Dysząc, otworzyła oczy. Mimo bólu z rana od razu się podniosła, wzrokiem ogarniając otoczenie dookoła. "Kolejny koszmar" – pomyślała, a po chwili przeszedł ją ten nieprzyjemny dreszcz. Zamknęła na chwilę oczy, chcąc się uspokoić. Powoli uspokajała oddech, lecz wtedy coś usłyszała. Otworzyła oczy, a sierść na karku sama jej się odrobinę podniosła. Spojrzała w stronę wyjścia z legowiska. Wtedy ją zobaczyła.
– K-Kaczka? – odezwała się mimowolnie.
– Witaj – mruknęła wojowniczka, napięcie wchodząc do środka legowiska. – Brakuje nam jednej osoby w patrolu – wyjaśniła Kaczka. Sówka spojrzała w jej oczy. Nie były tak czułe jak widziała w swoim śnie. Wręcz przeciwnie, było widać w nich pewien rodzaj zdenerwowania, a samo zachowanie Kaczki wskazywało na to, że nie czuła się komfortowo w legowisku swojej "partnerki". Pewnie reszta patrolu wysłała akurat ją do załatwienia tej sprawy.
– Co z Gruszką i Pieczarką? To ich zadanie – zauważyła cicho czekoladowa, rozczarowana odwracając wzrok, nie mogąc wyrzucić z głowy obrazu ze snu.
– Nie możemy ich znaleźć. Mogłabyś kogoś wyznaczyć? – pospieszała Kaczka.
– Mogłabyś chwilę poczekać? – zapytała Sówka, znów spoglądając w stronę wojowniczki.
– Mam obowiązki.
– Chciałabym z tobą porozmawiać – mruknęła przywódczyni i powoli wstała. Kaczka nie odezwała się, jednak było widać, że się stresuje.
– To rozkaz, czy prośba matki moich kociąt? – zapytała ironicznie.
– Rozkaz.
– W takim razie przyjdę po moim patrolu droga liderko. Mam obowiązki – oznajmiła Kaczka. Sówka jednak nie miała zamiaru dać za wygraną, o czym wojowniczka doskonale wiedziała.
– Moje rozkazy są ważniejsze niż rozkazy moich zastępców – przypomniała z przekąsem, na co Kaczka tylko syknęła coś cicho. – Ale skoro tak bardzo chcesz pójść na patrol, możemy porozmawiać w jego trakcie – stwierdziła Sówka. – Dajcie mi chwilę. Zaraz do was zejdę – powiedziała. W głębi już karciła się za ten pomysł. W końcu było widać, że Kaczka nie chce z nią rozmawiać, a ona na siłę na to naciskała. Już wiedziała, że rozmowa ta pójdzie na straty, podobnie jak niektóre z jej obolałych kości. Jednak sama Kaczka też powinna się tego spodziewać.
***
– Ruszamy – oznajmił Żagnica, który to prowadził patrol i wszyscy razem wyszli z obozu. Sówka szła w ciszy, przyglądając się co jakiś czas Kaczce. Próbowała w głowie ustalić sobie jakikolwiek plan rozmowy. Cokolwiek, co pomogłoby doprowadzić to wszystko do końca, bez krzyków w trakcie. Zanim jednak zdążyła wymyślić odpowiedni plan działania, Żagnica się zatrzymał.
– Zostańmy tu i nie rozdzielajmy się – zaproponował. – Ostatnio było słychać o jakiś problemach w lesie – zauważył i spojrzał na Sówkę, czekając na jej aprobatę. Ta położyła uszy po sobie, zdając sobie sprawę, że nie da rady porozmawiać z Kaczką. Nie chciała się kłócić z Żagnicą. Nie lubiła go, jednak wiedziała, że byłaby w stanie rzucić mu się do gardła, gdyby zbyt wyprowadził ją z równowagi. Dlatego tylko kiwnęła głową, kątem oka spoglądając na stojąca obok burą wojowniczkę.
***
Siedziała przy drzewie z tabliczkami, wbijając w nie pusty wzrok. Nie zdążyła porozmawiać z Kaczką, co dosyć ją przybiło. Bała się, że nie będzie w stanie zrobić tego w ciągu kolejnych kilku dni. Przecież obie miały swoje obowiązki, a przez te kilka księżyców odsunęły się od siebie na tyle, że godziny ich wykonywanych obowiązków w pełni przestały się ze sobą pokrywać. Westchnęła cicho i podnosiła się. Mimo zmęczenia uznała, że zrobi sobie mały spacer. Potrzebowała tego zanim wróci do obozu pełnego obowiązków i zmartwień. Dlatego nie myśląc zbyt wiele ruszyła przed siebie, dalej siedząc w swojej głowie. Mijała drzewa i krzewy. Las o tej porze był pusty i... Naprawdę piękny. Sówka oglądała z zachwytem kolorowe liście, czego nie robiła od księżyców. Niektóre z nich zabierała ze sobą, chcąc zanieść je do drzewa z tabliczkami. Dokładnie jak za dawnych czasów. Uśmiechnęła się lekko. Jakie to było zabawne, że po takim czasie mogła poczuć się dokładnie jak kiedyś. Tak gdyby nic się nie zmieniło. Zamknęła ma chwilę oczy, wyobrażając sobie siebie za młodu. Zbierałaby liście dla mamy i Mniszka, nie przejmując się swoimi bezmyślnymi pomysłami. Rozmarzony uśmiech znów pojawił się na jej pysku. "To były czasy!" – pomyślała i otworzyła oczy. Rozejrzała się dookoła i skręciła w bok, znów bawiąc się w kolorowych liściach. Właśnie takiego spaceru jej brakowało! Beztroskiego. Z uśmiechem na pysku, czego nie robiła od tak dawna.
Ostry zapach doleciał do jej nozdrzy. Od razu się zatrzymała, czując jak paraliżuje ją strach. Znała ten odór aż za dobrze. Wszystkie jej wspomnienia nagle zniknęły, tak samo jak uśmiech z jej pyska. Zamiast wyobrażenia o Mniszku i Jarząb pojawiła się przed nią sylwetka Żagnicy i jego słowa. "Jakieś problemy w lesie". To były te problemy. Lecz nikt jeszcze tego nie potwierdził. Do teraz. Przełknęła głośniej ślinę i wtedy zza krzaków wychyliła się wielka sylwetka bestii. Czarno-biały potwór powoli chodził dookoła, aż nie zauważył przerażonej Sówki. Serce podeszło jej do gardła na widok borsuka. Tak strasznie się ich bała, że nie potrafiła nic zrobić. Łapy, jakby trzymane jakąś siłą, nie chciały się ruszyć, choć mózg dawał rozkazy do ucieczki. Oddech sam jej przyspieszył, a gardło ścisnęło się, jakby już poczuło na sobie potężną łapę bestii. Wszystkie jej myśli skupiły się na borsuku, odcinając ją od rzeczywistości. Wtedy borsuk zaatakował.
***
*Tw: trochę krwi*
Słyszała urywki słów. Czyjeś głosy, krzyki, lecz jej umysł nie był w stanie zidentyfikować, do kogo należały, a co ważniejsze - co tak właściwie się działo. Przed oczami widziała tylko pustkę, jakby otaczała ją ciemność. Czuła za to niewyobrażalny ból, podobny do tego zadanego przez sępa. Chciała się podnieść, lecz nie miała sił. Wszystko było za ciężkie, zbyt bolesne. W końcu spróbowała otworzyć oczy. Przez pierwsze chwile światło za bardzo ją oślepiało. Nie wiedziała, gdzie się znajduje, ani kto jest obok. Znów do jej uszu doleciały czyjeś głosy, może kolejny krzyk? Powoli jej wzrok przyzwyczajał się do światła dnia. Zobaczyła nad sobą sylwetkę Kruszynki. Próbowała odgadnąć wyraz jej pyska, lecz nie była w stanie się na nim skupić. Po chwili obok medyczki pojawił się ktoś jeszcze...
– Mężu! – głos Kaczki rozniósł się echem, a sama wojowniczka szybko przypadła do boku przywódczyni.
– Sówko, szybko zjedz te zioła – odezwała się Kruszynka. Czekoladowa starała się podnieść, jednak nie mogła nawet ruszyć głową. Najmniejszy ruch wywoływał ból.
– Ja... N-Nie mogę – powiedziała, wkładając w to całą swoją siłę. Po chwili zaczęła kaszleć, a czerwona maź wyciekła z jej pyska.
– Mężu, hej, wszystko będzie dobrze! – znów odezwała się Kaczka, chyba ocierając swoje łzy. Sówka uśmiechnęła się lekko i spojrzała na swoją partnerkę.
– Przepraszam – wyszeptała mimo bólu. – Kocham cię, wiesz? – zapytała, po czym znów zaniosła się kaszlem. Kruszynka zawołała kogoś z tyłu, odsuwając tym samym burą wojowniczkę. Sówka przymknęła na chwilę oczy. Miała wrażenie, że ból zaczynał ustawać. Powoli otulał ją, zamieniając się w jakiś spokój. Czyżby podane zioła zaczynały działać?
[*]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz