Wyszedł z legowiska, zastanawiając się, co dzisiaj miał do roboty. Może dobrze byłoby właśnie wymienić posłania. Rozejrzał się po sercu Klanu Klifu. Najkorzystniej byłoby zebrać suchych paproci, a do nich wepchnąć tyle piór, ile komu pasowało.
Jego uszy wychwyciły rozmowę dwóch kotów. Nie wsłuchał się wystarczająco w to, o czym rozmawiali, jednak bez kontekstu mogło to być co najmniej dziwne. Prawdopodobnie coś, co nie było związane z nim. Albo chcieli mu dokuczyć, bo mieli świadomość, że był w pobliżu.
Wszedł do legowiska wojowników. Schylił się nad pierwszym, które było w najgorszym stanie. Wybrał z niego drobiazgi, szykując od razu nowe. Właściciel musiał wyruszyć na patrol albo poranny spacer, ponieważ nikt go nie pilnował.
Wykonał je tak, jakby to on miał na nim dzisiaj spać. Starannie wplótł w nie cenne piórka, które wypadły, wyzbywając się starej ściółki. Podobnie postąpił jeszcze z paroma innymi, które nie wyglądały najlepiej.
Po skończonej pracy zadowolony z siebie uśmiechnął się delikatnie. Poczuł burczenie w brzuchu. Nie zastanawiając się długo, wyszedł z jamy. Z tego wszystkiego nie wziął pod uwagę wcale własnego leża.
Będąc blisko sterty zwierzyny, spojrzał na nią niepewnie. Co mógł sobie wybrać? Czy mógł liczyć na piszczkę? Nie, raczej… raczej powinien zjeść to, co zepsuje się najszybciej, czyli leży najdłużej. Mało kto chciał takie jeść, chyba że nie było większego wyboru. Pogrzebał w niej chwilę, wreszcie wyciągając delikatnie nornicę. Wyglądała mizernie i na zmarnowaną. Może on też tak teraz wyglądał. Chwycił ją w pysk, odsuwając się od sterty.
Przysiadł na uboczu, obserwując patrol, który właśnie powrócił. Koty odkładały swoje łupy z dumą wymalowaną na kufie, wielu z nich miało pierś napuszoną niczym pulchny gołąb odpoczywający na gałęzi.
Właśnie, co z Tiramisu? Nie… Bukową Łapą. Teraz miał nowego mentora. Zielonooki poczuł ukłucie w żołądku. Nawet jeśli nie był najlepszym nauczycielem, to jakoś mu brakowało szkolenia młodziaka. A już w szczególności tęsknił za rozmowami i zabawami z Kocimiętką, a także Makiem. Ciekawe jak nazywały się teraz? Bardzo możliwe, iż zostały mianowane na uczennice. Były w końcu w podobnym wieku, co ich młody znajomy.
Poruszył uszami, powoli kończąc posiłek. Nawet jeśli leżał już chwilę, to nie był wcale taki zły. Może głód również wpływał na jego samopoczucie. Oblizał wargi, podnosząc się znad łupu, teraz już nic niewartego.
Zajrzał do legowiska medyka. Może tutaj byłby teraz potrzebny? Albo spotkałby Króliczka? Łapy powoli zaczynały go boleć, chociaż pewnie będzie tak jeszcze przez chwilę. Z czasem powinno minąć. Albo minie, albo się przyzwyczai.
— Ćmi Księżycu? Czy mogę ci w czymś pomóc? — zapytał. Jego głos poniósł się echem po ścianach wgłębienia. Nadal nie przywykł do niektórych imion. Tak wiele się pozmieniało w klanie… chociaż dobrze, że mimo to spotykał koty, które kojarzył. To było naprawdę nietypowe uczucie.
Spotkał się jedynie ze swego rodzaju szmerami. Nie brzmiały wcale tak, jakby był bardzo potrzebny w jamie. Skinął głową, wycofując się. Może była czymś zajęta albo nie potrzeba było żadnej pomocy akurat w danej chwili.
Poczuł, jak uderza o coś bokiem. Odwrócił się szybko, z niepokojem spoglądając na młodszą kotkę. Podkulił delikatnie ogon, obawiając się jej reakcji. Co, jeżeli go skrzyczy albo komuś nawymyśla, że zrobił jej krzywdę?
— Przepraszam! — powiedział pospiesznie, próbując jakoś odgonić nieprzyjemne myśli. Czemu miałaby to robić? Nawet nie znał jej imienia, z pewnością musiała urodzić się wtedy, kiedy przebywali w Siedlisku Dwunożnych. Była młodsza od niego.
<Nietoperza Łapo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz