— Cześć, Kocimiętko. Potrzebujesz czegoś? — zapytała, uśmiechając się delikatnie. Pręgowana odwzajemniła uśmiech i lekko trąciła swoją siostrę bokiem, jakby się z nią przekomarzała.
— Tak sobie myślałam, że dawno nie rozmawiałyśmy! Wpadłam też na świetny pomysł, żebyśmy razem poszły na trening! Będziemy mogły swobodnie pogadać i trochę poćwiczyć. Na pewno raźniej będzie nam się uczyć — mruknęła radośnie. Ranek dopiero się zaczynał, więc ani Mak, ani Kocimiętka nie były jeszcze na treningach i miały sporo energii do spożytkowania w ciągu dnia.
Bursztynowooka skinęła głową i spojrzała na mentorkę, która ze zniecierpliwieniem stała przy wyjściu z obozu.
— To może pójdziemy z Borsuczą Puszczą? Już mnie obudziła, jest gotowa na trening. Nie powinno być problemu, byśmy poszły razem — stwierdziła, idąc powoli do burej kotki. Zielonooka szła tuż obok, a jej wąsy drżały z ekscytacji.
Gdy podeszły do Borsuczej Puszczy, spojrzały po sobie, a Mak mruknęła:
— Czy Kocimiętkowa Łapa może pójść z nami?
Wojowniczka zmrużyła ślepia, skinęła głową i skierowała się do wyjścia z obozu. Przechodząc przez tunel, Kocimiętka spojrzała za siebie i dostrzegła Lodowy Omen. Ich spojrzenia się spotkały, a ruda nerwowo przyspieszyła kroku, wypuszczając powietrze z płuc.
— Coś się stało? — spytała Mak, przekręcając głowę. Zielonooka pokręciła łbem, posyłając jej uśmiech, który mówił: “Nie martw się”.
Po jakimś czasie wędrówki głos Borsuczej Puszczy rozległ się po lesie:
— Skoro jest was dwójka, to poćwiczymy pojedynkowanie. Walka to bardzo przydatna umiejętność dla przyszłych wojowników, a najlepiej ćwiczy się ją z kimś w podobnym wieku, mam rację? — wyjaśniła tajemniczo, zachowując poważną minę. Kocimiętkowa Łapa prawie zasnęła, słuchając jej głosu. Wydawał jej się nudny, ale postanowiła się tym nie przejmować. Nie była tu dla buraski, a dla swojej siostry!
— Och, będziemy się bić! Nie spodziewałam się tego… ale to nic. Przecież to tylko trening, nie zrobimy sobie krzywdy — wymamrotała Kocimiętka, bardziej do siebie niż do siostry. Miała nadzieję, że żadna z nich nie ucierpi. W końcu nie będą używać pazurów, więc nic złego nie powinno się wydarzyć.
Gdy dotarły na polankę otoczoną drzewami, Borsucza Puszcza zatrzymała się gwałtownie, wciskając łapy w cienką warstwę śniegu. Dwie siostry także stanęły po obu stronach wojowniczki. Bura strzepnęła ogonem i rozejrzała się po uczennicach.
— Na mój znak zaczniecie walczyć. Proszę, byście mimo wszystko nie pozabijały się na miejscu. Nie będę taszczyć trupa do obozu — westchnęła, a Kocimiętka uśmiechnęła się pod nosem. W końcu powiedziała coś zabawnego! A już myślała, że Puszcza jest najsztywniejszą kotką, jaka stąpała po terenach Klanu Wilka.
Starsza zrobiła kilka kroków naprzód, odwróciła się i przysiadła, owijając łapy ogonem, by ogrzać się w ten mroźny dzień Pory Nagich Drzew.
— Trzy… dwa… jeden…! — zawołała.
Kocimiętka nie wahała się ani przez chwilę. Napięła mięśnie i skoczyła wprost na Makową Łapę, przyciskając ją do ziemi, aż na futrze bursztynowookiej powstały kule ze śniegu. Ruda nie pozostawała dłużna. Kopnęła siostrę w brzuch, odrzucając ją delikatnie na bok. Zielonooka nie spodziewała się, że Mak ma w sobie tyle siły, ale nie pozwoliła, by ją to rozproszyło. Zresztą jej siostra wcale nie musiała używać dużo energii, by odepchnąć od siebie Kocimiętkę. Wystarczyła odrobina sprytu i wyczucia.
Pręgowana czuła jeszcze, jak brzuch delikatnie mrowi ją od tego kopniaka, ale mimo wszystko zmusiła się, by to zignorować i znów pognać w stronę swojej siostry. Mak była jednak na tyle zwinna, że szybko uniknęła ataku i podstawiła jej łapę. Ruda zachwiała się i upadła, bo zawsze miała problemy z utrzymaniem równowagi. Splunęła, zirytowana. To Mak zawsze chodziła zgarbiona, skulona, jak płochliwa myszka. Niemożliwe, żeby miała ją pokonać w walce.
Zielonooka szybko podniosła się z miejsca i wykorzystała moment, gdy bursztynowooka była rozkojarzona i trochę zmartwiona tym, że wywróciła swoją siostrę. Kocimiętka mocno uderzyła łapą w szyję niewielkiej kotki, na co ta wydała z siebie pomruk zdziwienia i szybko się wycofała, trzymając ogon przy ziemi.
Kocimiętka wiedziała jednak, że to jeszcze nie koniec walki. W kilku susach znalazła się tuż obok uczennicy i w ferworze walki pochwyciła jej łapę zębami i niechcący zrobiła to z całej siły. Pręgowana pisnęła, na co Kocimiętka natychmiast rozluźniła szczękę i odsunęła się.
— Ojej! Mak… ja nie chciałam! To tylko przypadkiem, naprawdę! — zaczęła się tłumaczyć, a w jej oczach zabłysnął niepokój. Z tyłu słychać było narzekania Borsuczej Puszczy, ale Kocimiętka była tak skupiona na pysku swojej siostry, że słowa starszej kotki docierały do niej niewyraźne i stłumione.
***
Gdy tylko dotarły do obozu, niemal od razu się rozdzieliły. Kocimiętka natknęła się po drodze na Lodowy Omen. Biało-czarna kotka otworzyła pysk, jakby chciała coś powiedzieć, ale ruda minęła ją szybko, nie zatrzymując się ani na moment. Skierowała się prosto do stosu ze zwierzyną i wyciągnęła dwie chude ptaszyny – pewnie upolowane dziś rano albo poprzedniego wieczoru. Nie były ani ciepłe, ani tłuste, ale były. A że obie z Mak nie jadły jeszcze śniadania, postanowiła, że przynajmniej tyle może dla nich zrobić.
Zielonooka zanurzyła się w półmroku legowiska uczniów i szybko dostrzegła swoją siostrę. Podeszła do niej cicho, po czym rzuciła przed nią dwie piszczki. Ruda kotka, która wcześniej opierała głowę na łapach, uniosła spojrzenie.
— Właściwie… nie miałyśmy szansy zbyt dużo porozmawiać — mruknęła zielonooka, szczerząc się nerwowo. — Podczas walki ciężko to robić, haha… — Kocimiętka usiadła obok i podrapała się tylną łapą po szyi. — Ale za to… możemy porozmawiać teraz!
<Makowa Łapo? Nie obraziłaś się na mnie, prawda?>
[1041 słów + udział w pojedynkach uczniów]
[przyznano 21% + 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz