*opis porodu*
Pływała sobie spokojnie we wnętrzu czekoladowej kotki. Małe, zaciśnięte oczka kociaka nic nie widziały, jej światem była czerń, ciepła ciecz otulająca z każdej strony i dwa inne płody, których obecność czasami czuła poprzez ruchy płynnego otoczenia, oraz dotknięcia czyichś łapek.Jednak tego dnia, wszystko miało się zmienić. Spokojna cisza nagle ustała. Miejsce, w którym mała kociczka rozwijała się przez ostatnie dwa księżyce nagle się skończyło. Gdyby nie obecność cieczy, zapiszczałaby przerażona. Jednak tak się nie stało, bo dalej miała zaciśnięty swój mały, kocięcy pyszczek.
Coś zaczęło się dziać. Czuła, że coś było nie tak. Ścisk nasilał się. Ale potem osłabł. I znów się nasilił. I tak wiele razy. Nie miała pojęcia, co się dzieje, jej mały móżdżek nie mógł tego w końcu pojąć.
Poczuła, że było ich za mało. Gdzie podział się trzeci kociak? Bała się, ale coś mówiło jej, że miała się w pewną stronę kierować. Że miała dążyć do… czegoś.
Poczuła, jak coś ją ściska i ściska. Aż w końcu wyszła na powierzchnię. Zimno otuliło ją z każdej strony, a coś zaczęło energicznie niszczyć błonę, która otulała ją tak długo. Jej małe uszka zarejestrowały dźwięki. Słyszała, jak ktoś szybko i ciężko oddycha. Przestraszona zakwiliła. Było jej zimno. Chciała wrócić do ciepła. Chciała dalej słyszeć to dziwne, miarowe stuk, stuk, które podczas przedziwnego zdarzenia przyspieszyło.
Ktoś chwycił ją za kark. Spotkało się to z niezadowolonym piśnięciem ślepej istotki. Została położona jednak przy czymś miękkim i cieplutkim. Od razu instynkt kazał jej ruszyć w stronę futerka matki i poszukać…czegoś. Coś w środku mówiło jej, że miała znaleźć… coś dobrego. Smacznego, jeśli tam pójdzie. A raczej się poczołga.
Dotarła w końcu do tego czegoś i od razu gdy to znalazła, wiedziała, co ma robić. Chwyciła swym bezzębnym pyszczkiem sutek, po czym zaczęła ugniatać delikatnie brzuch wielkiej, ciepłej istoty, swymi małymi, niedorozwiniętymi przednimi łapkami. Słodki płyn wlał się do jej pyszczka, a ją zalała radość. Jednak nie na długo, bo coś dalej się działo. Dziwny, przerażający dźwięk przeszył otoczenie. Mały srebrny noworodek położył po sobie uszka, po czym odpiął się od sutka i zaczął kwilić. Czuła obok siebie drugiego kociaka, który też był niespokojny. Po chwili coś trzeciego do nich dołączyło…
A ciepła istota przestała się ruszać.
Zaczęła kwilić. Piszczeć w niebogłosy, zaniepokojona tym, co się stało. Czemu to coś się nie ruszało? Zaczęła trącać to coś pyszczkiem, w poszukiwaniu tego poczucia bezpieczeństwa.
Jednak to coś, a raczej Piegowata Mordka, już nigdy się nie poruszyło, mimo kwileń małego, niebieskiego kocięcia.
Postaci NPC: Piegowata Mordka [*]
Co do cholery. Takie rzeczy przepuszczacie????
OdpowiedzUsuńmogłxbyś sprecyzować co jest nie tak z opisem narodzin? niestety nie rozumiem tak dużego poruszenia tym, poród jest czymś naturalnym i powszechnym w naturze, a nie został tu opisany w żaden "dziwny czy szczegółowy" sposób, jeśli nie przepadasz za taką treścią na górze widniał ostrzeżenie czego dotyczy to opowiadanie
Usuń