*przed spotkaniem Aitala*
Siedział z nosem przyklejonym do szyby. Musiał dowiedzieć się jak się stąd wydostać. Jego państwo zawsze wychodzili przez duże drzwi, ale gdy próbował się do nich zbliżyć, odganiali go. Nie wiedział dlaczego. Mógł przecież pójść tam z nimi! Nie zaszkodziłby. Nawet obiecał sobie, że będzie grzeczny i nic nie podrapie ani nie pogryzie! Chciał tylko dotknąć tej zielonej ziemi i zobaczyć co takiego się dzieję w tym miejscu, że samotnicy wyglądają tak dziwacznie!
Westchnął cierpiętniczo. No nic... Czyli kolejny dzień nudzenia się, bo znów został sam. Co mógł robić? Aaa! On chciał tam do roślinek! Zaczął drapać w szybę, mając nadzieję, że ta go wypuści. Nic jednak się nie stało. Magicznie nie zniknęła. Dalej tam była.
— Uważaj, bo się spocisz — usłyszał obcy głos.
Skąd on dobiegał? Rozejrzał się, ale nie był w stanie znaleźć jego źródła.
— Halo? Kto to? — zawołał.
— Jestem... bogiem! Łuuuu! Lękaj się i składaj pokłony mizerna istoto!
Co? Jego sierść od razu się najeżyła. Bóg z nim gadał? Słyszał od mamy, że coś mogło być po śmierci, ale nie za bardzo chciał jej dawać w to wiarę. A teraz... Ten szef z niebios przybył, aby go ukarać! Od razu wydał z siebie pisk, padając do ziemi.
— Przepraszam! Ja nie chciałem w ciebie nie wierzyć! Mama mi mówiła, ale nie sądziłem, że istniejesz! — zaczął się tłumaczyć.
Cichy chichot rozległ się zaraz, a następnie głos wrócił.
— Jeżeli nie chcesz zostać usmażony piorunem, przynieś natychmiast wszystkie swoje chrupki z miski i połóż przy oknie — odezwał się nieznajomy.
Pokiwał szybko głową i poszedł w tę pędy robić to co sam stwórca chciał. Złapał ostrożnie miskę z jedzeniem i dość koślawo wspiął się po sofie, by dostać na parapet. Położył tam posiłek, stając oko w oko z jakimś kotem. Zamrugał zaskoczony. To był bóg?
— To ty? — palnął wstrzymując aż oddech.
— Ja. A teraz widzisz tą szparę w oknie? — Wskazał na uchylenie. — Wepchnij tu jedzenie. No ruchy, ruchy, dzieciaku.
Nie namyślał się za długo. Wolał nie denerwować boskiego kota. Napchał sobie pyszczek chrupkami, po czym wysypał je na drugą stronę. Ej! To była myśl! Może udałoby mu się przez to przecisnąć i wyjść na dwór!
Samotnik zaczął zajadać się jego pokarmem, a on poważnie zaczął zastanawiać się nad tym pomysłem. Wsadził w szczelinę łapkę, ale dostał zaraz po niej od burego.
— Twoje miejsce jest w gnieździe pieszczochu — skarcił go. — Wolność to domena dzikich kotów.
Napuszył się z niezadowolenia, ale kiwnął łbem. Czyli przyjdzie mu tu już żyć na zawsze? Nie będzie mógł poczuć jak to jest na zielonej ziemi? Chciał wypytać kocura o świat, lecz nie chciał mu przeszkadzać w posiłku. Dopiero, gdy ten zjadł, spróbował się odezwać, ale nieznajomy po prostu odszedł.
— Wróć jeszcze! Dam ci więcej! — zawołał za nim, mając nadzieję, że jeszcze uda mu się zadać swoje pytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz