Ostatnie jego polowanie nie skończyło się zbyt dobrze. Zwichnął sobie łapę, przez co skończył u Plusk ku niezadowoleniu Miodunki. Nie potrafił jednak dalej wykonywać swoich obowiązków, gdy ból promieniował mu aż do grzbietu. Partnerka musiała wytrzymać tą rozłąkę. Za to Gruszka, jego córka zaczęła częściej go odwiedzać. Namawiała go, by postawił się Miodunce i pokazał jej gdzie było jej miejsce. Dziwił się, dlaczego jej na tym zależało. Ciężko jednak było mu odmówić córce, zwłaszcza że w pamięci dalej miał tą małą, kruchą istotkę o wielkich, smutnych oczach. To działało na niego lepiej niż wszelkiego rodzaju słowa. Obiecał małej, a raczej już nieco starszej koteczce, że zrobi co w swojej mocy, by następnym razem decydować w sprawach rodzinnych, ale na jego szczęście nie miał do tego okazji.
Można rzec, że zaczął ignorować liliową szylkretke. Wiedział, że robił źle, ale nieco bał się jej reakcji na to, że miał zamiar ukrócić jej rządy.
Dzisiejszego dnia wybrał się na samotne polowanie. Z jego łapą było już znacznie lepiej, co go cieszyło. Wyczuł zapach myszy dość szybko. Zaatakował ją sprawnie i odebrał życie w momencie, gdy usłyszał głos ucznia.
— Przepraszam, nie wiedziałem, że to pańska zdobycz.
Zaskoczony uniósł łeb i spojrzał na piszczkę pod swoimi łapami.
— Nic się nie stało. Czasem tak bywa, że polujemy na to samo. Gdyby mi uciekła, pewnie miałbyś szansę ją złapać — powiedział, zerkając niepewnie na boki.
Gdzie był mentor ucznia? Musiał chyba znajdować się niedaleko. On nie pamiętał, by chodził na treningi samotnie.
— Jesteś tu sam? — dopytał dla pewności.
Jeżeli tak to musiał go odprowadzić do obozu lub poszukać jego mentora. Nie do końca pamiętał kto nim był. W zasadzie to znał Gęgawę tylko z widzenia, a jego znajomość z nim sprowadzała się tylko do powitań. Mało co o nim wiedział... Tylko tyle, że został przygarnięty wraz ze swoim rodzeństwem do ich klanu, gdy jeszcze był kocięciem.
<Gęgawo?>
Wyleczony: Nikt
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz