Słabe światło słoneczne wpadało przez gałęzie otaczające żłobek, budząc przez to znajdujących się w środku mieszkańców. Mak otworzyła oczy i przysunęła się bliżej Alby. Szylkretowa kotka polizała swojego kociaka po głowie i na dobre rozpoczęcie dnia, zaczęła śpiewać ulubioną piosenkę Ananasika:
- Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko. Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko. Sikoreczka, Sikoreczka wleciała przez okienko…
Każdy z kociaków na dźwięk piosenki lekko się podniósł, a Ananasik wręcz podskoczył z radości. Zaczął śpiewać z mamą.
— I znalazła melasowe cukiereczki - zaśpiewali razem, budząc przy tym Jadowitą Żmiję, nową karmicielkę.
- Możecie być cicho? Ja tu próbuję spać! - usłyszeli głos czarnej kotki. Mak lekko się skuliła, w obawie, że ta zaraz przyjdzie i im coś zrobi. Do tego jednak nie doszło, a Alba i Ananasik zaczęli śpiewać trochę ciszej. Po chwili dołączyła się do nich Naparstnica. Liliowa słuchała jak zaczarowana, nie ruszając się i nie wydając żadnego dźwięku. W końcu piosenka dobiegła końca i przeszli do normalnego poranka, takiego jak zawsze. W pewnym momencie Alba jednak zauważyła ojca kociąt. Gęsi Wrzask chodził po obozie. Mak na jego widok zjeżyła sierść. Bała się ojca tak bardzo! Szylkretowa jednak tego nie zauważyła i szybko podeszła do swojego partnera. Zaczęli rozmawiać, a kociaki zebrały się obok siebie.
- Jak myślicie, o czym rozmawiają? - zapytała Naparstnica.
- Ja nie chcę b-by w ogóle r-rozmawiali! - pisnęła przerażona Mak - Może o-on chce c-coś zrobić złego, na p-przykład znowu na nas nakrzyczeć?
Ananasik zgodził się z siostrą skinięciem głowy. Hortensja chciała coś powiedzieć, ale właśnie wtedy do żłobka weszła Alba, a za nią Gęsi Wrzask.
- Serduszka, ja idę z tatusiem na spacerek! Niedługo wrócę - oznajmiła karmicielka. Liliowa spojrzała na ojca z przerażeniem w oczach. Bała się, że coś złego się stanie, że on coś złego zrobi, tylko jeszcze nie wiedziała co.
***
Dzień mijał spokojnie. Alba cały czas nie wracała, co tylko jeszcze bardziej martwiło Mak.
- Chodź Raczku! Pobaw się z nami - krzyczała Naparstnica, bawiąc się małą kulką mchu. Mak odwróciła się w stronę siostry i właśnie wtedy do legowiska weszła jakaś kotka. Była dość wysoka i miała białą sierść w bure łaty. Niebieskie oczy powoli przemieszczały się z kociaka na kociaka, wywołując nieprzyjemny dreszcz, przynajmniej u Mak. Na pysku miała dużą bliznę, która jeszcze bardziej przerażała kociaka. Mak odsunęła się od wyjścia ze żłobka i szybko pobiegła za Naparstnice. Kociaki stały w bezruchu. W końcu Ananasik postanowił się odezwać:
- Dzień dobry! - powiedział jak zwykle bardzo kulturalnie - Jestem Ananasik, a to moje siostry. Kim pani jest?
- Cześć maluchy, jestem Bieliczne Pióro - przedstawiła się, wchodząc do legowiska. Liliowa lekko się uspokoiła. Kotka brzmiała o wiele bardziej przyjaźnie od ich ojca, lub większości Klanu Wilka.
- A w-wiesz może gdzie n-nasza mama? - zapytała cicho Mak, przełamując barierę, jaką było odezwanie się do nieznajomego.
<Bieliczne Pióro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz