Gapił się na Aksamitkę z pogardą w lśniących oczach. Chudy, śpiący cień dawnej jej, czasami na krótkie chwile podnoszący się do kaszlu. Pamiętał, co się działo, gdy kotka była liderką i jakie okropnie głupie imię był zmuszony nosić. W sumie nie tylko on.
— Myślisz, że trafi do Klanu Gwiazdy? — zapytał cicho widocznie nieco zmieszaną tym pytaniem Czereśniową Gałązkę.
— Ta decyzja należy do gwiezdnych i ich oceny. Nic nie jest pewne — odparła, bijąc o ziemię ogonem. — Może kiedyś się dowiemy.
Naprawdę był tego ciekawy. Kotka przecież zrobiła sporo złego, nawet jeśli "nie chciała" i było to uwarunkowane jej głupotą. Macie małą zagwozdkę, co? — zapytał w myślach Klan Gwiazdy, na chwilę lekko się uśmiechając. Spostrzegł, że po mocniejszym napadzie kaszlu Aksamitna Chmurka obudziła się. Kotka przeciągnęła się leniwie w swoim legowisku, a podczas jej oddechów można było usłyszeć miarowe charczenie.
— Przyniósłbyś jagody jałowca? — spytała go Czereśnia, co go trochę zdezorientowało. Że co? — Niewielkie, granatowe jagody. Leżą blisko wejścia. Tylko nie pomyl ich z wilczymi jagodami! To ttrucizna, podobna.
Trucizna? Zaintrygowało go to. Skinął medyczce głową i przeszedł drogę do legowiska medyka. Cóż... I tak nie dawał temu ścierwu więcej niż pół księżyca. Skrzywdziła Klan Klifu, to nikt się nie obrazi, jeżeli nieco przyspieszy ten proces. Minął to, co widocznie Czereśnia miała na myśli i poszedł na sam tył legowiska. Dobrze znał już jagody cisu, którymi straszył go kiedyś Kania. Wywnioskował po tym, że leżące zaraz obok nich, wysuszone, ciemnoniebieskie, połyskujące owoce to wspomniane przez łaciatą wilcze jagody. Przysiadł obok nich. Obserwował je, przejeżdżając po jednej zaciekawiony łapą. Takie maleństwo może zrobić taką krzywdę?
Odwrócił się i natychmiast puścił owoc, gdy usłyszał "Hę?", które zdecydowanie wyszło z pyska stojącej w progu Czereśniowej Gałązki.
— Zostaw! To wilcze jagody! — rzuciła się w jego stronę, ale brązowy już odsunął się od nich jak oparzony. — Jałowiec był tutaj!
— M-musiałem przeoczyć — jąkał się, złapany na gorącym uczynku. — Nie wiedziałem...
— Dobrze, że przyszłam i nic nie zdążyło się stać... Gdybyś zjadł chociaż jedną, mógłbyś umrzeć — mówiła kotka, widocznie zaniepokojona. Zestresowany nieco Judaszowiec oblizywał nerwowo pysk.
— Nie wiedziałem — powtórzył, zaciskając zęby.
— Muszę być bardziej ostrożna... — mruknęła i uśmiechnęła się tępo w jego stronę. — Spokojnie, wierzę, że nie miałeś złych zamiarów. Dotknąłeś którejś?
— Tak — odparł.
— Przemyj łapy wodą, gdy będziesz miał okazję... Nie chcesz tego zlizać. — Czereśniowa Gałązka chwyciła parę jałowcowych jagód i ruszyła z powrotem do więźnia, a uczeń za nią.
— Co by się właściwie stało, gdyby ktoś tamto... zjadł? Oprócz śmierci, oczywiście — zapytał szeptem.
— Nieciekawe rzeczy. Ta trutka mocno wpływa na mózg kota. Stałby się pobudzony, później wpadł w szał, zacząłby bełkotać, mieć duszności... Ehh, lepiej za dużo nie mówić — pokręciła zrezygnowana głową Czereśniowa Gałązka. Dla Judaszowca to było jednak fascynujące. Coś tak małego może kogoś tak zmienić? Jakim cudem? — Natomiast jałowiec — kontynuowała, chociaż jej nie prosił — działa właściwie odwrotnie. Uspokaja, pomaga z oddechem i brzuchem. Ważne, przydatne zioło — skwitowała, dochodząc do Aksamitki. Kocur został w wejściu, nie chcąc się do chorej zbliżać. — Przyniosłam ci zioła na ukojenie.
Czekoladowy obserwował, jak medyczka podaje kocicy leki, które ta posłusznie i ospale zlizała i zjadła.
— A ty co? — usiadł obok niego niespodziewanie Przyczajona Kania. Kocurek skłonił mu lekko łeb.
— Ja? Nic — mruknął, spoglądając raz jeszcze na medyczkę. — Oglądam.
— Zabawne. Chodź, patrol czeka. Koperkowe Wzgórze nie obrazi się, gdy dołączy do niego ktoś jeszcze.
Judaszowcowa Łapa westchnął. Niechętnie podszedł do grupy kotów i wyruszył z nimi w las.
[trening medyka; 557 słów; opisywanie chorych]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz