Daglezja wskoczyła i wdrapała się na starą topolę sprawnie. Być może na początku bycia w Owocowym Lesie miała jakiś minimalny z tym problem, ale teraz przychodziło jej to z łatwością i gracją. Czuła się jak prawdziwy owocniak z krwi i kości. A jeżeli ktoś miał z tym problem... szczerze jej to nie obchodziło.
Stanęła przed legowiskiem lidera z dozą niepewności. Czy powinna na pewno mu mówić o tym samotniku? Z jednej strony mógł uznać ich wyjście ze Ślimakiem za złamanie kodeksu czy innych idiotycznych zasad. A z drugiej jakby ktoś się dowiedział (albo Ślimak się wygadał) na temat tamtego trupa w rzece mogliby wpaść w niezłe tarapaty...
Po co się w ogóle zastanawiała? Przecież to ona podejmuje decyzję. A Daglezjowa Igła nigdy nie robi błędów. Postawiła przed siebie pewny krok.
— Czy można wejść? — spytała kulturalnie i uprzejmie.
— Oczywiście — odparł siedzący w legowisku Komar, który wyglądał na ciekawego powodu przyjścia Daglezjowej Igły. Ta z wyprostowaną dumnie i pewnie posturą ciała usiadła przed nim i wzięła głęboki wdech.
— Chciałabym pana lidera powiadomić o pewnej sytuacji, o której zakładam, że chciałby pan wiedzieć — zaczęła, wyszukując starannie oficjalnie brzmiące wyrazy. Nie była pewna czy kiedykolwiek zwracała się do kogoś per pan, ale tym razem jej niezwykle zależało na tym, by ona i jej słowa były wzięte na poważnie.
— Słucham.
— W Owocowym Lesie rozniosła się plotka o tym, że w okolicach śmietniska grasuje tajemniczy samotnik — zaczęła, starając się wyglądać na jak najniewinniejszą. — Postanowiłam się tam wybrać, wpierw sama, gdzie nic nie znalazłam, a później w towarzystwie Ślimaka. Chcieliśmy zweryfikować te informacje sami, by niepotrzebnie nie niepokoić reszty Klanu, gdyby okazało się to być kłamstwem.
Komar jedynie przytaknął rudej, mierząc ją wzrokiem.
— Kontynuuj.
— Wpierw wydawało nam się, że to faktycznie fałszywa plotka. Była zupełna cisza i żadnego, najsłabszego zapachu. Z resztą słońce zaszło wtedy za horyzont — opowiadała. — Mieliśmy już wracać, ale wtedy rozległy się dźwięki i kroki, które kierowały się w stronę rzeki. Ostrożnie przemknęliśmy, upewniając się, że nieznajomy nas nie zauważy, jednak gdy dotarliśmy już na brzeg nikogo nie było. Nikogo oprócz martwego samotnika w rzece, który wyglądał na świeżo zabitego — ostatnie zdanie dodała już cichszym o pół tonu głosem.
— To zdecydowanie coś, o czym powinnaś mnie powiadomić — mruknął Komar, a Daglezjowa Igła poczuła dumę z dobrego wyboru. — Wasza decyzja o samotnej próbie była nierozsądna, gdyż moglibyście zaginąć –
— Ale – najmocniej przepraszam za przerwanie. — Natychmiast się poprawiła, mając nadzieję, że przywódca nie będzie miał jej tego za złe. Na osty i ciernie! — Nie chcieliśmy narażać innych wojowników. To była nasza świadoma decyzja, wraz z ryzykiem. Ale, powtórzę się, przepraszamy za potencjalne sprawienie kłopotów — ukłoniła się przed obliczem przywódcy, czując zażenowanie względem samej siebie. Czy upadła już tak nisko, by klękać? To jej powinni bić pokłony, a nie ona innym! Ale dobrze, jeżeli to miało sprawić, że zyska minimalną sympatię Komara była skłonna do takiego poświęcenia.
— Rozumiem. Dziękuję za raport. — Komar wyglądał już, jakby miał pożegnać Daglezję, jednak ta szybko otworzyła pysk.
— I jest coś jeszcze, o co chciałabym dopytać, a tak właściwie poprosić — zwróciła się jeszcze do Komara, który odwrócił głowę, by na nią spojrzeć. Czuła, jak przeszywa ją spojrzenie zaciekawionych, żółtych oczu i aż sama się zmieszała.
— Tak? Czy to również coś ważnego? — zapytał stary lider.
— Zależy — odpowiedziała wymijająco. — Dla mnie jest to coś bardzo ważnego. Jeżeli będą prowadzone dalej poszukiwania czy badania terenu śmietniska pod kątem tego samotnika... to byłaby dla mnie ogromna przyjemność i zaszczyt, by w nich uczestniczyć — miauknęła, co nawet nie mijało się z prawdą. Daglezjowa Igła czuła ogromne zafascynowanie sekretem samotnika. Z każdą myślą, z każdym minięciem tamtego miejsca dostawała dreszczy... ale nie dreszczy strachu, a dreszczy podekscytowania, nawet pomimo owianej tajemniczym zgonem. Chciała rozwiązać tą zagadkę za wszelką cenę, byle w końcu dowiedzieć się prawdy – kim był, dlaczego wybrał akurat cmentarzysko i czym miało być morderstwo nieznajomego włóczęgi?
— To odważna propozycja. Czy zdajesz sobie sprawę z tym co się z tym wiąże? — zapytał Komar, by się upewnić, że ruda podejmuje przemyślaną i świadomą decyzję. Daglezja była tego bardziej niż pewna.
— Oczywiście. Pragnę być uczestniczką tego jak niczego innego. Z kimkolwiek, kiedykolwiek, o jakiejkolwiek porze. Chcę być tego częścią.
— W takim razie... — zastanowił się na chwilę Komar, machając końcówką szarego ogona. Oblizał usta i odpowiedział: — rozpatrzę twoją propozycję. Możesz już iść.
Ruda uniosła zadowolona do góry ogon.
— Dziękuję — miauknęła i wyszła, mając nadzieję na najlepsze.
***
Nie była to piękna noc, mimo że na ogół ostatnie dni mijały mając naprawdę przyjemną pogodę. Wiatr rozwiewał sierść idących przez mrok kotów, będąc przy tym nieprzyjemnie chłodnym.
Tak, wprawdzie towarzystwo Lśniącej Tęczy, czego nie musiała wyjaśniać i Szpaka, niekiedy nieco gwałtownego starszego wojownika nie było najlepszym, ale jak się nie ma co się lubi to się lubi co się ma, prawda? Tak też sądziła Daglezjowa Igła, napawając się optymizmem. Pozostali wojownicy zdawali się podchodzić do całej sprawy sceptycznie. Daglezja czuła, że nie podzielali jej entuzjazmu wcale, a cały projekt podjęli z przymusu, płynącego czy to od Komara, czy to z własnego serca.
— W takim razie, Daglezjowa Igło, gdzie zostało przez ciebie i Ślimaka odnalezione ciało? — zapytał cicho Szpak, smagając ogonem jak biczem powietrze. Balansował na pniu drzewa i po chwili już znalazł się na świeżej, zielonej trawie.
— Przy rzece, bliżej śmietniska — odpowiedziała, zeskakując zgrabnie z Konającego Buku na ziemię. — Zanim do niego dojdziemy możemy również obczaić... znaczy się sprawdzić to miejsce.
Obaj skinęli głowami w ciszy i pozwolili Daglezjowej Igle poprowadzić w tamto miejsce. Prędko znaleźli się przy brzegu, który teraz jednak był całkiem pusty. Nie było najmniejszego i najłagodniejszego śladu po dryfującym ciele liliowego i plamach krwi. Daglezjowa Igła strzepnęła uchem, czując jak nachodzą ją wczorajsze wspomnienia.
— Najwyraźniej od ostatniej nocy woda zdążyła zabrać z prądem ciało. — Kotka zawęszyła jeszcze w powietrzu, ale jedyne co zostało to na wpół rozmyty koci zapach jej, samotnika i Ślimaka z wczoraj.
— Mogłabyś powiedzieć jeszcze raz jak ten samotnik zniknął? — zapytał Tęcza, mierząc ją wzrokiem, widocznie zamyślony.
— Wyszedł ze śmietniska, my po chwili za nim, zaciągnął czy zabił tamtego samotnika i gdzieś wręcz zniknął. Jego zapach się całkiem urwał albo został zamaskowany przez odór krwi. Bardziej zakładam to drugie.
Lśniąca Tęcza wymamrotał coś pod nosem niezrozumiale do siebie.
— W takim razie chodźmy na śmietnisko — powiedział w końcu, szeptem. — Zdaje mi się, że nic tu po nas. A ty jak sądzisz, Szpaku?
— Podobnie — odparł chłodno zapytany. — Poprowadzę.
Wojownicy poszli za doświadczonym wojownikiem w rzędzie. Daglezjowa Igła zauważyła, że Lśniąca Tęcza unika jak ognia jej i jej wzroku, odwracając głowę w drugą stronę. Skrzywiła się, zaciekawiona.
— A tobie co teraz? Wyglądasz, jakbyś próbował się nie patrzeć na palące słońce — mruknęła do czarnego, który nie zareagował mową ciała wcale.
— Jesteśmy na misji, więc skupmy się na niej — bąknął cicho, jednak zdecydowanie. — Ograniczmy pogaduchy do minimum.
— Jak chcesz — pufnęła i przewróciła oczami. Tęcza to był dziwny gość.
***
Wrócili do obozu, wiedząc, że już za parę godzin świt. Ku rozczarowaniu Daglezjowej Igły samotnik nie postanowił się ujawnić. Wiedziała jednak, że gdzieś tam był i prawdopodobnie nawet ich obserwował z ukrycia. Czuła to i nikt nie mógł jej przekonać, że było inaczej. Szpak i Lśniąca Tęcza wyglądali jednak na nieprzekonanych. Ruda spodziewała się, że raczej sądzili, że to zwykły przypadek i nie było czego szukać. Ona wiedziała jednak, że się nigdy nie podda. Musi odkryć prawdę.
POSTACIE NPC: Szpak, Lśniąca Tęcza, Komar
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz