Wpatrywał się pustym wzrokiem w ciało vanki, które dzisiaj znaleziono.
Nie mógł uwierzyć, że to wszystko potoczyło się w ten sposób. Pamiętał
jeszcze jak była wielkości kulki mchu i poszli razem nad rzekę, żeby
obmyć się z wymiocin. Potem kotka została asystentką wojownika,
tajemniczo zaszła w ciążę, urodziła szóstkę kociąt w bardzo młodym
wieku, a teraz leżała przed nim bez żadnej oznaki życia. Ledwo ją znał,
ale myśl o jej tragicznym losie była okropna. Już i tak nie miała
łatwego początku, nie zasługiwała na taką śmierć. A jej brat na utratę
najbliższej mu osoby.
Nic tutaj nie było sprawiedliwe.
Nic tutaj nie było sprawiedliwe.
***
Miał wrażenie jakby coś go uderzyło w twarz, gdy pochylił się nad kociakiem. Wyglądał jak bezbłędne połączenie Nic i… Lukrecji. Już wcześniej chodziły słuchy na ten temat, ale zobaczenie tego podobieństwa z bliska to zupełnie co innego. Przeklęty Lukrecja. Wiedział od początku, że było z nim coś nie tak. W końcu kto dobry mógł wyrosnąć szkoląc się pod okiem zdrajcy? Żadna osoba. Widoczne było to również na jego przykładzie.
Myśl o tym, co mogło zajść mroziła mu krew w żyłach. Ale najgorsze było to, że nie miał pewności i nawet nie mógł nigdzie jej zdobyć, gdyż jedyny zaufany świadek zmarł. A Komara i Fretkę pewnie i tak to nie obchodziło, bo w matce płynęła krew Nocniaka. Został w tym sam. Jak zwykle. Będzie musiał obserwować kremowego na własną łapę.
Sam maluch zadawał mu bardzo dużo pytań, ale był przy tym naprawdę przyjazny. To się ceniło.
— Wow! Ja sce na takie zglomasenie! Mogę? — Kocię przytuliło się do jego łapy. — Sce sobacyć sąsiadów. To tes koty? A mose to lisy? A pan umie losmawiać z lisami? Podobno se tak da. Naucys mne?
— Jak zostaniesz uczniem, to na pewno pójdziesz. — Uśmiechnął się delikatnie. — To raczej koty, ale lisy z kolei mieszkają na naszych terenach. Ja ich mowy niestety nie znam, ale założę się, że Jaskółka chętnie cię pouczy.
Jego oczka błysnęły.
— Siękuje! Jest pan supel miły! A jak to jest być zastępcą? Cemu koculy się całują? Słysałem od wujka se dawał buzi mojemu tacie, jak mne esce ne było na świecie.
Zanim zdążył cokolwiek odrzec, srebrny znowu otworzył swój pyszczek:
— A chce pan całusa od lidera? Chyba pana lubi.
Szczęka mu opadła. Co on powiedział?! Najstraszniejsze było to, że jego umysł to od razu sobie wyobraził, przez co musiał powstrzymywać odruch wymiotny.
— Nie!
Nigdy nie pocałowałby takiego chama! Szanował się, a przynajmniej w tym aspekcie. Znaczy Komar czasami nie był taki zły, ale musiałby wiele się zmienić żeby… Zaraz. Czemu on w ogóle o tym myślał!!! Powinien natychmiast przestać.
— Kochasz go? — zapiszczał młodszy, jakby wcześniej nie usłyszał ani krzty oburzenia w głosie zastępcy.
No co?! Skąd jemu takie coś przyszło do głowy w pierwszej kolejności! Fuj.
— NIE!
— To nie powinno się kochać lidera? — Przekrzywił łebek.
Agrest znowu na uderzenie serca oniemiał. Ten dzieciak miał jakieś niezwykłe zdolności do pogarszania kondycji jego umysłu.
— A ciebie trzeba kochać? — zapytał niewinnie, na co większy pokręcił głową. — A czemu lider jest siwy a ty nie? Jak będziesz liderem też będziesz siwy?
— Jest siwy, bo jest starszy. Nie wiem czy ja także będę, prawdopodobnie — Nie wspominał o tym, że nawet nie miał pewności, czy zostanie przywódcą. Na ten moment wolałby nie.
— A to on nie powinien iść do starszyzny skoro tak?
— Nie, siwizna nie oznacza od razu pogorszenia sprawności ruchowej.
— A co to znaczy?
Bicolor westchnął cicho. Chciałby mieć w sobie tyle energii, co kocurek. Nim jednak zdążył wziąć wdech, arlekin po raz kolejny go wyprzedził.
— A jest pan bardzo silny? Mogę wejść panu na grzbiet?
Z lekka zaskoczyła go ta propozycja, ale właściwie czemu nie? Niech się cieszy.
Postanowił jednak odpowiedzieć nieco niejednoznacznie, żeby nie wyjść na kogoś tak łatwo zgadzającego się na wszystko.
— Jeśli bardzo chcesz…
— Chcę! — wykrzyknęło kocię, a on położył się, by pozwolić mu się wdrapać.
Parsknął niegłośno, gdy poczuł małe pazurki wędrujące mu w górę szyi. Nie wiedział za bardzo co ze sobą zrobić w tej sytuacji, ale to było... miłe.
— Ale mięciusio tu na górze. — Srebrny oparł mu łapki na głowie. — Ale wysoko!
— Fajnie? — zamruczał. Musiał przyznać, że ten maluch szybko go urzekł.
— Tak! Pójdziemy na przejażdżkę?
<Mój pierwszy jeźdźcu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz