Kuklik był idealną mamą! Wręcz udało mu się owinąć go wokół pazura! Widział jak się rozczulał, jaką robił minę. Miał go w garści! Był z tego bardzo zadowolony. Bycie nieporadnym kociakiem miało swoje plusy.
— Jesce ne, bo bawe se — wibrysy mu zadrgały i załaskotały szylkreta po nosie, gdy zbliżył do niego swój pyszczek. — Ale jak luli luli bęsie, to wtedy ja sybko zasypiam, bo tio takie miłe i psyjemne.
Wojownik słysząc to, przybliżył go do siebie.
— A chcesz l-luli? Cz-czy d-dalej się b-bawić? — zapytał.
Zastanowił się nad tym poważnie. Jeżeli dalej będą się bawić, to istniała szansa, że wymęczy go na śmierć! A tak... Tak mogli nieco odpocząć i razem pójść spać. Akurat cenił sobie odpoczynek, zwłaszcza że na dworze panował okropny mróz i ziąb. Ciepłe futro wręcz nie zachęcało do opuszczenia go.
— Luli — podjął decyzję, wtulając się w jego objęcia. Ziewnął przy tym uroczo, przecierając łapkami oczka.
Kuklik westchnął zauroczony i zaczął nucić coś, co miało być kołysanką. Szło mu o dziwo nieźle. Dojrzał kątem oka, jak Dalia również rozpływa się na ten widok. Ha! Idioci! Naprawdę tylko tyle trzeba było, by ci uważali go za istną niewinność? Ziewnął i wtulił się bardziej w puszek "mamy", powoli odpływając w sen. A właściwie to... Udawał, że zasnął, bo usłyszał jak jego opiekunka podchodzi do Kuklika, szepcząc.
— Słodki jest prawda? Nie spodziewałam się, że coś tak uroczego mogło wyjść z tej dwójki.
Wojownik pokiwał lekko głową i zamknął zmęczony ślepia. Nim się obejrzał, zasnął przez przypadek wtulony w kociaka. Gdy to wyczuł, sam zapadł w sen. Ważne, że było mu ciepło.
***
Ocknął się w czyichś miłych objęciach. Otworzył oczka, ziewając. Ale było mu cieplusio. Nie chciał wychodzić nawet na jedzenie. Wolał leżeć z kocurem póki nie nadejdą roztopy. Burczenie w brzuszku jednak zaczęło go skręcać. Dotknął łapką pyszczka Kuklika, próbując go wybudzić ze snu.
— Mama, am, am.
Kocur zamrugał zdezorientowany.
— C-co? — wymamrotał, rozglądając się po otoczeniu.
Czyżby zapomniał co wczoraj robił? Nie obchodziło go to zbytnio. Był głodny. Musiał dać mu jeść skoro się nim teraz zajmował!
— Am, am, mama — powtórzył, wbijając w niego swoje oczka.
Szylkret słysząc jego słowa, spojrzał na niego zdziwiony.
— M-mówiłem ci wczoraj... N-nie m-mam mleka! — wymamrotał, po czym ziewnął przeciągle.
— Moses zanieść mnie do Dalii na am, am — zasugerował, czując i słysząc jak jego brzuszek gra marsza.
— J-już... Chwilkę... — miauknął cicho niewyspany, znowu zamykając ślepia.
Co on robił? Naprawdę chciał dalej spać? Powinien się go słuchać, a nie! Eh... Znów musiał udawać głupie dziecko, by wziąć go na litość. Był jednak gotowy na to poświęcenie.
Wydał z siebie cichy pisk, pociągając noskiem.
— Mama... Mój bsusek boli... Ja muse am, am — jęczał mu.
Ten zamiast ogarnąć się, wstać i go zanieść do Dalii, położył łapę na pysku i zaczął cicho chrapać.
Nie wiedział co się dzieję. Zaczął rozglądać się na boki, wiercąc i docierając do noska kocura, by zaraz wspiąć się mu po pyszczku na głowę.
— Mama, am, am — pisnął mu do ucha.
Chyba się udało go nieco rozbudzić, bo wojownik przetarł oczy.
— Uh... T-to idź do D-dalii... — ziewnął, delikatnie próbując zdjąć go łapą z siebie.
No jak to miał iść? Tak sam? Spojrzał w kierunku kocicy. Była tak daleko! A po drodze było chłodno! Nie chciał zmarznąć. Czy naprawdę tak wiele wymagał?
— Daleko jest. Pomóż, plose — wyskomlał. — Mam malusie łapki, nie dojdę siam... A ja balso głodny estem — próbował go przekonać do tego, by mu pomógł.
Kuklik zepchnął delikatnie go z siebie i złapał go za kark. Zimno od razu go zalało, przez co napuszył się niezadowolony, podkurczając łapki. Na szczęście to jego niezadowolenie nie trwało długo, bo zauważył jak wojownik kieruję kroki w stronę znanej mu kocicy.
— G-głodny jest... — wymamrotał dalej zaspany rodzic, gdy już go położył na ziemi.
Od razu dopadł do Dalii, pijąc zachłannie mleko. Kotka uśmiechnęła się, odzywając do kocura:
— Właśnie widzę. Nie wiedziałam Kukliku, że lubisz kocięta. Uroczo razem wyglądaliście, jak spaliście tak razem we dwójkę
Wojownik uśmiechnął się jedynie padnięty.
— P-po prostu j-jakoś... Z-za słodki jest, b-by g-go t-tak olać... — powiedział cicho, patrząc na kociaka. — T-to j-ja j-już m-może p-pójdę... Z-zajmiesz się nim?— zapytał tylko szybko kotki, po czym zbliżył się do malucha. — D-do z-zobaczenia. M-może j-jeszcze k-kiedyś się spotkamy...
Skinął łebkiem, posyłając mu smutny wzrok, ale za bardzo był głodny, by się bardziej tym przejąć. Musiał napełnić swój brzuszek do końca!
***
Bawił się kulką mchu, turlając ją z łapki do łapki. Strasznie się nudził. Wszyscy inni spali, a on nie miał na to jakiejś ochoty. Położył się plackiem na ziemi, po czym zawiesił się na chwilę, patrząc na mech, który stał się teraz bardzo interesujący, gdy nagle coś go przygniotło do ziemi. Pisnął, wyrwany z chwilowego zawieszenia, czując ciężar na swoim ciałku. Znów tata przyszedł go bić? Nie... To był Kuklik! Potknął się pewnie, ten cielak, ale już podnosił się na łapy, dając mu odetchnąć.
— P-przepraszam! — pisnął spanikowany wojownik, patrząc na niego przejęty. — N-nic ci nie j-jest?!
Położył po sobie uszka, robiąc wielkie oczka, wstając z trudem na łapki.
— Boli, ał, ał...
Szylkret od razu przypadł do ziemi, chcąc być na jego poziomie.
— Co-co cię b-boli?— zapytał szybko, patrząc z uwagą, czy przypadkiem mu nie złamał łapki.
— Ciałko. Gsbiet. Zlobiłeś ze mne mech, mamusiu — wystękał. Widząc jego pyszczek tak blisko niego, uśmiechnął się, po czym dał mu buziaczka w nosek. — Tęskniłem.
<Mamo?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz