Wszedł do legowiska medyka. Chciał odwiedzić Łuskę, która po ostatnim treningu nie pojawiła się, by z nim porozmawiać. Od początku był świadomy tego, że kotka szybciej wylądowałaby ze skręconą kostką u uzdrowicielek niż go opuściła. I cóż... miał rację. Niebieska uczennica leżała na swoim legowisku ze zranioną łapą i uśmiechnęła się na widok przyjaciela.
— Gęgawo, ty też się skaleczyłeś? — zapytała Plusk, gdy przekroczył próg dziupli. Pokręcił przecząca głową.
— Nie. Przyszedłem tylko jej popilnować — mruknął, a jego wzrok z szarej spadł na niewielkie, czarne kocię, które wstydliwie odwróciło wzrok, gdy tylko spotkało się ze spojrzeniem Gęgawy. Nie przejmował się specjalnie jego obecnością.
— Naprawdę? Skręcona łapa? — zapytał, podnosząc jedną brew.
— Tak samo jak ty parę księżyców temu, więc się nie mądrz tak — zadrgała wąsami. — Poza tym, nie moja wina. Byłam wraz z twoją siostrą na polowaniu. Doglądała nas Jaskółka oczywiście, a my właściwie nie zwracałyśmy tak dużo uwagi na otoczenie. Poprzedniej nocy całkiem mocno padało...
— Przepraszam, że ci przerwę, ale powiedz chociaż, że powód skręcenia tej łapy jest równie mało inteligentny co mój — mruknął, drgając końcówką ogona.
— Po błocie się trudno chodzi, zwłaszcza grząskim. Świergot miała pewne opory przed zagłębieniem się w to, Jaskółka również, ale... wiesz. Innego wyboru nie było — wzruszywszy ramionami spojrzała na ranną łapę i westchnęła. — Pobiegłam, uderzyłam o jakiś kamień. Potknęłam się i... to też chyba widać — skrzywiła mordkę, patrząc na niedokładnie wymytą pierś, na której zostały brązowe ślady błotnej mazi. Gęgawa patrzył na to niewzruszony.
— Dostałaś przynajmniej czas, by się dokładnie umyć po zaistniałym incydencie — miauknął Gęgawa. — Spokojnie, do zgromadzenia się zagoi — dodał i zapewnił, choć Łuska nie wyglądała na przekonaną.
— Hah, dzięki.
— A Świergot ci nie pomogła? Myślałem, że szaleje za podawaniem innym kotom pomocnej dłoni — polizał się po łapie. Nie wierzył, że ktoś taki jak ta liliowa kotka mogła pozwolić koleżance na skręcenie łapy.
Łuska spojrzała się na strop legowiska.
— Oczywiście, że próbowała. Nie znasz jej? Mogłaby się chyba rzucić nawet rannemu łosiowi na pomoc. Gdyby się topił. A piana toczyła mu się z ust — zaśmiała się sama do siebie. — No być może bez przesady, bo jest rozsądna, ale wiesz o czym mówię. Ale jak już upadłam to tak jakby z łapy nie było czego zbierać. Mówi się trudno, tak sądzę.
Gęgawa wzruszył ramionami. Uczeń nie był pewien jak potoczyć dalej rozmowę. Niezręczną ciszę (dzięki Klanie Gwiazdy czy inna Wszechmatko) pomiędzy przyjaciółmi przerwała szylkretowa uczennica Plusku.
— Rozumiem, że nic się nie zmieniło? — spytała cicho, patrząc na dymną kotkę, która wyglądała na czującą się całkiem komfortowo.
— Nic a nic. Jest dobrze, Witko — odpowiedziała jej Łuska, na co kocica przytaknęła głową i odeszła, by zająć się innymi sprawami. Gęgawa opuścił bezgłośnie niebieską i podszedł do krzątającej się przy tym samym małym kocięciu, które go obserwowało. Bławatek stał już za legowiskiem medyka, kierując się znów do kociarni po odkażeniu rany.
— Huh? Zdawało mi się, że chwilę temu był tu nagietek — wymruczała do siebie Witka, rozglądając się bacznie i obserwując podłogę, z której nagle musiało zniknąć zioło.
— Zanim wyszłem chyba widziałem jak Plusk to gdzieś niesie — miauknął do niej jeszcze Bławatek.
— Wyszedłem — poprawił go Gęgawa i zmierzył kociaka pozornie zimnym i zirytowanym wzrokiem. Nie miał jednak złych zamiarów względem kocięcia. Co innego sugerował nieprzyjemny wzrok, którego nie był do końca świadomy.
<Bławatku?>
POSTACIE NPC: Witka, Łuska, Świergot
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz