*jesień dalej, ciąg dalszy sagi Kaniowej*
Smród potworów podrażnił jej nozdrza. Przed nimi szara nawierzchnia, tak dobrze widoczna, nie do przeoczenia ciągnęła się po terenie. Blaszaki raz na jakiś czas przejeżdżały obok nich, trując płuca kotów swymi wyziewami. Na szczęście, wychowała się w mieście, więc mimo tego smrodu dalej dużo innych zapachów czuła i nie krzywiła się aż tak. Wiedziała jednak, że Kani, wychowanemu gdzie indziej, pewnie bardzo nie w smak była ta woń.- Tędy – powiedziała Bylica, zaczynając iść obok drogi - Teraz należy tylko iść wzdłuż drogi aż natrafimy na tereny burzaków - oznajmiła stara kocica, idąc dalej.
Ruszyli. Bylica na czele, za nią parami reszta. Adeptka szła, a obok niej był czekoladowy. Jeż miała niezmierną ochotę zrobić sobie przerwę, bo łapy już ją o to mocno prosiły. W końcu szli niemal nieprzerwanie od dłuższego czasu. To była jej chyba pierwsza tak długa podróż, nie licząc tego, jak wraz z babcią i resztą rodziny przewożeni byli przez potwora dwunogów, ale to się chyba nie liczyło.
Dotarli do miejsca, gdzie droga stawała się łukiem nad rzeką. Jeż zdziwiona patrzyła na tę konstrukcję. Dwunogi naprawdę znały się na tym, jak sobie radzić z niedogodnościami…
Rodzina kotów i ich towarzysz ostrożnie przeszła po odcinku drogi znajdującym się nad rzeką. Gdy tylko przedostali się na drugą stronę zatrzymali się.
- To tutaj. – powiadomiła najstarsza z nich. Mimo spalin dało się w miarę wyczuć woń burzaków. - Tereny Klanu Burzy rozciągają się od tamtego odcinka drogi nad rzeką w tamtą stronę. - Wskazała kierunek nosem. - Potem droga zakręca i znów przechodzi nad rzeką, tam jest drugi koniec ich terytorium. Nie wiem jak dokładnie daleko sięga w głąb. - Spojrzała na wrzosowiska rozciągające się przed nimi.
- Dzięki za pomoc. To ja będę już się zbierał - pożegnał się z kotkami.
Czyli… to już był koniec ich podróży? Odprowadziły go i… i tyle?
- Szerokiej drogi – powiedziała Bylica. Skowronek i Deszcz skinęły głowami.
Jeżyk nie chciała jeszcze odchodzić od Kani. Wiedziała, iż teraz mogła być już raczej pewna, że nie spiskował z Mroczną Gwiazdą. W końcu historia o matce i jej konflikcie z liderem się potwierdziła przez to, co powiedział ten uzdrowiciel… Ale i tak, z jakiegoś powodu nie chciała jeszcze kończyć ich spotkania. Może dlatego, że Kania był pierwszym kotem spoza rodziny, z którym tak wiele rozmawiała? Którego tak dobrze poznała, nie z opowieści swej babki? A może dlatego, że jeszcze nigdy nie miała żadnego… kolegi? To było zaiste… dziwne uczucie.
Kotka podeszła bliżej Kani.
- Powodzenia w szukaniu matki – rzekła, ukrywając swe wątpliwości i myśli z trudem.
Cętkowany skinął łbem.
- Może jeszcze kiedyś się spotkamy? - zapytał nim odszedł od srebrnej.
Też miała taką nadzieję. Może znów zabłąka się na ich tereny? Skinęła mu głową, uśmiechając się lekko do niego. Obserwowała jak odchodzi oglądając się przez ramię, samej ruszając za starszymi kotkami w stronę domu.
Po jakimś czasie chodu oraz ponownym przejściu drogi nad rzeką, Bylica postanowiła przemówić:
- No, chyba jest czysty. Pleśniak nie miał powodu, by kłamać. Kania mówił prawdę. Nie jest szpiegiem.
- Tak… Nie jest szpiegiem – powiedziała cicho Jeż.
- Coś się stało? – spytała ją Skowronek.
- Nie… nie nic – odparła Jeż, przyspieszając kroku, zrównując go z tym swej babci.
- Wracamy do domu?
- Tak. Muszę odpocząć – miauknęłasiwiejąca samotniczka.
Jeż spojrzała w niebo.
No, czyli wszystko było dobrze. Kania znajdzie matkę, oni wrócą do domu…
Prawda?
Postaci Npc: Kania Łapa
[przyznano 5%]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz