Brązowe ślepia wpatrywały się w nią przenikliwie. Spuściła potulnie łeb niczym owca na rzeź. Ciemny ogon owinął ją szczelnie. Zupełnie jak dzikie kłącza drzewo. Ciasno i dusząco. Jego woń gryzła ją. Czuła jak obrzydliwie na niej osiada. Przenika.
— Hej, przeszkadzam wam? — jej słodki głos znów ją gnębił.
Pochmurny oderwał się od kotki. Świeże powietrze otuliło ją z każdej strony. Ciężar jego zapachu opuścił ją. Chociaż na parę uderzeń serca. Mogła zaczerpnąć wdechu.
— Czego? — jedno słowo bez ogródek padło z jego pyska.
Z nadzieją spojrzała na niebieską kotkę. Jej utrapienie, jak i wybawicielkę. Kwiecisty Pocałunek uśmiechnęła się lekko. Podeszła bliżej nich. Bez zapowiedzi wpakowała się pomiędzy nich. Jej kwiecista woń zawirowała wokół szylkretki. Oddzieliła go od niej z taką łatwością. Niczym kamienny mur blokowała czerń jego ślepi od niej.
— Chciałabym trochę poznać szwagierkę. — miauknęła zaczepnie, szczerząc się jak kocię. — Jesteś zupełnie jak mama. Jakbym nie wiedziała co ptaszki świerkają to nawet bym nie wiedziała, że w końcu się ustatkowałeś. — miauknęła radośnie, karcąc brata spojrzeniem.
Pasikonik zastygła nic nie mówiąc. Bała się zaprzeczać. To on panował nad charakterem tej relacji. On decydował o każdym kroku. Niczym kat i władca siał niepokój w jej łbie każdego wschodu słońca.
— No co tak milczycie. — jęknęła niezadowolona Kwiecista. — Opowiedzielibyście coś? Jak się poznaliście. Albo co was w sobie urzekło? — wpatrywała się wyczekująco w ich, obracając energicznie głową.
Milczała. Nie potrafiła wyksztusić z siebie słowa. Nie potrafiłaby skłamać. A kara za prawdę byłaby zbyt brutalna, by ją zniosła.
— Uratowałem ją przed szalonym samotnikiem i zakochała się we mnie. Prawda, słońce? — gładkość z jaką kłamał przerażała ją.
Zupełnie inaczej pamiętała wydarzenie. On skąpany w krwi własnego ojca. Ona płacząca. Zmanipulowana. Skrzywdzona. Złamana.
— T-tak... — ledwo wydobyła głos.
Kwiecista złapała się za łeb zachwycona.
— Jejku! Jak uroczo. Chciałabym, żeby Makowa Furia też była taka romantyczna... — jęknęła niebieska. — W sensie, jeszcze nie jesteśmy razem. Ale to tylko słowo "jeszcze". Gdyby tylko choć raz przyniosła mi kwiaty zamiast martwego zająca... Rzuciłabym się jej w ramiona! — ogłosiła głośno kotka.
Pasikonik wbiła wzrok w łapy. Nie wiedziała zbyt wiele o miłości. Rozbita rodzina. Rozbite marzenia. Rozbita ona. Nic z tego nie dawało jej żadnych fundamentów na wiedzę o romansach. Westchnęła głęboko. Chciałaby uciec od tego wszystkiego. Daleko. Jak najdalej by mogła. Lecz nic poza Klanem Burzy jej nie czekało. Już nie.
— Jakby mój brat ci się znudził, to wiesz, ja "jeszcze" jestem wolna. — rzuciła jej żartobliwie Kwiecista, puszczając oczko.
Pasikonik uciekła zawstydzona spojrzeniem gdzieś dalej.
— Zostaw ją. — syknął Pochmurny. — Lepiej zajmij się swoimi sprawami. — wywrócił ślepiami.
Niebieska zaśmiała się, trochę nerwowo, i wstała.
— Życzę wam jak najlepiej kochasie. Tylko z niektórymi sprawami nie warto się spieszyć. Pamiętajcie. — miauknęła na pożegnanie.
Gdy tylko zniknęła z pola widzenia znów ją osaczył. Sztywna i silna łapa powaliła ją na ziemię. Upadła w ciszy. Bez najmniejszego jęku czy pisku. Wypełnione mrokiem ślepia wodziły po jej ciele. Stanął nad nią, blokując jej wszelkie ścieżki ucieczki. Myślami był gdzieś daleko. Dalej niż Klan Burzy. Bała się w nie spoglądać. Utkwiła wzrokiem na chmurze leniwie przepływającej po niebie. Malujące się na czerwień niebiosa wskazywały, że słońce za niedługo miało schować się w morzu.
— Dlaczego... — zaczął, lecz urwał po uderzeniu serca.
Zamknęła ślepia. Nie chciała w tym uczestniczyć. Psychicznie i fizycznie. Zabawiał się nią. Niczym myszą.
— Dlaczego się nie bronisz? Nie walczysz? — zapytał, odwracając jej pysk w jego stronę. — Otwórz oczy.
Niechętnie spojrzała na niego. Nie była wstanie odczytać jego emocji. Samotność zdawała się mieszać z żalem. Nie wierzyła, że był zdolny do tych emocji.
Jego łapa dotknęła jej szyi. Drgnęła. Nieprzyjemne ciepło zawrzało w jej ciele. Powoli wędrował niżej zabawiając się niesfornymi kosmykami sierści po drodze. Przełknęła ciężej ślinę, odwracając wzrok.
— Patrz na mnie. — zażądał.
Zacisnęła mocniej ślepia.
— Patrz. — powtórzył, naciskając mocniej na jej brzuch.
Cichy jęk opuścił jej gardło. Czuła, że dała mu satysfakcję. Widziała tą rozkosz malującą się w jego ślepiach. Przywarł do niej. Ciepłe powietrze z jego nozdrzy łaskotało ją w szyję. Pomimo całego wstrętu i obrzydzenia jakie odczuwała jakaś część niej odczuwała z tego przyjemność. Chory umysł sam oszukiwał siebie nie będąc w stanie przyjąć więcej smutku.
— Pasikoniku... — jego głos, jakby oderwany od rzeczywistości, zdezorientował ją.
Próbowała go zrzucić z siebie. Ciężar był straszny. Niczym stos kamieni. Potężny głaz. Jej marna próba walki jedyne ją upodlała.
* * *
— Pasikoniku? — znów ten sam głos męczył ją.
Otworzyła niechętnie ślepia zbudzona ze snu. Czarne futro otulało ją z każdej strony zupełnie jak w jawie. Woń suchej trawy i słońca przyduszała, nie pozwalając zapomnieć o jego obecności. Zadrżała, kuląc się.
— Co ci się śniło? — zapytał, pochylając się nad nią.
Odwróciła od niego pysk. Nie chciała spoglądać na niego. Na ciemne ślepia, skrywające zbyt wiele emocji, których nie była wstanie pojąć.
— T-ty... — szepnęła jedynie.
Poczuła jak się uśmiecha. Nie musiała tego widzieć. Poznała na pamięć jego zachowanie. Mowę ciała. Beztroską radość, jaka go przepełniała, gdy udawał, że tamten dzień nigdy się nie wydarzył.
— Szczerzysz się, jakby sam Klan Gwiazd ci się objawił. — rzucił zaczepnie Tropiący Szlak.
Pochmurny zaśmiał się. Nie potrafiła stwierdzić czy szczerze, czy sztucznie. Spuściła wzrok wędrując gdzieś po swoich łapach.
— Śniłem się Pasikonik. — miauknął dumnie, ocierając się o sztywną kotkę.
Bury kocur zmrużył ślepia, przekręcając łeb. Czuła, jak jego wzrok wypala ją na wylot. Marzyła o zniknięciu.
— Ona nie wygląda na zachwyconą. — stwierdził wojownik.
Ich wzrok wylądował na jej marnej sylwetce. Tonęła przez tą przenikliwość otaczającą ją z każdej ze stron. Zapadała się w samej sobie, próbując wyrzucić świadomość gdzieś indziej.
— Jestem. — mruknęła jedynie, szybko chowając w pysk w czarnej gęstwinie.
By nikt nie wyczytał kłamstwa z jej pyska. Nie zorientował się. Nie ukarał jej. Dyszała ciężko pod kołtunami z jego futra. Poczuła, jak jego ogon owija się wokół jej wątłego ciała. Mimowolnie zadrżała. Nie chciała spełnienia tego snu.
— Ostatnio... zdajesz się taka słaba. — zamruczał jej do ucha.
Przyjemny dreszcz, którego się tak brzydziła przeszedł przez nią. Chciała uciec, jak najdalej od niego. Lecz ciało nie pozwalało jej się ruszyć, oczekując więcej.
— Powinnaś odwiedzić łoże medyka. — mruczał dalej, przypadkowo coraz bardziej muskając płatek jej ucha. — Moja siostra bardzo chce cię poznać bliżej. Nie dam rady tego dłużej przekładać, słońce.
Milczała. Jedynie to potrafiła zrobić. Pozostawić wszystko bez odpowiedzi i schować się coraz głębiej pod jego futrem. Jak najdalej od całej problematyki świata jaki istniał.
— Wstawaj. — zażądał, podnosząc się.
Chłód brązu zmroził ją na wskroś. Ze spuszczonym łbem posłuchała się. Nie ośmieliła się podnieść wzroku.
— Nie pozwolę ci zaniedbywać się dłużej.
* * *
Stała jak na skazaniu. Wiśniowa Iskra powoli obracała ziołami, wciąż nie mogąc znaleźć tego co szukała.
— Proszę. — w końcu padła odpowiedź.
Nieznane jej liście wylądowały pod jej łapami.
— Musisz więcej odpoczywać. Stres i zmęczenie to twój główny problem. — miauknęła medyczka.
Pasikonik pokiwała łbem.
— Wiśniowa Iskro, i jak? — dopytywał Pochmurny Taniec, który nie mógł dłużej wysiedzieć na dworze.
Od razu przywarł do niej bokiem nie pozwalając nawet na uderzenie serca wytchnienia. Widząc na sobie wzrok medyczki, odwróciła pysk od niej, uciekając w połacie posklejanego czarnego futra.
— Musi więcej odpoczywać. Dopilnujesz ją? — zapytała szylkretka.
Poczuła jak mięśnie na jego pysku się poruszają. Odpowiedź była oczywista do przewidzenia.
— Oczywiście. — miauknął, trącając kotkę pyskiem. — Musisz więcej spać, słońce. Koniec z randkami przy gwiazdach. — zażartował.
Pasikonik czuła, jak coś ją skręcało. Musiała wyjść stąd. Jak najszybciej. Oderwała się od niego, kierując się w stronę światła.
— Poczekaj na mnie, słońce. — zawołał za nią. — Przepraszam, Wiśniowa Iskro. Dziękujemy za pomoc.
Dogonił ją w parę uderzeń serca. Znów dotknął. Czuła, jak miękną jej łapy. Nienawidziła tego.
npc: kwiecisty pocałunek, tropiący szlak, pochmurny taniec
choroby: pasikonikowy nów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz