Nie za bardzo wiedział jak na to odpowiedzieć. Było mu szkoda kocura. Zakochał się i nie był w stanie poprawić swojej sytuacji. Chciał dać mu wsparcie i podejść do Agresta. Pomóc wojownikowi otworzyć się przed nim, aby wyrzucił z siebie te wszystkie bolączki, ale ten odmawiał. Nie wiedział, że z czekoladowego był taki okropny typ. Kazał mu się wynosić? Aż pokręcił na to głową.
— Myślę, że to nie t-twoja wina — powiedział do niego, słysząc że czas było się zatrzymać i wziąć się za obowiązki. — Pamiętaj, że jak c-coś t-to cię wspieram — mruknął do niego, odchodząc.
***
*dawno temu*
Jak tylko się zatrzymali na kolejny postój wyczuł, że za nim ktoś stał. Odwrócił się, a na widok Kuklika, rozchylił zaskoczony pysk. Nie wiedział co siedziało kocurowi w głowie, ale liczył na to, że ten w końcu wziął się na odwagę i powie Agrestowi o swoich odczuciach względem niego.
— Hej... B-bo ostatnio m-mówiłeś, że m-masz tą dziewczynę... I... Wiesz, p-potrzebuję trochę... Porady... Miłosnej — wydukał szylkret, plącząc się w słowach.
Porady miłosnej? Od niego? Położył po sobie uszy. Czy on był jakimś w tym specem? Nie czuł się zbyt... odważnie, by w ogóle móc rozmawiać na te tematy. Widział jednak, że wojownik był zdesperowany, skoro się do niego z tym zwrócił. Nie zamierzał go więc przeganiać i odsyłać z kwitkiem.
— N-no ja... ja w zasadzie już z nią nie jestem... Teraz mam chłopaka. — Zarumienił się. — A-ale słucham... — zachęcił go do zwierzeń.
Kuklik skulił się lekko.
— Oh... T-to jeszcze bardziej m-mnie zrozumiesz... B-bo wiesz, ja k-kocham Agresta, ale on n-nigdy... Ch-chyba tego nie zauważył, a potem j-jeszcze na mnie nakrzyczał... I j-ja bym chciał d-do niego podejść i to wszystko w-wyjaśnić, ale się b-boję, że on mnie nie lubi, a j-jak mu wyznam uczucia okaże się, ż-że woli kotki... A nie t-takie coś jak ja.
Zamrugał zdziwiony. Przychodził do niego z naprawdę trudnym tematem. Nie znał w końcu preferencji pana zastępcy.
— W-wiesz co... M-może... Skoro cię nie chcę... Znaczy nie obraź się... Ale może lepiej odpuścić? B-bo czasem niektórzy źle się czują, gdy ktoś kto się w nich zakochał, nie chce zrozumieć, że ta druga strona tego nie chcę. W sumie... M-możesz go zapytać o to. Tak prosto. A jak... Jak uzna, że nie... To bardzo mi przykro — wypalił, czując że postąpił chyba źle, bo pysk kocura nieco się skrzywił.
No mówił, że się na tym nie znał! Te sprawy nie były takie proste, jak się na pierwszy rzut oka wydawało!
— J-ja właśnie nie wiem cz-czy mnie by chciał! P-po prostu nie wiem i d-dlatego się boję, bo gdyby n-nie chciał... T-to nawet nie b-będziemy k-kolegami, b-bo się wygłupię! — miauczał przejęty.
Och... Rzeczywiście mogło dojść do takiej sytuacji. On nie chciał znać Miodunki po tym jak się zachowywała. Jej widok w pobliżu, napawał go odrazą. Ale to była Miodunka, a nie Agrest. Może w jego przypadku nie byłoby tak źle?
— M-możemy go zapytać. Chcesz? — zaproponował, szukając wzrokiem zastępcy. — O chyba jest tam! — Wskazał ogonem, powoli się do niego kierując.
— N-nie! — pisnął błagalnie Kuklik, szybko przysuwając się do niego, co spowodowało, że się zatrzymał. — P-proszę, nie teraz! M-muszę się zastanowić... J-ja n-nie jestem przygotowany!
A czy kiedykolwiek będzie? Mieli idealną okazję, aby podejść do czekoladowego i dowiedzieć się, czy chciałby spędzić przynajmniej jeden dzień z kocurem na rozmowie i takim zwykłym poznaniu się.
— N-no dobrze. Wybacz. Sądziłem, że chcesz załatwić to szybko, by nie myśleć o tym wciąż i wciąż. To musi być... okropne tak się tym zadręczać — stwierdził.
Wojownik na te słowa spuścił lekko łeb.
— T-trochę t-tak... Ale nie m-mogę do niego od t-tak podejść! B-bo... B-bo nie wiem j-jak zareaguje. Cz-czy dalej będzie na mnie z-zły...
— Jak ja będę przy tobie, to nie odważy się ci nic zrobić — zapewnił. — I możesz podejść. To nic nie kosztuje, a teraz tracisz tylko masę uderzeń serca na zamartwianiu się.
Naprawdę chciał mu pomóc, ale ta jego upartość na to nie pozwalała. Był tu z nim. Pomógłby mu. Agrest raczej nie zachowałby się agresywnie przy świadkach.
— N-nie mogę podejść! Nie mogę, nie mogę! — Kuklik wydukał z paniką w głosie. — Z-zbyt się boję, nie m-mogę tego zrobić! M-może kiedy indziej, ale n-na pewno nie teraz! T-tylko się upokorzę i wszystko zepsuję!
— A em... To może zapytam za ciebie i ci przekaże? — zaproponował. Nie rozumiał czego tak się bał. Dowiedziałby się prawdy, a nie żył w wiecznej niepewności. To dopiero go wyniszczało! Już teraz zdawał się chodzącym kłębkiem nerwów.
— Nie! — niemalże na niego krzyknął. — P-przepraszam... T-to po prostu... T-takie stresujące... B-bardzo stresujące... — pisnął, zaczynając krążyć w kółko.— Co jeżeli o-on mnie nigdy n-nie lubił? M-może rzeczywiście b-będzie chciał mnie wykorzystać t-tak jak mówiłeś? M-może... U-udawał miłego, a t-tak naprawdę się ze mnie n-naigrywał? Z t-tego jaki jestem naiwny?
— Um... — zmieszał się na to wyznanie. Postanowił odpowiedzieć więc na to po kolei. — Jak nie lubił to... To trudno. Miłość rani i jest okropna. Może odpuść go sobie? Jeżeli ma cię wykorzystać to... to by było okropne. Ja bym się bał nawet z kimś takim być w związku dalej... A raczej pytać czy on chcę, jeżeli ma takie tylko myśli w głowie. N-nie wydaje mi się, że jesteś naiwny. Rozpoznasz gdyby coś kombinował.
<Kuklik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz