przed śmiercią Winogrono
Starała się pilnie trenować. To, czy jej to wychodziło, pozostawało nierozstrzygniętą kwestią. Z jednej strony uznać można było, że robiła postępy. Jej samej za to wydawało się, iż stoi w miejscu ze swoimi umiejętnościami i w aktualnym tempie swojej nauki, trening skończy za co najmniej dobrych kilka księżyców. Zdążyła się już nasłuchać, że od stróża nie będą wymagać nie wiadomo jak niesamowitych zdolności. Przez to poczęła rozważać, czy skoro ta ranga nie brzmi tak majestatycznie jak wojownik bądź zwiadowca, to czy jej rola w przyszłości nie przyniesie rodzinie wstydu? Presja narastała z uwagi na pozycję jej ojca. Córka lidera miałaby być skończonym nieudacznikiem? Niedorzeczność.
Poza tym borykała się od pewnego czasu z bólem w okolicach kręgosłupa. Niektóre poranki były dla niej wyjątkowo ciężkie. Nie mogła rozprostować łap, miała problemy ze stawianiem kroków, a rodzeństwo twierdziło, że wyglądała sztywno. Choć Malinek dosyć często sugerował jej bycie drętwą, więc jego słowom nie do końca ufała.Starała się z tego powodu ograniczyć bieganie, bowiem czuła, że przy tym, z czym się boryka, mogłoby to tylko pogorszyć sprawę. Może to kwestia dorastania? Jej kości się wydłużają, ciało nabiera masy i mięśni... Jak dorośnie, na pewno te problemy miną.
— Gracjo, skończże już śnić na jawie, nasz patrol na nas czeka. — Winogrono stanęła przed nią, marszcząc z niezadowoleniem nos. — Pora się zabrać do pracy.
Czekoladowa przytaknęła, gryząc się w język, by pohamować pisk bólu przy pierwszym kroku. Jak zbyt długo tkwiła w bezruchu, to tak się właśnie działo.
Przy wyjściu z obozowiska czekały na nich dwa koty. Jednym z nich był już znany jej wojownik, Przebiśnieg. Za to drugiej osobniczki jeszcze z imienia nie znała. Kojarzyła ją z widoku, bo nieraz mijały się w obozie, ale poza tym nic o niej nie wiedziała.
— Z Przebiśniegiem już raz byliśmy na patrolu, a Sówka to zwiadowca, więc przyda nam się różnorodność w grupie. Przy okazji możesz przyjrzeć się pracy innych stanowisk — poleciła jej mentorka, jakby czytając jej w myślach.
Szylkretka tylko pokiwała głową, ruszając niespiesznie za kotami. Nie chciałaby być ani jednym, ani drugim, ale zapewne rzeczywiście było warto nabyć trochę nowej wiedzy.
W pewnym momencie ich spokojne tempo zmieniło się w żwawszy trucht. Starała się nie krzywić za każdym razem, gdy zbyt rozkraczanie postawiła łapę, a kości w jej ciele poczynały boleć.
Dotarli na miejsce. Kocur i jej mentorka na moment odeszli na bok, a ona, nie będąc pewna, co ma ze sobą teraz zrobić, zaczerpnęła wpierw głębokiego oddechu.
Pora skończyć z byciem odludkiem. Nadeszła idealna pora, aby poznać kogokolwiek lepiej.
Odchrząknęła, próbując przełamać się do zaczęcia rozmowy. Sukcesem było już zwrócenie uwagi zwiadowczyni.
— Czy mogłabyś opowiedzieć mi trochę więcej o swojej pracy? — zagadnęła czekoladowa. — Wiem mniej więcej, na czym polega, ale chętnie usłyszałbym o szczegółach — oświadczyła, uśmiechając się przyjaźnie.
Poduszki jej łap mrowiły ją od stresu, ale uparcie powtarzała sobie, że jako córka lidera musi się godnie prezentować.
— No pewnie! — odparła na tyle pogodnie, by uspokoić oddech Gracji. — Ogółem, czy jakieś konkrety?
— Przede wszystkim to, co wyróżnia rolę zwiadowcy od stróża. Polować wiem, że uczysz się jak każdy, ale tak poza tym jak wyglądał twój trening? — spytała.
<Sówko?>
[525 słów]
[525 słów]
[Przyznano 11%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz