowiła wypytać Fretkę o to wszystko.
- Fretko, mogę cię o coś spytać? - zapytała. Liliowa nic nie odpowiedziała, więc czekoladowa uznała, że dostała zgodę.
- Bo wiesz... Odkąd Świt umarła - zaczęła, a liliowa się zatrzymała - Jesteś dla mnie bardzo wredna i niemiła. Nic tobie nie zrobiłam.
- Nic nie muszę ci mówić - odparła i poszła dalej. Sówka pobiegła za nią, mając nadzieję, że jednak się czegoś dowie.
- To dlaczego jesteś taka wredna?
Fretka nic nie odpowiedziała. Czekoladowa powoli traciła cierpliwość. Znowu zaczęła pytać liliową, niestety bez skutku. Cierpliwość młodszej kotki się już wyczerpała.
- To dlaczego? - zapytała nieco ostrzej niż zamierzała - Nic nie zrobiłam!
Dochodziły już do obozu, a gdy Sówka wypowiadała ostatnie słowa, Fretka znikała już w tunelu, więc nie usłyszała. Czekoladowa syknęła coś cicho i poszła za starszą do obozu.
***
*Chwila po zachorowaniu Jarząb
Uwaga trochę krwi*
*Chwila po zachorowaniu Jarząb
Uwaga trochę krwi*
Dużo kotów chorowało. Pora Nagich Drzew przyniosła ze sobą dużo chorób. Sówka powoli szła do legowiska Witki. Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo. Jej matka była chora na starszą chorobę. Zawsze jak ją widziała, ta kaszlała czerwoną mazią. Nie mogła znieść widoku Jarząb w tym stanie, ale nie mogła jej zostawić, zwłaszcza teraz. Przekroczyła próg legowiska i przywitała się z Witką. Rozejrzała się po legowisku i zobaczyła swoją matkę. Leżała na legowisku z mchu, a na widok Sówki lekko się uśmiechnęła. Była słabsza niż czekoladowa zapamiętała. Przełknęła głośno ślinę i usiadła przy matce. Stan Jarząb się pogarszał tak jak każdego innego chorego. To było straszne.
- Może teraz ja ci poopowiadam o gwiazdach? - zapytała cicho. Wiedziała, że albinoska to uwielbia, a teraz najważniejsze było to, by była zadowolona. Czekoladowa zaczęła więc swoją opowieść. Przerwał jej jednak kaszel albinoski. Z jej gardła wydobyła się krew, zostawiając czerwony ślad na ziemi. Sówka zadrżała. Nie. To nie mogła być prawda, to musiał być sen. Czekoladowa tak bardzo chciała w to wierzyć, tak bardzo chciała, by to wszystko było nieprawdą. Witka szybko podbiegła do starszej kotki i zaczęła dawać jej jakieś zioła. Sówka z bólem patrzyła na to wszystko. Poczuła, jak serce jej się rozsypuje na tysiąc małych kawałeczków. Przecież nie tak dawno umarł Żbik, Mniszek nie wrócił, Jarząb nie mogła jej też zostawić. Może to przez tą ich Wszechmatkę? Może to ona tak wszystko psuje? Sówka przysunęła się trochę do matki i położyła się obok niej. Jarząb wystraszonym spojrzeniem ogarniała wszystko dookoła. Kaszel na chwilę dał jej spokój, tylko po to, by znowu uderzyć ze zdwojoną siłą. Na ziemi zrobiła się większa kałuża krwi. Witka musiała pobiec do innego chorego, więc Sówka postanowiła jakoś się pozbyć mazi z ziemi. Wzięła kawałek mchu i położyła na samym środku kałuży. Mech wchłoną trochę krwi, ale było to niewiele.
- Sówko? Chodź, musisz pójść na patrol! - usłyszała czyiś głos.
- Zaraz będę - powiedziała. Chciała pójść jeszcze do Witki. Ominęła kałuże z krwi i stanęła przed medyczką.
- Witko? Czy z Jarząb będzie wszystko dobrze...? - zapytała cicho.
- Wiesz... - zaczęła Witka. Po chwili starsza kotka zaczęła mówić jakieś kompletnie bez sensu rzeczy. Sówka nie wiedziała, o co jej chodzi, ale po chwili domyśliła się, co oznaczają jej aluzje.
- Ona już... - zapytała cicho, na co liliowa pokiwała głową. Sówka zamarła. W jej oczach pojawiły się łzy, które szybko zaczęły spływać po jej policzku. Niby wiedziała, że tak będzie, ale wierzyła, że jednak wszystko będzie dobrze. Łapy zaczęły jej się trząść, a oczy zaszły mgłą. By utrzymać równowagę, wbiła pazury w ziemię. Witka coś jeszcze mówiła, ale słowa nie docierały do czekoladowej. Właśnie potwierdzono jej największe obawy. Jej matka umierała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz