— Słyszałeś o tych dziwnych samotnikach? — Daglezja usłyszała pytanie, mimo, że nie było zadane jej. Nadstawiła jednak ciekawsko uszu, kryjąc się, udając szarego członka tłumu. Rozmówca kocura spojrzał na niego z równie zaskoczonym co Daglezja wyrazem pyska.
— Nie słyszałem — przyznał Borsuk. — Powinienem?
— No ba! — mruknął bury Żbik, kręcąc ogonem. — Ale specjalnie ci się nie dziwię. Niewielu wie.
Ruda spojrzała na nich ukradkiem, coraz bardziej zainteresowana.
— Skąd ty wiesz? — zapytał czarny, otwierając w zaciekawieniu tematem szerzej oczy.
— Mam swoje sposoby. — Żbik puścił kocurowi oczko rozbawiony, jednak szybko powrócił do powagi. — Na zgromadzeniu rozmawiałem z taką jedną, co ponoć widziała, jak ją obserwuje z daleka nieznajomy. Jego oczy jarzyły się w mroku, jakby czerwienią, i biła od niego potężna energia — opowiadał Żbik, specjalnie dobierając ton i przeciągając słowa jak przy opowiadaniu strasznej historii kociakowi. Daglezjowej Igle zadrgały od tego wąsy z rozbawienia. — Zdaje mi się, że też coś takiego widziałem. I nie tylko ja, jestem pewny.
— Brzmi strasznie — zaniepokoił się Borsuk, kręcąc nerwowo końcówką ogona. — Myślisz, że ktoś chce nam coś zrobić?
— Nie mam pojęcia, ale wygląda na to, że nikt nas jak na razie nie zarzyna — wzruszył ramionami Żbik ignorancko. — Ale i tak, ciekawa sprawa.
Daglezjowa Igła czuła się zaintrygowana tym, co właśnie podsłuchała. Jakim cudem taka ciekawa plotka mogła umknąć jej niezawodnym uszom i koleżankom? Ruda przybliżyła się do kocurów bardziej, chcąc usłyszeć więcej informacji.
— Jesteś pewien, że coś takiego widziałeś?
— Jakbym nie był to bym ci chyba nie mówił, duh?
Borsuk zmarszczył brwi.
— Nie wiem... A gdzie upatrzyłeś tego samotnika?
— Koło śmietniska... w sumie nie pamiętam. Gdzieś tam. Mam nadzieję, że, cokolwiek to było, nie chciało mi wtedy ukraść tamtej dorodnej sroki — podniósł brodę i wskazał na stertę zwierzyny nieopodal, na której leżał wyglądający niezbyt imponująco ptak. — Z resztą, nawet gdyby to dostałby w pysk. Jeśli futro mu miłe nie powinien się do mnie... nas zbliżać.
Daglezjowa Igła przewróciła oczami. Co za narcyz!
— Może pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Wiesz, co zrobiła ostatnio Świt na patrolu? — Borsuk zmienił temat, przyciągając uwagę Żbika, za to skutecznie rozczarowując Daglezjową Igłę. Chciałaby posłuchać czegoś więcej. Eh, faceci, zawsze wszystko psują! Na szczęście usłyszała wystarczająco, by sprawdzić to własną łapą.
Wyszła czym prędzej z obozu, kierując się w stronę śmietniska, przeklinając to pod nosem. Ze wszystkich miejsc, gdzie mogliby się pojawić samotnicy, czemu musieli oni wybrać akurat to na skraju terenów Owocowego Lasu! Jak gdyby nie pomyśleli, że ktoś chciałby ich chcieć poszukać. Taki ktoś jak na przykład Daglezja, która wytrwale pokonywała sad, idąc wzdłuż rzeki. Zielona trawa przyjemnie łaskotała jej łapy, w przeciwieństwie do okropnego śniegu i lodu. Powietrze za to było pachnące i ciepłe. Południe było idealną porą na poszukiwania.
Obejrzała się i spojrzała na własne odbicie w rzece. Zauważywszy z zaskoczeniem, że ma niedbale odstającą, nieułożoną sierść na grzbiecie usiadła na moment, by przylizać futro. Zaraz po tym wstała i po upewnieniu się, że wszystko wygląda idealnie poszła dalej. Co jak co, ale nawet na polowaniu na samotnika musiała wyglądać wystrzałowo. Przeszła ostrożnie po Konającym Buku, ominęła niebezpieczne dla nie tylko zdrowia, ale i sierści błotniste Rozlewisko. Zawsze spod wilka spoglądała na to konkretne miejsce. Wiedziała, że tacy idioci jak Larwa tylko czekali aż do niego wpadnie.
Po długim i jakże wyczerpującym spacerze, wojowniczka o marchewkowej sierści stała przed mrożącym krew w żyłach Cmentarzyskiem Potworów. Kreatury spoglądały na nią złowrogo zgaszonymi, żółtymi oczami. Większość z nich wyglądała na zdewastowane - wgniecione w wielu miejscach, z wyciągniętymi bądź potłuczonymi częściami ciała, bez nóg i z wieloma innymi defektami. Nic dziwnego, że zostały porzucone, pomyślała. Mimo mrocznej aury, która otaczała to miejsce ruda stała przed nim dumnie, uśmiechając się jak największy cwaniak. Dopadnie tego samotnika szybciej, niż ten zdąży powiedzieć "prędka popielica"!
Wkroczyła na śmietnisko, rozglądając się uważnie, szukając oczami jakiegoś ruchu. Przeszła obok w połowie czarnego potwora, którego skóra wyglądała jak zakażona rana, zrudziała i spękana. Drugi sprawiał wrażenie połamanego, a jego pysk był rozwarty, czego nigdy wcześniej nie widziała. Trzeci wyglądał za to jak sam szkielet. Przez Daglezję przeszły dreszcze. Tych potworów były tu dziesiątki, jednak nieznajomego, potężnego samotnika o którym opowiadano legendy – brak. Zapuściła się dalej.
Zza jej pleców rozległ się szelest, a następnie terkot spadających części. Daglezjowa Igła odwróciła się gwałtownie, by znaleźć sprawcę, jednak jedyne co zobaczyła to staczające się z górki srebrne puszki. Syknęła.
— W ciuciubabkę ze mną pogrywasz?! — warknęła. Przez chwilę nastała zupełna, głucha cisza. — Dobrze. Jak chcesz –
Nie zdążyła dokończyć, gdyż biegiem zza jednej z górek rzuciły się do ucieczki szczury stadem. Lęk na chwilę sprawił, że osłupiała, jednak szybko się otrząsnęła i zaczęła wycofywać, a bardziej zapuszczać się dalej, w głąb śmietniska. Szybko spostrzegła jednak, że szczury jakby ogłupione, biegną na oślep, nie robiąc sobie za wiele z jej obecności. Cóż, to była okazja...
Daglezjowa Igła bez większego problemu zabiła dwa przerośnięte gryzonie, a mogłaby więcej, jednak odechciało się jej. Z niesmakiem patrzyła wpierw na zdobycze, uważając je za brudne i nieczyste, jednak głód wziął górę. Wpierw niechętnie trącała nosem, po chwili jednak pożerała łapczywie szczura, zostawiając jedynie po sobie śmieci. Skoro nikt jej nie widzi to nikt nie powie, że damie nie wypada, prawda? Ruda obejrzała się wokoło, ale nie zauważyła nic, co mogłoby jeszcze przyciągnąć jej uwagę, a po posiłku zrobiła się zmęczona i chętna na drzemkę. Cóż. Tajemniczy samotnik może poczekać.
Wzięła w pysk drugiego szczura i wyszła ze śmietniska z pewnym poczuciem ulgi. Dziwne miejsce...
EVENT NPC: Żbik, Borsuk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz